środa, 23 listopada 2011

Trzydziestotrzylecie międzywojenne

Moja pięcioletnia córka ostatnio zapałała chęcią noszenia kapci, laczków tak zwanych, i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie były to buty już wiekowe. Choć przyznam szczerze, że nei wiedziałam, iż tak bardzo...
- Babcia mówiła, że ty je wcześniej nosiłaś - stwierdziła ich nowa właścicielka, rączki za plecami składając i opierając się o ścianę.
Nie, Agata je nosiła.
Agata, to kuzynka mojej córki, starsza od niej o około czternaście lat.
- Babcia mówiła, ze ty je nosiłaś - córa nie daje się jednak przekonać, po czym dodaje poważnym tonem: - jak była wojna.

Nie wiem, jak wyglądałam, ale moja mina musiała być bezcenna ^^

niedziela, 6 listopada 2011

O czym marzą mężczyźni?

 Kolejne banalne pytanie, prawda? Wiadomo przecie, że o pięknych... samochodach! Nasz jest uroczy, bo czerwony - sama kolor wybierałam ma się rozumieć - ale niestety, mąż twierdził, że cyt: "to stara rojda, którą powoli #$#%^&&* wstyd jeździć". Za kupnem nowego auta z mojej strony przemawia tylko perspektywa płacenia niższych podatków - wiecie, lizing i inne takie nudy - ale to wystarcza, by co dziennie od kilku tygodni ten temat wałkować...

- Ale powiedz, myślałaś coś o tym samochodzie, prawda? - pyta szanowny małżonek, wchodząc za połowicą do łazienki.
- No.. -  odpowiada pytana tonem słynnego Marianna po chwili ciszy.
- Wiedziałem! Wiedziałem, że to powiesz zanim to powiedziałaś i że TAK to powiesz! 
Jak widać, trudno jeszcze jest zaskoczyć kogoś, z kim mieszka się przez siedem lat już, a drugie tyle się zna. Po chwili, gdy już oboje przestali się śmiać, żona dodaje:
- Wiesz... Spać powoli przez to nie mogę normalnie -
Sarkazm dosłownie spływał jej z ust, ale chyba jednak nie był zbyt doskonale czytelny, bo po chwili w odpowiedzi padło pytanie małżonka i nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nei było zadane poważnie.
- Ty też? 

Dziś był samochodowo- kredytowych atrakcji ciąg dalszy. Rozważania, co gorsze, nie dotyczyły koloru auta, ale zdolności kredytowej naszej rodzinki. Nie jest łatwo ustalić takową, gdy prowadzi się firmę i zysk, jak wiadomo, jest różny.
- Słuchaj - zagaja małżonka. -  To może kupmy telewizor? Weźmiemy go na kilka rat i zobaczymy jak nam z nimi będzie. Ocenimy, czy stać nas na coś większego.
- No, w sumie.. - widać po minie męża, że pomysł przypadł mu do gustu, to zaś zapewne ma coś wspólnego z faktem, że wczoraj kupił sobie nowa grę na PS i narzekał, że grafika na starym tv jest gorsza niż na kompie.
- Ale wiesz, zanim kupimy telewizor, musisz zamalować tę ścianę, co znaczy, że mamy jeszcze dobre pół roku na szukanie modelu...
- Ha. Ha. Ha.
W tym momencie należy wytłumaczyć zgryźliwość narratorki. Całkiem słuszną! Otóż, sześć lat temu, kiedy robiliśmy generalny remont mieszkania została przeze mnie pomalowana jedna ściana w salonie na dziwne abstrakcyjne czerwono - pomarańczowe wzory - wiem, strasznie brzmi, a jeszcze gorzej wygląda. Wszystko było zaplanowane, bo w salonie miały być czerwone nowoczesne i proste meble, ale koniec końców została kupiona kuchnia w nieco staromodnym stylu, to i meble trza było do niej dopasować i koniec końców ściana pasuje teraz do wszystkiego, jak wół do karety. Tak, sześć lat temu to było i od tych sześciu lat czekam na zamalowanie. Zgryźliwość wytłumaczona?
Przed chwilą mąż wyliczał ile mniej więcej będzie potrzebował kasy na pomalowanie tej ściany:
- Ile tej farby? Niewiele.. Trza jeszcze kupić pędzle, taśmę, wałek... Bez sensu to wszystko kupować do jednej ściany. Szkoda kasy. Może zawołam Marka - nasz kolega zajmujący się zawodowo wykończeniówką - zapłacę mu i niech pomaluje..
 Cholera, jak ja kocham te moje Dwie Lewe Złote Rączki : )
 

poniedziałek, 31 października 2011

O czym myślą faceci?

Pytanie to jest tak proste, że wręcz śmieszne, prawda? Dlatego pozwolę sobie je rozbudować do: "i kiedy?" Posunę się o krok dalej jeszcze i na przykładzie własnego ślubnego zobrazuję, jak zadziwiające mogą być owe "kiedy". Wyobraźcie sobie mężczyznę, niestarego jeszcze bynajmniej, aktywnego, któremu podczas przeglądu ogólnego, zwanego potocznie badaniami okresowymi, wykazano, że ma objawy arytmii. Wyobraźcie sobie też tego zaniepokojonego człowieka szukającego odpowiedniego specjalisty, umawiającego się na badania, robiącego kolejne testy. Wyobraźcie sobie go też koniec końców wracającego do domu z czymś, co przypomina kasę  fiskalną, u boku i masą elektrod na piersi i plecach - tak, to sprzęt do tzw. "Holtera". Wreszcie przechodzimy do sedna. Cóż takowy zakomunikuje, ledwie próg domu przekraczając?
- Musisz mi zrobić z tym loda.
Takie stwierdzenie oczywiście musiało wywołać salwę śmiechu u ślubnej, ale małe dopowiedzenie doprowadziło ją wręcz do zawału, a to, przyznacie, byłaby dopiero ironia, gdyby takowy miał zaiste miejsce.
- Tylko gorzej, jak ja zapisze w tym notatniku "żona mi loda robiła", a tam na wykresie pokaże  lekarzowi  tylko mały skok napięcia.
Tak, bo nie efekt jest najważniejszy, ale wrażenie wywołane na.. lekarzu.

Małe dopowiedzenie dla ciekawskich. Nie, nie zrobiłam tego. Mimo szczerych chęci i zachęcających uśmiechów małżonka chodzącego w negliżu przed moim nosem nie dałam rady. Skojarzenie z terminatorem nie potrafiło mi się skupić na tym co trzeba.

poniedziałek, 10 października 2011

Coś z zupełnie innej beczki po raz trzeci i ostatni.

 Historia Norana i dwóch jasnowłosych elfek najprawdopodobniej się zakończyła. Nic pewnego w tej kwestii nie wie nikt - nawet ich twórcy ;) - niemniej pewien rozdział został jakiś czas temu już zakończony. Czeka nas wiele zmian, zmian których nie jestem Wam w stanie wyjaśnić bez wykładania nudnych zasad, którymi dziwny świat gier fabularnych się kieruje. Niemniej... Nowe historie już się toczą i jeszcze wiele innych jeszcze przed nami, więc kto wie, może jeszcze kiedyś przytoczę Wam tutaj inne rozlazłe na kilkadziesiąt stron cholerstwo.

Duralev kiwnął tylko głową jak gdyby w podzięce jej i bogom, że już nic ich teraz nie goni. Znając jednak zapał tych z tatuażami, siedzenie w jednym miejscu nie było chyba najlepszym pomysłem. Wciąż mogli mieć w mieście swoje czujki, które życzliwie doniosą im o przedziwnej parze złożonej z duraleva i jasnowłosej elfki. Już samo to, że dural jest w towarzystwie długouchego było nad wyraz podejrzane. Nie dbał też o to jak niedorzecznymi mogły wydawać się jego roszczenia, bo i sam dobrze wiedział, że magia nie działa w ten sposób... albo i działa. Tylko o tym nie wiedział. Cichy chrzęst i już była prawie przy nim, wpatrując się w niego swymi oczyma, a on znów dał się złapał w pułapkę, bo wystarczyło, że jeno miecz przestał wisieć nad jego głową i uspokoił oddech to jego wzrok powędrował nieco niżej, niż oczyska jasnowłosej.
- Ofiary twojej ukochanej magii nie muszą za nic płacić. - Odparł z kpiną w głosie, szczególnie czepiając się tej magi. Dla Norana przyjmowała ona powoli postać jakiejś złośliwej istoty, a na pewno kobiety. Tylko kobiety potrafią być tak złośliwe i sprawiać tyle kłopotów.
- Poza tym wybacz, ale zapodziałem gdzieś sakiewkę. - Dodał po chwili, wymownie klepiąc miejsce przy pasie gdzie powinien znajdować się skórzany mieszek i szabla.
- Więc czego chcesz, hę? Mam ci nadać ziemię w pobliżu Visco, z kilkoma krowami i trzema parobkami, o ile Visco jeszcze istnieje? Właściwie to w jakim jesteśmy mieście? - Wypalił ni stąd ni zowąd, spoglądając na dachy budynków i uliczki pod nimi.
Trudno było stwierdzić, czy kobieta zauważyła to iż uniknął na moment jej spojrzenia. Nawet jeśli bowiem tak było, to nie dała tego po sobie poznać. Można jednak było założyć, że skoro jednak potrafiła niektóre atuty swoje eksponować, to i raczej nie pozostawała nieświadoma tego, jak mogą one na pewną część społeczeństwa wpływać.
- Jesteś bardzo pewny siebie, co może być głupie, zważywszy na fakt, ze nie wiesz gdzie jesteś, nie wiesz jak wrócić do siebie, a jedyną osobę, którą tutaj znasz, a której skądinąd trochę już zawdzięczasz traktujesz z góry - stwierdziła, starając się mocniej zadrzeć głowę, co niewiele dało, bo jednak wielkością mu ustępowała - I nie mam tutaj na myśli tylko wzrostu - dodała.
W jej głosie nie słyszał żalu, nie było też kpiny czy moralizatorstwa, choć to ostatnie pasowałoby najbardziej w tej chwili. Słyszał jednak wyraźnie coś, co można było jako ciekawość określić. To zresztą tłumaczyłoby jej kolejne stwierdzenie i zachowanie.
- Jesteś w stolicy, a teraz chodźmy - wyminęła go i po chybotliwej drabince przytwierdzonej do muru zeszła na dół.
Jakie inne uczucie bowiem mogła nią teraz kierować?
Przez całą drogę elfka, choć może nie szło tego na pierwszy rzut oka dostrzec, kontrolowała sytuację i obserwowała przechodniów, których całe szczęście było o tej porze sporo. Jeśli był kiedyś w Hedinsey, to mógł teraz z ulgą stwierdzić, ze to niewiele różniło się od tego, które zapamiętał. Kobieta zaprowadziła go do kamienicy w centrum, do mieszkania, do którego klucz wyciągnęła z jakiejś skrytki za szafą w korytarzu. W środku było całkiem ładnie, ale warstwa kurzu na meblach świadczyła o tym, ze dość dawno nikt tutaj nie zaglądał. Mieszkanie nie było jednak najciekawsze, Norana zapewne zainteresowała gazeta, na którą nadepnął podczas drogi, a dokładniej rzecz ujmując to data, jaka na niej dostrzegł. Wynikało z niej, ze cofnął się w czasie zaledwie o miesiąc... Czyżby nieznajoma elfka kłamała?
- Mówisz chyba o wszystkich duralevach. - Burknął już nieco spokojniej, starając się by tym razem cała jej ta prezentacja względem wzrostu i patrzenia z góry była nad wyraz wymowna. Złożyło się tak, psia mać, że innego duraleva ciężko było jej oświadczyć. Można było to nazywać brakiem rozsądku, bądź głupotą jednak duralevowie jak mało którzy nie przywykli do zginania przed kimś karku. Nie lubili też mieć długów, ani być od kogoś tak ściśle zależnym. Z pewnością nie chciałaby jednak, żeby Noran latał za nią i przymilał się niczym jakiś trubadur z południa, prawda? No tak, teraz natrafili na moralizatorskie gatki elfiej czarodziejki, która musiała mu jeszcze w tak dobitny sposób wytłumaczyć własną nieciekawą sytuację.
- Hedinsey? Matko, zapomniałem już jak bardzo nie lubię tego miejsca. - Rzucił pod nosem, ruszając spokojnym krokiem za elfką. Nie było wielką tajemnicą, że Noran przez pewien okres czasu mieszkał w stolic, bo według wielu ludzi na północy tylko tam kształcili się światowi kawalerowie. Ot, taka tradycja, żeby północna szlachta nabrała też nieco ogłady.
Minąwszy wiele krętych uliczek oraz placów targowych, Noran od czasu do czasu rozpoznawał niektóre miejsca. Dawne wspomnienia powracały, jednakże w tej chwili nie miał czasu na łzawe sentymentalizmy i podziwiane dawnych czasów. Był zły. Na siebie, na nią i na wszystkich dookoła. Nie należało zapominać, że jeszcze nie tak dawno temu zginął jego krewniak, a on zamiast zajmować się dalszymi ceremoniałami pogrzebowymi hasał po ulicach Hedinsey niczym jakiś chędożony lump. Nawet broni przy sobie nie miał. Gdy dotarli do kamienicy, Noran bez słowa szedł dalej za nią, chociaż jego wzrok zatrzymał się przez dłuższą chwilę na gazecie. Dopiero teraz, gdy byli w miarę bezpiecznym miejscu mogli zamienić nieco więcej słów, niż "tyś głupi, a tyś jeszcze głupsza", co w swój sposób było nawet urocze.
- Więc który mamy tak naprawdę rok? Aha i gdzie masz jeszcze jakąś wodę? - Zapytał spokojnie, ruszając w kierunku kuchni. Jeżeli elfka kłamała, oznaczało to, że być może Vilithiel faktycznie udało się zmienić czas. O ile jeszcze dobrze pamiętał, chcieli naprawić świat. Chcieli uratować Aleksieja i Iastresa, co w tym momencie było... możliwe? Nie, to zwykłe szaleństwo.
Elfka przegarnęła ręką po zakurzonej komodzie, zostawiając na niej wyraźny ślad swoich dłoni. Był to dość dziwny mebel, ponieważ przypominał bardziej skrzynię na czterech wysokich nogach, a jego 'wieko' otwierało się ku górze. Talani przekręciła kluczyk i uniosła zamknięcie, które zareagowało na to cichym skrzypnięciem. Wewnątrz znajdowało kilka zakurzonych butelek z zalakowanymi korkami.
- Wody nie mam, ale to też ci dobrze zrobi - stwierdziła z przekonaniem, stawiając na stole kilka butelek.
Miał teraz Noran do wyboru parę alkoholi, a z tego co było widać na pożółkłych ze starości etykietach, całkiem niezłych.
Mieszkanie nie było duże. Prócz pomieszczenie, w którym się znajdowali było jeszcze jedno i to właśnie w stronę tych drzwi jasnowłosa się skierowała. Elfka otwarła ja i wlazła do środka, pochylając się mocno, bo wejście nie było niestety przestronne. Wróciła z jakimiś słoikiem z zabezpieczonym wiekiem i garnkiem w którym to cholernie słone i suszone mięso było. Wyglądało na to, że byli w jakimś lokum przygotowanym na "czarną godzinę".
- Świeże musisz sobie sam upolować - dodała, stawiając przed nim naczynia.
Przekręciła jedno z krzeseł tak, by to w stronę stołu oparciem skierowane było, przetarła siedzisko z kurzu, a następnie usiadła na nim okrakiem. Nie czekając na decyzję Norana sama zabrała się za niezbyt szykowny posiłek. Przełknęła kilka kęsów, popiła to gorzałką i otarła usta dłonią. Zaspokoiwszy największy głód, odezwała się do mężczyzny:
- Ustalmy jedno. Z tego co mówisz, jakiś mag przeniósł cię w czasie - jak widać nie miała zamiaru odpowiedzieć mu na jego pytanie. - Idiota większy od ciebie, skoro takich pomysłów mu się zachciało. Grzebanie w czasie jest najgorszym z kretyńskich pomysłów.. - parsknęła. - Nie powiem ci nic więcej poza to, co musisz i możesz wiedzieć, byś nie namieszał w życiu swoim i swoich bliskich...
Zerknęła na niego spode łba i milczała chwilę.
Jej słowa tłumaczyłyby poniekąd jej zachowanie do tej pory i to dlaczego np nadal nie znał jej miana.
- Kiedy i gdzie t się stało? - zapytała spokojniejszym głosem.
Noran był przyzwyczajony do tego, iż w stolicy dało się dojrzeć najdziwniejsze meble i urządzenia sprowadzane tutaj z niemalże całej krainy. Nawet Al - Basarscy kupcy zapuszczali się w te rejony, a to z reguły oznaczało jeszcze więcej osobliwości, na których można było zawiesić wzrok. Duralev skrzywił się lekko na sam widok gorzałki, gdyż jak nie trudno było odgadnąć nie miał zamiaru powtarzać tego samego błędu co poprzedniej nocy. Jednakże z braku innych możliwości wybrał pierwszą lepszą butelkę z brzegu, po czym odkorkował ją sprawnym ruchem. Wytrawna czy nie wytrawna gorzałka miała upijać i takie też było zdanie większości mieszkańców północy. Nie miał wątpliwości, że owe mieszkanie było właśnie takim miejscem na gorsze czasy. Ot, wystarczyło się tu zaszyć i przeczekać najgorszą nawałnicę. Nie wyglądało też na to, aby wybrzydzał na temat smaku mięsa. Powiedziałby nawet, że wyglądało całkiem nieźle porównując je do rzeczy, które zwykle jadało się na wyprawach wojennych. Mięso było przywilejem, a nie zwyczajową codziennością.
Idąc za przykładem Talani, wepchnął sobie do ust kilka większych kawałów mięsa, po czym popił je sporym haustem trunku z butelczyny. Żołnierskie śniadanie, które wystarczyło aby zaspokoić głód i uciążliwe pragnienie. Niezbyt wiedział, czy robiła to umyślnie czy też nie, jednak musiał przyznać, że była świadoma samej siebie, przez co znowu do cholery odciągała go od jedzenia siedząc sobie tak okrakiem na krześle.
- Na pewno nie jest idiotką. Powiedz mi elfico ilu osobom pomogłaś wyrwać się z magicznego spętania nałożonego przez duralevskich szamanów? Ile widziałaś bitew? Ile zabiłaś orków? Ile ludzi wyleczyłaś w świętym gaju druidów, jeśli jeszcze przynajmniej pamiętasz jak wygląda las, hę? To wszystko, eh.... to wszystko miało być po to, aby uratować tych, których uratować nie zdołaliśmy. Nie wyszło jednak tak jak chciałem. Wątpię czy to w ogóle miało jakieś szanse powodzenia. - Rzekł zmęczonym głosem, upijając kolejny łyk. Weterani bywali często nader drażliwi na temat swoich kompanów, a poza tym Noran niezbyt lubił kiedy mówiono w ten sposób o jego "kręgu przyjaciół". Na północy za takie słowa można było stracić nawet życie. W lepszym przypadku wychodziło się z kilkoma siniakami. Nie wiedział, jednakże czy rozsądnym będzie zaufanie tej elfce. By opowiadać co, jak i gdzie. Nie miał chyba jednak wyboru. Sama podróż na północ bez magii zajęłaby mu z dwa tygodnie.
- Tej nocy, kiedy na ciebie wpadłem. Wraz z najemnikami Sibith Foel walczyliśmy w Górach Miedzianych z orkami. Straciliśmy wielu ludzi. Po ceremoniałach pogrzebowych wróciłem do wojskowego namiotu, tam wesoło pogadaliśmy z czarodziejką, razem wpadliśmy na genialny pomysł i trafiłem tutaj. Resztę już chyba znasz. - Rzekł spokojnie, rozsiadając się wygodniej na krześle. Nie musiała znać całej prawdy, a przynajmniej nie w dokładnych szczegółach.
Elfka wsparła przedramiona na oparciu krzesła i z uwagą czekała na odpowiedź duraleva. Kiedy tylko wspomniało o 'czarodziejce' uśmiechnęła się jednym kącikiem ust. Jej wzrok zdawał się mówić, ze teraz to ona już domyśla się, dlaczego mężczyzna nieudolnego, jej zdaniem, maga bronił. Gdy jednak zaczął wymieniać zdarzenia, które najwyraźniej z ową osobą się wiązały spoważniała i już nie komentowała tego w żaden sposób.
- Jak już ci wspomniałam wcześniej, dla twojego dobra, nie będę mówiła o sobie wiele, dlatego też nie dowiesz się ile orczych łbów nad moim kominkiem zawisło - odparła z tą znaną mu już przekorą w głosie.
Odetchnęła głębiej i przegarnęła włosy. Wyglądało na to, że jego odpowiedź zadowoliła ją w pewien sposób.
- Posłuchaj. Wygląda na to, że do wydarzenia, o którym wspomniałeś, mamy około trzech tygodni. Całkiem nieźle zważywszy na to, jak daleko od tego miejsca jesteśmy. Gdybyś został przeniesiony w przyszłość, wtedy byłoby gorzej, ale dzięki temu, że stało się inaczej, to jedyne co musimy zrobić to powstrzymać... Ciebie i tę elfkę przed tym durnym pomysłem. Tylko to, rozumiesz?
Pytanie było bardzo dobitne. Talani domyślała się jak wielką pokusą dla niego może być chęć zmiana przyszłości. Nawet w połowie się nie domyślała tego, jak wiele rzeczy mógłby Noran chcieć wymazać ze swej historii. Jasne oczy wbiły się w niego. Nawet nie mrugnęła, czekając na jego odpowiedź, która najwyraźniej była dla niej bardzo ważna.
- Miło by było poznać chociaż twoje imię. Może być nawet zmyślone, ot będziesz zwała się Fiołkiem. Nie musiałbym wtedy już zwracać się do ciebie "wąskodupa elfico". - Odparł z rozbawieniem, przyjmując na chwilę obecną rolę zgryźliwego duraleva. Najwidoczniej już mu nieco przeszło z tym wymienianiem dawnych zasług. Ot, żołnierskie skrzywienie. Można by było powiedzieć, że wraz z wiekiem będzie się to tylko pogłębiało... albo i nie.
- A dlaczego miałbym niby przestać, hę? - Zapytał z lekkim wyzwaniem, bo nikt nie będzie mu mówił co ma robić. Dobrze wiedział, że nie miało to większego sensu, bo co niby zrobi? Wparuje do komnat Aleksieja, zakrzyknie "jestem wędrowcem z przyszłości! Siedź na dupie i nie ruszaj na wyprawę, bo ci tam kuśkę odetną!"? Pomysł tak samo niedorzeczny jak zawiązanie silnego sojuszu pomiędzy północą, a południem. Wiedział, że przyjmował rolę rozwydrzonego dziecka, który pomimo ostrzeżeń matki wsunął koniec patyka do gniazda os, jednakże ludzie uwielbiali uczyć się na swoich błędach. Być może nie uczyli się też na nich ani trochę.
- Co jeśli wrócę tu ponownie i pozmieniam, to co chcę zmienić? - Dodał po chwili, odstawiając butelczynę ze szklanym brzdękiem. Nie po to tyle wycierpiał i wysiedział w celi, aby wszystko poszło na marne. Chciał wracać do swoich czasów i to jeszcze jak bardzo, ale niepoprawny dzieciak tkwiący w nim i chyba w każdym innym mężczyźnie kazał mu robić to co chciał, bez względu na resztę.
Parsknęła głośno i omal gorzałką się nie opluła, kiedy usłyszała propozycję jej imienia. Rozbawiona spojrzała na Norana. Otarła dłonią oczy.
- Dla ciebie maleńki... Choćby i Pedigree! - stwierdziła po czym zaśmiała się głośno.
Później jednak Noran zaczął poważniejszy temat, który bynajmniej nie przypadł jej do gustu. Chodziło oczywiście o to, jak wielkie miał w tej chwili możliwości duralev i o to co postanowi z tym zrobić.
- Posiadasz w tej chwili wiedzę odnośnie wielu wydarzeń, których nawet nie próbuj mi zdradzić. Nie chcę nawet wiedzieć, jak nazywała się magini, która cię w to wpakowała. Musisz zrozumieć, że dziadunio Paradoks jest jednym z najbardziej nieprzewidywalnych... Istot. Nawet nie wiem jak go nazwać, niewiele na temat niego wiadomo, ale jedno jest pewne.. W swej złośliwości potrafi być bardzo wredny. Nie radzę ci z nim zadzierać, ale świadoma jestem tego, ze decyzja i tak należy do ciebie. Sam musisz sobie odpowiedzieć, czy warto z nim zadzierać i próbować plątać nici czasu. Wiedz jednak, że możesz stracić więcej niż zyskać - na koniec dopiła resztę gorzałki, którą w kubku miała i odstawiła go na ławie.
Niebieskie oczy chwilę przyglądały się mu. Po chwili wahania elfka wstała i odetchnęła głęboko.
- Wrócę jutro. Ty zaś przemyśl co chcesz robić. - Przegarnęła jasne włosy, a potem splatała je rzemieniem, który z kieszeni wyciągnęła.
- Za jakąś godzinę, bądź dwie przyjdzie tutaj młody chłopak z jedzeniem, zastuka w drzwi tak - elfka zademonstrowała umówione pukanie, po czym, jeśli Noran nie protestował, zostawiła go samego.
- Więc niech będzie ten Pedfri... Pedra... Pedigree psia mać. - Odparł elfce w tym samym wesołym tonie. Się jej zachciało jakiś zamorskich imion, co to nikt nawet w krainie na uszy nie słyszał. Jednakże mieli znacznie poważniejszy temat, który ciążył nad nimi niczym chmurowa burza. Co jeśli pozmienia świat? Co jeśli zadrze z dziadziuniem Paradoksem? Spotka się z samym sobą, a Noran z przeszłości odda mu Dumkę? Przecież Dumek nie mogło być więcej, a jednakże były. Jedna przy boku Norana z przeszłości, a druga leżąca gdzieś w ciemnym loszku. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie spróbował zadrzeć z tym wszystkim.
- W Hedinsey wybuchnie paskudna zaraza. Lepiej żeby cię tu wtedy nie było. Ot, rewanżuje się za ocalenie życia i wyciągnięcie z celi. Teraz ratuję być może twoje. - Rzucił krótko, krzyżując dłonie na piersiach. Był nieco zaskoczony, że elfka postanowiła tak wcześnie wyjść. Co jeśli sprzeda go tym zakapturzonym? Podwójny zysk. Uciekła im i jeszcze zarobi na tym, że wydała drugiego. Kiwnął tylko lekko głową, słysząc o jakimś chłopaczku, po czym bezceremonialnie rozwalił się na krześle zostając sam na sam z butelczyną. Ta... co miał innego robić do następnego dnia? Tak też dopił do końca butelczynę, otworzył drugą i z lekko szumiącym łbem usiadł w jakimś wygodnym miejscu powracając pamięcią, do wspomnień które powinien dawno temu zostawić. Ot, takie rozdrapywanie dawnych ran najwyraźniej sprawiało mu przedziwną, bolesną satysfakcję.
Noran został zatem sam, w mieszkanku, które, gdyby nie było tak strasznie zakurzone, mógłby nawet nazwać przytulnym. Za oknami jednak rozchodził się hedinseyski gwar, który, dla żołnierze, jakim był Noran, nie musiał być niestety szczególnie przyjemnym.
Po zmroku usłyszał znajome pukanie, dokładnie takie samo, jakie zaprezentowała mu jasnowłosa elfka. Jeśli zdecydował się otworzyć drzwi, wtedy zobaczył nastoletniego chłopaka. Nie był on skory do rozmów, dlatego, nawet jeśli duralev pytał go o cokolwiek, to i tak nic się nie dowiedział. Zostawił jednak bochenek świeżo pieczonego chleba, trochę sera i masła, a także jajka. Wszystko to razem, dla wygłodniałego mężczyzny mogło być nie lada ucztą, którą zresztą przyszło mu zjeść w samotności, bo chłopak tak szybko jak się pojawił tak i opuścił mieszkanie, pozostawiając go znów samemu sobie.
Tak minął wieczór, tak i też minęła noc. O świcie zbudził go chrzęst przekręcanego w zamku klucza. Do środka, bez pukania, weszła znana mu już elfica.
- Dzień dobry, kochanie, czas wstawać - zaświergotała słodko, co z ciężką torbą, którą rzuciła w jego stronę niezbyt dobrze się komponowało.
Sięgnęła po kęs tego co zostawił na stole i wpakowała sobie do ust.
- Ubieraj się, ruszamy za pięć minut - powiedziała z pełną buzią, otrzepując dłonie z okruszków jedzenia. - Konie czekają z tyłu. Pospiesz się.
I tyle ją widział. Odwróciła się na pięcie, pozostawiając go samemu sobie jeszcze na jakiś czas. W torbie miał wygodne, jeździeckie ubranie, które przypadło mu, o dziwo, do gustu. Mógł założyć je teraz, bądź zostawić na przebranie. To już leżało w jego gestii.

Wręcz przeciwnie. Gwar oznaczał życie. Gwar wskazywał, że wszystko jest w najlepszym porządku. Tylko na polach bitwy, pośród zmarłych panowała niepokojąca cisza. No i jeszcze przed zasadzką. Mieszkał już w Hedinsey i dość dobrze wiedział, z czym to się zazwyczaj wiązało. Godziny poczęły zlewać się w jedność i dopiero wraz z nadejściem mroku, został wybudzony ze swego przyjemnego stanu "półtrwania". Druga butelka leżała gdzieś na boku opróżniona do dna, toteż zostawione przez chłopaczka jedzenie było nie lada rarytasem. Skoro tamten nie miał zbyt dużo do powiedzenie, to i Noran nie miał zamiaru silić się na jakieś większe rozmowy. Chwilę potem czekał go już tylko spokojny, nieprzerwany niczym sen.
- Jeszcze chwilę mamo... - Rzucił żałośnie teatralnym tonem głosu, spoglądając z półprzymkniętych powiek na ciężką torbę. Na Shora, kamieni tam nakładła, czy też może zabrała szeroki arsenał broni?
- Gdzie ruszamy? Po co ruszamy? Chyba nie na północ, prawda? - Zdążył zawołać jeszcze za elfką, kiedy ta zniknęła w drzwiach. Przeklęta Talanka. Pół życia straci przez te elfice. Najpierw Vilithiel, teraz ta chodząca jasnowłosa zaraza. Poniósł się z łóżka, po czym niechętnie zajrzał do torby wyciągając z niej jeździecki strój. Postanowił jednak zmienić przyodziewek zważywszy na to, że jego obecny przypadkiem zbyt wiele razy spotkał się z zimnymi kamieniami. Zgodnie z jej słowami, zszedł na tyły domu, wypatrując koni oraz jasnowłosej.
- Oczywiście, że na północ - stwierdziła spokojnie, zanim jeszcze zdążyła zamknąć za sobą drzwi. - Nie stęskniłeś się jeszcze? - zapytała, mrugając, po czym zniknęła mu z oczu.
Na tyłach kamienicy, zgodnie z tym co zapowiedziała, czekała na niego z dwoma wierzchowcami. Siwa i wiekowa już klacz, choć tego drugiego nie można było na pierwszy rzut oka ocenić. Koń był piękny, stepowy gończy najwyraźniej i z całą pewnością nie wyglądał na te jedenaście lat, które już na karku miał. Talani bardzo ją lubiła, bo niosła doskonale, a jako, że i nie była głupim młokosem, to i nie szalała na widok jednej głupiej wiewiórki, która na drzewie skoczyła z gałęzi na gałąź.
- To Kanwr - powiedziała, wskazując gniadego wałacha stojącego niedaleko niej. - Wyglądasz na kogoś, kto trochę w siodle pojeździł, więc chyba nie muszę mówić, że zależy mi by nic złego się mu nie stało.
Noran musiał przyznać, ze i jego wierzchowiec nie należał do najgorszych. Jeśli miał wprawne oko, to i dostrzegł, że nie był on czystej krwi gończym, ale z domieszką innej, która sprawiła, ze był on nieco masywniejszy i pewnie dzięki temu silniejszy nieco i wytrzymalszy.
Konie były przygotowane do jazdy, ale ten, na którym duralev miał jechać miał poluźniony popręg. Był to swoisty test, jaki elfka mu zafundowała, chciała bowiem sprawdzić na ile zna się na koniach i czy będzie mogła być o niego spokojna podczas jazdy.
- Musimy dotrzeć tam na czas, a w twoim przypadku wolałabym nie korzystać z magii, bo wygląda, że pecha czasami z nią masz... - stwierdziła z uśmiechem, łapiąc konia za grzywę i wskakując zgrabnie na siodło. Tyle dobrego, że skórzany strój, który na sobie miała co prawda opinał to i owo ładnie, ale zapięty był pod samą szyję, więc nie powinna go złośliwie już rozpraszać.
Po prawdzie Noran bał się wracać na północ. Po co tam jechali? Żeby spotkać siebie samego oraz najbliższych? By pokusa zmiany przyszłości była dla niego jeszcze większa? Mógł zmienić tak wiele rzeczy. Mógł powiedzieć Viscyjczykom co się uda, a co nie. Wysłać choćby list. Być może zbyt bardzo przejmował się losem własnego rodu, a takie sytuacje prowadziły z reguły do poświęceń. Jednakże nie wszystkie z nich były sensowne.
Duralevowie kochali konie. Na północy to koń, a nie pies był najlepszym przyjacielem człowieka. Ponoć mieli do tego nawet jakiś specjalny dar... czort ich tam wiedział. Nie można było jednak zaprzeczyć, że pod dłonią duraleva wszystkie wierzchowce stawały się znacznie potulniejsze.
- Zdrasvujcie koniku. - Mruknął do konia, klepiąc go lekko po pysku. Zbyt dobrze wiedział co oznaczała strata dobrego wierzchowca. Z lekką złośliwością odnotował też, że następnym razem nie będzie się powstrzymywał przed wywinięciem elfce jakiegoś numeru, skoro ta lubiła utrudniać mu życie. Duralev wsunął dłoń pod siodło, sprawdzając nacisk, po czym wprawnym ruchem zacisnął popręg, jednakże nie nazbyt mocno, tak aby Kanwr mógł spokojnie oddychać i nie nabawił się jakiś otarć.
- Jeszcze jak. - Odparł obojętnie, na samo wspomnienie o magii. Żeby jemu - wojownikowi z północy, przyszło bratać się z jakimiś chędożonymi magusami. Zajął miejsce w siodle, po czym zostało mu już tylko czekać na elfkę.
- Powiedz mi dlaczego akurat chcesz jechać na północ? To ma coś wspólnego z tym, że stało się w Górach Miedzianych? - Zapytał po chwili, przenosząc na nią swoje zielonkawe oczyska.
Uśmiechnęła się pod nosem, widząc wprawny ruch jego dłoni. Tak, niewątpliwie Kanwr był w dobrych rękach. Elfka, choć tego Noran wiedzieć nie mógł, kochała konie, a te dwa należały do niej, nic zatem dziwnego nie było w tym, ze zależało jej na ich bezpieczeństwie.
Talani spięła się nieco w siodle i zmusiła konia do ruszenia. Skierowała się w stronę bramy i wkrótce końskie kopyta zastukały miarowo w hedinseyski bruk.
- Musimy otrzeć do ciebie i tej elfki - stwierdziła tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz w życiu. - Mówiłam ci, że musimy poczekać na tę chwilę, kiedy ona będzie próbowała czar rzucić i... Przerwać to.
Zmieszali się z tłumem poruszającym się w stronę bramy. Niestety nie mogli jechać teraz szybko, trza było poddać się jednostajnemu ruchowy masy istot wszelkiej maści, im zaś bliżej bram byli, tym tłum gęstniał. Dzięki temu mogli co prawda spokojniej rozmawiać, ale jednocześnie trza było uważać na wszelkie ciekawskie spojrzenia.
- To jest najlepszy sposób, by cię do...domu zaprowadzić i, co najważniejsze, nie potrzeba doń magii. Nie możemy ryzykować spóźnienia, dlatego wyruszamy już teraz - odpowiedziała mu na pytanie.
Dotarli do bramy, którą to przekroczyli bez problemu - to jeszcze nie były te czasy, kiedy każdą osobę sprawdzano przed wyjazdem, ani tym bardziej te, gdy bramy były zamknięte..
Z czasem tłum był coraz mniejszy, a po przejechaniu kilku kilometrów mogli już rozmawiać całkiem spokojnie.
- Powiedz mi... Ta zaraza... Będzie źle? - zapytała, zerkając na Norana.
Widać było, ze ciekawość wzięła górę, wszak sama wspominała wcześniej o tym, że im mniej będzie wiedziała o przyszłości, tym lepiej.
Mieli więc przynajmniej jedną wspólną cechę. Miłość do koni. Całkiem sporo jak na ledwie dwudniową znajomość z czystego, magicznego przypadku lub raczej przekleństwa. Magia wyjątkowo się z nim gryzła. Znając życie przy magicznej podróży na północ, wylądowaliby najpewniej w samym środku Al-Basarskiej pustyni.
- Jak? Nie rozumiem... - Zaprotestował wyraźnie, kiedy przechodzili przez bramę Hedinsey. To wszystko wymykało się spod jego możliwości zrozumienia, a wcale nie należał do "głupich" ludzi. Znaczy... zdarzało się czasem spotkać jeszcze głupszych, co znacząco wspierało rozdmuchanego ego duraleva.
- Mamy czekać trzy chędożone tygodnie i przeprawić się do Gór Miedzianych, gdzie być może teraz kryją się tam niedobitki armii Arbada? Idąc dalej twoim rozumowaniem, musimy dopuścić do bitwy z orkami, biernie się przypatrywać i jeszcze na koniec wkraść się do mojego namiotu, by dotrzeć do czarodziejki, która rzuca zaklęcie? Masz mnie za idiotę czy szaleńca? A może jedno i drugie, hę? Co jeśli się mylisz, a czas nie płynie w ten sam sposób? Co jeśli Alijosza zmieni zdanie na temat całej wyprawy, albo najemnicy z Sibith odmówią wzięcia w niej udziału? Co jeśli mimo tego nie będę w swoim czasie? Co jeśli Noran z przeszłości postąpi w inny sposób, a Vi... szlag, nie będzie chciała ze mną w ogóle rozmawiać, podobnie jak Tishtra, Aveskel, Aleksiej i reszta? - Wygłosił swoją niezadowoloną przemowę, która była wyjątkowo cholernie... celna? Był zły. Nie chciał się tu znaleźć. Dopiero po kilku kilometrach wróciła mu chęć choćby do rozmowy z jasnowłosą.
- Wielka strażniczka czasu psia mać... wesoło raczej na pewno nie będzie. Jeśli nie zdążysz opuścić miasta, cóż dam ci radę. Od razu celuj w głowę. Teraz tego nie zrozumiesz, jednak we właściwym czasie... przyda się. - Rzekł spokojnie, spoglądając na mijane krajobrazy.
Wysłuchała całej jego litanii nawet na niego nie spoglądając. Nie było jej wcale teraz ani łatwo ani miło, ale zdawała sobie sprawę, ze jemu jest o wiele trudniej. Wciąż zagadką było tak naprawdę dla niej samej, dlaczego mu pomaga, a dokładniej rzecz ujmując, dlaczego stara się mu pomóc. Prawdopodobnie, jak to zazwyczaj w jej przypadku było, kierowała ją ciekawość, wszak nie codziennie się zdarza, ze trafia się na kogoś, kto z przyszłości przybywa.
Przetrawiła jego skądinąd gorzkie słowa, wpatrując się wciąż w milczeniu w trakt wijący się przed nimi. Nawet informacja o zarazie
- Posłuchaj - jasne oczy nagle zwróciły się w jego stronę - Może cię to dziwi, mnie samą zresztą też - parsknęła smutno - ale chcę ci pomóc. Chcę pomóc ci wrócić do twoich bliskich, bo ci, którzy są tutaj tak naprawdę nimi nie są. Domyślam się, ze ten pomysł mógł nie przypaść ci do gustu, ale, wierz mi, to najlepsze co zrobić możemy. Mało prawdopodobnym jest, ze zdołałeś wpłynąć na swoich bliskich, a już tym bardziej na siebie z przyszłości i tą magini. To okrutne co teraz powiem, ale oby tak było, obyś mógł się przyglądać tej masakrze raz jeszcze, bo tylko dzięki temu będziesz mógł wrócić na swoje miejsce w czasie. Jeśli cokolwiek się zmieni, wtedy tutaj utniesz, bo już Twoja ścieżka w czasie się zmieni.. Trudno to wyjaśnić...
Zacisnęła usta i opuściła głowę. Jeśli spojrzał na jej dłonie, to dostrzegł, ze te zaciskają się mocniej na wodzach.
- Magia czasu jest mi najmniej znana. Przyznaję. Wszystko co o niej wiem, to teoria. Nie znam ani jednego zaklęcia z tej dziedziny, nie posiadam aż takiej mocy. Jeśli zatem nie zdołamy pomóc ci w ten sposób, wtedy będziesz musiał szukać maga czasu, czyli jeszcze bardziej zmienić rzeczywistość i jeszcze bardziej utrudnić sobie powrót na właściwą linię. Rozumiesz? - spojrzała na niego, chwilę wzrok na nim zatrzymała, po czym popędziła mocniej klacz piętami i ruszyła do przodu, zostawiając go o długość konia z tyłu.
Trudniej? To słowo nawet w części nie oddawało sytuacji i nastroju duraleva, który znalazł się zupełnie tam gdzie nie chciał. Być może dla jakiegoś młodego maga czy żołnierza bez rodziny, który stawiał dopiero pierwsze kroki na swojej ścieżce życia byłaby to nie lada przygoda. Dla niego nie była. Niedawna rozpacz, która rozdzierała jego serce znów wróciła niekontrolowaną falą. Na bogów dlaczego? Dlaczego musiał znowu patrzeć na śmierć Aleksieja i na dodatek, do kurwy nędzy jeszcze w tak jasnej i pełnej perspektywie? Nie mogąc mu pomóc, miał tylko patrzeć? W czasie walki nie do końca rozumiał co się działo. Ścisk, krzyki, krew tryskająca z odciętych głów, nieludzkie wycia i adrenalina rozpierająca całe ciało. Widział tylko sekundy. Urywki. Aleksiej trzymał jego lewą flankę, walcząc z resztą duralevów. Gdy ponownie spojrzał w tamtą stronę, ten padł na ziemię pod stopami orków. Teraz miał obejrzeć to wszystko jeszcze raz, znacznie... dokładniej? Nie wiedział czemu chciała mu pomóc. Nie wiedział czemu akurat w tak okrutny sposób. Jeśli miała mu tak pomagać, to lepiej żeby wcale tego nie robiła. Kiedy skończyła i ruszyła do przodu, duralev stracił już resztki panowania nad sobą.
- Elfickie pieprzenie czarodziejki, która zna się na czasie tyle co świnia na niebie. Do bliskich.... co ty cholera, możesz o tym wiedzieć? Ty, najemniczka bez rodziny. Bezpańska Talani, która nie ma nawet własnego domu czy ojczyzny. Dlaczego mi pomagasz, hm? Bo wpadłem na ciebie z hukiem tamtej nocy? Bo twoje wiekowe elfie serduszko wzruszyło się całą sytuacją, a ciebie zżera ciekawość? Może liczysz, że będziemy się kochać pod rozgwieżdżonym niebem przez trzy tygodnie drogi, a potem czule mnie pożegnasz i wskoczę do swojego świata, patrząc wcześniej na rzeź najbliższych? Zabiją cię, albo spalą na północy tylko za to, że jesteś elfką i władasz magią. Nie obronię cię. Nie rozumiesz tego? - Rzekł ze wściekłym wyrzutem, paląc chyba wszelkie mosty. Chciał by ją bolało. Chciał, by poczuła chociaż ułamek tego co czuł teraz. Nie chciał od niej pomocy. Odrzucił ją, chociaż być może potrzebował jej jak nigdy dotąd w życiu.
- Idź do diabła. - Warknął jeszcze w złości, zsiadając z konia i wręczając jej wodze. Mogła zabrać swego konia. Niech się chędoży. Ruszył dziarskim krokiem wzdłuż drogi pozostawiając chyba elfkę w niebywałym szoku. Jednak coś mówiło jej, że powinna ruszyć za nim. Że bez jej pomocy Noran... zwyczajnie sobie nie poradzi. Że będzie to jej wina.
Czuła jak napięcie w niej wzrasta, jak z każdym jego słowem krew w żyłach coraz bardziej gorąca się staje. Słyszała jak ta, szumiąc głośniej, przez jej głowę przepływa. Serce dudniło jak oszalałe, a ona choć starała się z całych sił - ha, mistrzyni medytacji, psia mać - nie potrafiła swoich emocji powstrzymać i zdusić ich w sobie.
Zdawała sobie sprawę z tego, ze nie wytłumaczyła mu wszystkiego jeszcze dokładnie, ale czy to była jej wina, skoro ten nie pozwolił jej na to i jeszcze na dodatek potraktował w ten sposób? Kolejne jego zarzuty były bezpodstawne, każde słowo z prawdą się rozmijało o kilometr, a stereotypowe bluzgi, którymi ją obrzucił, wbiły się w serce boleśnie. Patrzyła na niego, a jasne oczy, które zwykle wyglądały tak, jakby chłód wręcz od nich bił, teraz były pełne gorącego, pełnego wściekłości spojrzenia. Knykcie palców pobielały, tak bowiem mocno zacisnęła je na wodzach. Nie wzięła od niego tych, które jej podał. Opadły na ziemię, co koń wykorzystał, od razu ruszając w stronę świeżej trawy.
Patrzyła na niego, jak ten odchodzi i głęboko w rzyci w tej chwili miała to, dlaczego ją tak potraktował. Ani jej się śniło próbować go teraz przed samą sobą usprawiedliwiać. Owszem, wiedziała, ze postąpił głupio, wiedziała też, choć zadufana w sobie nie była, wbrew temu co pewnie sądził, że ten bez jej pomocy nie poradzi sobie. Ale jedyne co ją przepełniało teraz, to własny ból i urażona duma. Wiedziała, ze ten, w najlepszym wypadku, podaży w rodzime strony, spotka samego siebie, zaburzy jakieś pieprzone kontinuum i... a cholera wie, co dziadunio Paradoks z nim zrobi, ale w tej chwili, w tej minucie niewiele ją to obchodziło. Pewnie gdyby miała chwile na ochłonięcie nie postąpiłaby tak, jak za chwile uczynić miała, ale sama nie dała sobie tych kilku minut.
Trzasnęła konia tak mocno w boki, że ten galopem dogonił odchodzącego duraleva. Zatrzymała się przed nim. Koń nerwowo targnął łbem kilka razy, czując emocje swojego jeźdźca, i o mały włos nie walnął Norana w głowę.
- Kto ci, do kurwy nędzy, dał prawo mnie oceniać?! - zapytała ostro, a bogowie świadkiem narratorce, ze ta bardzo rzadko przeklinała. - Skąd wiesz kim jestem? Skąd wiesz, czym męża nie zostawiła, zdradzając mu minimum prawdy, chcąc tobie, durniu, pomóc? Nie wiesz o mnie nic i się nie dowiesz, bo tak być musiało, bo tak trza było zrobić dla TWOJEGO bezpieczeństwa, więc z łaski swej nie baw się w pana wszechwiedzącego i nie oceniaj tych, którym być może do pięt nie dorastasz.
Przerwała na moment, oddychając płytko i nerwowo.
- A ponoć to elfy są przemądrzałe.. - parsknęła, patrząc na niego ze złością, ale i ... z żalem i zawodem jakimś. - Sam doskonale powinieneś wiedzieć ile warte są stereotypy, skoro tak doskonale je właśnie złamałeś.
Odwróciła konia i podjechała po wałacha, który w najlepsze przy drodze trawę zżerał. Pochyliła się w siodle i sięgnęła po wodze, a potem galopem ruszyła przed siebie, pozostawiając go samego.
Nie ujechała daleko, ale tego wiedzieć nie mógł. Zatrzymała się z jakiegoś powodu w karczmie kilometr dalej, przed którą konie znajome mu stały.
Duralev odskoczył niepewnie do tyłu, a jego palce niemal odruchowo otarły się o rękojeść sztyletu, który dała mu jeszcze w Hedinsey, kiedy jasnowłosa furia wyhamowała konia niemal przed nim, grożąc stratowaniem czy też innymi bolesnymi mękami. Pozabijają się jeszcze na tej drodze i taki będzie cały finał tej ekspedycji. Duralev i elfia czarodziejka. Nie, to nie mogło skończyć się dobrze. Wydawało się, że cała jej przemowa była niczym rzucanie grochem o ścianę. Jeszcze nie teraz. Nie w tej chwili. Dopiero po kilku godzinach zrozumie, co tak naprawdę chciała mu przekazać, kiedy zdąży opanować palący go gniew.
- Skończyłaś już elfico? - Tylko tyle wydobyło się z jego ust, kiedy przestała go łajać niczym nierozumnego pięciolatka. Chędożył wszystko dookoła. Mógł nawet tu zdechnąć, świadomy że stracił coś czego tak naprawdę nigdy nie chciał tracić. Był żołnierzem. Wiedział co to śmierć i nie lękał się jej. Był na nią zawsze gotowy w bitwie, ale nie tak! Nie w ten sposób! Nie kiedy utracił swoje prawdziwe życie, wiedząc że nic nie jest na swoim miejscu. Że nic nie będzie już takie same. Oto prawdziwa natura magii i jej wszystkich sługusów - magów. Odetchnął z ulgą, kiedy elfka zniknęła z jego oczu żegnając ją jeszcze obelżywym gestem, które nauczył się od elfów obozujących pod Vyznogrodem. Najwidoczniej pomylił się oceniając elfkę... i to nie pierwszy już ras w swoim życiu. Cóż, ludzie zawsze bardzo łatwo wydawali osądy, nawet te wyjątkowo mijające się z prawdą. Przynajmniej w jego mniemaniu, elfka i tak sobie na nie zasłużyła.
Jakby naprzeciw jej dziwacznemu przeczuciu duralev wcale nie pojawiał się w karczmie. Pomimo życzliwości i nadgorliwości karczmarza oraz cichego brzdąkania grajka w rogu sali, nie zmieniało to faktu, że mijające godziny poczęły mijać jedna po drugiej, drwiąc sobie z poczucia czasu śmiertelnych. Chłopi wracali zmęczeni z pól, kupcy ciągnęli z powrotem do miasta, jednakże Noran nie nadjeżdżał pozostawiając ją sam na sam ze swoimi myślami. Cienie zaczęły powoli się wydłużać obejmując krainę we władanie, a w karczmie zamigotały płomyki świeć. Pierwsze błyskawice rozdarły ciemnogranatowe niebo, by po chwili deszcz zaczął wygrywać swoją jednostajną melodię na krokwiach przybytku karczmarza. W końcu, solidne drewniane drzwi otworzyły się z lekkim trudem wpuszczając do środka znajomego jej duraleva. Był przemoczony do suchej nitki, a z rękawów jego jeździeckiego stroju skapywały kropelki wody. Pomimo tego wciąż nosił się dumnie, trzymał głowę wysoko i jasno wskazywał, że nie ma się do czynienia z byle włóczęgą. Najwidoczniej deszcz i poczucie głodu, wywarło jakiś wpływ na jego światopogląd.
- Znajdzie się jakieś miejsce dla podróżnika w czasie? - Rzucił kpiąco, podchodząc do stolika przy którym siedziała elfka i zajmując miejsce naprzeciwko niej. Najwidoczniej mu przeszło, jednak wciąż musiała mieć świadomość, że tak naprawdę był istną beczką z prochem, pod którą wystarczyło podłożyć tylko jedną iskrę.
- Musisz mi załatwić jakiś porządny miecz. Tym nie da się walczyć. - Rzucił krótko, wbijając nonszalancko sztylet w stół. O dziwo, mogła dostrzec na ostrzu niepokojące plamki zakrzepłej krwi.
Tylko ktoś, kto miał okazję w swoim życiu dużo konno jeździć, tylko ten, kto potrafił z tego czerpać radość mógł zrozumieć co czuła teraz talani, zmuszając konia do szybkiego galopu. Nie była całkiem swobodna, bo i przecie musiała cały czas trzymać drugiego wierzchowca, którego Noran jej oddał, ale i tak nie miała zamiaru zwolnić. Patrzyła przed siebie na poruszający się miarowo w rytm uderzeń końskich kopyt trakt przed nią. Słyszała tylko parsknięcia koni i ciche skrzypienie siodła. Jedyne zaś co czuła teraz, to gasnącą w niej złość. Wszystkie negatywne uczucia, które wezbrały w niej przed chwilą i zakipiały w żyłach, teraz opadały stopniowo, pozwalając elfce myśleć bardziej rzeczowo. Powoli też docierała świadomość tego, ze pozostawiła tego durnia, jak w myślach Norana wciąż nazywała, samego sobie.
"Nic na siłę. Nie twoja wina, ze pomoc odrzucił..", starała się samej sobie wmówić to, ale... niezbyt skutecznie.
Wiedziała, ze postąpił wobec niej niesprawiedliwie, ale powoli zaczynała pojmować, dlaczego tak uczynił.
Widok karczmy, karczmy, która przy trakcie zamajaczyła, ucieszył ją wyraźnie. Raz, ze perspektywa ciepłego posiłku nie była przecie straszną, dwa, ze ciemne chmury pęczniejące na horyzoncie nie zachęcały do dalszej jazdy, a trzy, poczekanie w przybytku na duraleva było doskonałą wymówką. Mógł tu zajrzeć 'przypadkiem', dokładnie tak samo jak i ona...
Mógł, ale tego nie uczynił. Przez pierwszą godzinę, jedząc posiłek i popijając go słodkim miodem, zerkała ukradkiem w stronę drzwi, spodziewając się ujrzeć tam znajomą twarz Norana. Za każdym razem jednak przychodziło jej się zawieść i w końcu zaczęła oswajać się z myślą, ze krewki duralev faktycznie odszedł. To dlatego, kiedy koniec końców do karczmy wszedł, nie spojrzała w stronę wejścia i dlatego udało się mu ją nieźle zaskoczyć. Skinęła tylko głową powoli w odpowiedzi i wskazała podbródkiem ławę po przeciwnej stronie stołu.
- Postanowiłeś się wreszcie ogolić? - zapytała, zerkając na sztylet i jeszcze bardziej wymownie na jego brodę. - Kiepsko widzę poszło..
No proszę, i jak gdyby nigdy nic wrócili sobie swobodnie do słownych przepychanek, czyli do tego, co im chyba najlepiej wychodziło. Tak, czasami może i lepiej było przemilczeć pewne sprawy.
- A na cóż ci on, planujesz się zabrać za golenie nóg? - uśmiechnęła się szerzej, ale i tak jasnym było, ze chciałaby się dowiedzieć cóż duralev przez te kilka godzin wyczyniał i czy przypadkiem nie będą musieli jeszcze przed kimś uciekać.
Duralev był jej wdzięczny za to, że nie wspominała z wyrzutem poprzednich spraw, ciesząc się własnym triumfem. Zachowywała się niczym mężczyzna, albo prawdziwa najemniczka. Dali sobie boleśnie po mordzie, ale teraz było już w porządku. Ot, na niektóre rzeczy najlepiej było spuścić wymowną zasłonę milczenia i tajemniczego kiwania głową. Zrozumiał co chciała mu przekazać i nawet zrobiło mu się trochę głupio, wszczynając niepotrzebną kłótnię na środku drogi oraz oceniając ją z góry. Nie ze wszystkim się jednak zgadzał. Nie wszystko chciał zrozumieć. Powinna się przygotować na to, że w przyszłości napsuje jej jeszcze sporo krwi. Duralev usiadł na wskazanym miejscu, starając się by spływająca woda zmoczyła jak najmniej. Jeszcze tego brakowało, żeby przysparzał roboty dziewkom w karczmie.
- Jesteś jakaś sodomitką, czy cuś? Swojemu chłopowi tez każesz "głaskać" sztyletem nogi, hę? - Odparł zgryźliwie, unosząc lekko brew w geście zaskoczenia i niedowierzania. Dlaczego mężczyzna mógł w ogóle zrobić coś takiego? Po co? Jakaś cholerna elfia moda, która dotarła z południa do Hedinsey czy jak?
- Nie, wręcz na odwrót. To ktoś, najwyraźniej wziął mnie za doświadczonego golibrodę. Dlaczego miałem nie pomóc? Tylko wiesz, ostatnio przez te całe stężenie magii dookoła mam nieco mniej pewną rękę. Dopiero kiedy zaciąłem go po raz trzeci z rzędu wpadł na pomysł, że pójdzie jednak poszukać specjalisty. - Rzekł z kpiącym uśmiechem, sięgając do swego pasa i wyciągając na stół sakiewkę z kilkoma monetami.
- Dzisiaj ja stawiam. Nawet mi zapłacił. - Rzekł siląc się na wyjątkowo hojny gest.
- Bardziej mnie jednak interesuje co robimy dalej? Leje jak z cebra, zrobiło się ciemno, a my straciliśmy dzień drogi. Nie wylewaj jednak rzewnych łez, zdążymy to jeszcze nadrobić. Musimy wziąć teraz jakiś pokój. W drogę ruszymy z samego rana. Pogoń tego spasionego karczmarza, bo nie będę siedział o suchym pysku. Albo niech od razu przyniesie wszystko do pokoju, bo nie będę tu kuźwa siedział i marznął! - Zawołał donośnie, wymownie spoglądając za swoje ramię w stronę szynkwasu karczmarza.
Talani z lekkim uśmiechem na twarzy, pokręciła z udawaną dezaprobatą głową, słysząc jego opowieść o golibrodzie. W duchu jednak cieszyła się, ze duralev znalazł sobie rozrywkę jakąś i dzięki czemu mógł się wyżyć na kimś innym niż ona. Nie od dziś wiedziała, ze najlepszym rozładowaniem emocji męzczyzny jest porządna bitka.
- W takim razie cieszę się, żeś nie dał i siebie przy okazji... ogolić - dodała coraz bardziej rozbawiona.
Talani w życiu nie przyznałaby się przed samą sobą, ale prawda była taka, ze poczuła ogromną ulgę, widząc go całego i zdrowego.
Wcześniej zjadła już porządny posiłek, dlatego na jego propozycję nie zareagowała jakimś strasznym entuzjazmem, ale i tak nie omieszkała przywołać gestem dłoni dziewki jakiejś. Oparła się, wygodniej rozsiadając się na krześle. Swoją drogą, to nie dziwota, ze duralev za jakąś najemniczkę ją wziął, bo i wiele rzeczy wskazywało na to, ze taką profesją się para. Głównie zaś sugerowały to swobodna postawa i chart ducha.
- Dwa pokoje jakieś niezgorsze macie wolne? - zapytała, opierając przedramiona o ławę i pochylając się bardziej nad nią, kiedy już ciemnowłosa dziewczyna do nich podeszła.
- Ano, znajdzie się, znajdzie - odparła wesoło zapytana.
- Dobrze, to weźmiemy je - potaknęła talani. - Dajcie jeszcze butelkę czerwonego wina jakiegoś i...
W tym momencie elfka zerknęła na żołnierza, by i on zamówił to, czego sobie życzył, po czym, gdy dziewka zostawiła ich samych zwróciła się do niego.
- Noc tutaj spędzimy, korzystając z tego, ze nam się karczma po drodze trafiła, a jutro wyruszymy w drogę. Mamy sporo czasu, wolę jednak dotrzeć na miejsce przed... czasem, niż spóźnić się przypadkiem... Chyba się domyślasz, ze to byłoby tragiczne w skutkach - starała się mówić spokojnie, jakby delikatniej, ale i bez zbędnych emocji.
Dziewka przyniosła napitek, przerywając rozmowę. W tym czasie elfka przyglądała się duralevowi, nawet na nią nie spoglądając. Chciała wyczytać w jego oczach, czy jest na tyle spokojny, by tę rozmowę kontynuować. W zależności od tego, jak udało się go ocenić, dodała jeszcze to jedno zdanie, bądź zakończyła temat:
- Nie będziesz musiał na to patrzeć. Wejdziemy do obozu dopiero tej feralnej nocy - zmarszczyła lekko czoło, mówiąc to i wyglądała jakby naprawdę nie było jej łatwo.
Zatrzymała chwilę na nim spojrzenie, jakby chcąc mu za jego pomocą powiedzieć jeszcze więcej niźli słowami, a potem szybko zmieniła temat na jakiś bardziej błahy i nalała sobie wina i jemu, jeśli oczywiście chciał.
Cóż, istniała jeszcze jedna dobra metoda do rozładowania emocji zdenerwowanego mężczyzny, której duralev wolał jednak nie przytaczać. Ostatecznie, działa tak samo dobrze jak porządne pranie się po pyskach, z jednym warunkiem. W walce to ty musiałeś sprać kogoś po pysku, a nie na odwrót, gdyż bezpodstawna furia mogła przerodzić się w jeszcze gorsze formy. Słysząc, że cieszy się z jego powrotu znów uniósł brwi w geście zaskoczenia "och, naprawdę?". Myślał raczej, że przynajmniej trochę by jej ulżyło gdyby wrócił choćby z podbitym okiem. Ot, taka sprawiedliwość dziejowa.
- Piwa. Zwykłego chmielowego piwa. Nie lubię wina. - Rzekł spokojnie, duralev zwalniając dziewkę skinięciem głowy. Wino kojarzyło mu się ze słabym smakiem i ciężko było się nim upić. Poza tym przed oczyma zawsze pojawiał mu się obraz elfiego szlachcica, z nieodłączonym atrybutem - zdobionym kielichem pełnym wina.
- Tak, domyślam się. - Odparł tylko posępnie, kiedy wspomniała o powrocie na północ. Miał nadzieję, że zostawili już ten temat za sobą, jednakże powracał ciągle niczym bumerang. Oczywiście, o ile Noran wiedziałby w ogóle czym jest ten tajemniczy "bumeran". Przyjął z wdzięcznością piwo, po czym upił spory łyk, tak iż piwna piana zaznaczyła się delikatną kreską na jego wąsach i górnej wardze. W zielonych oczach duraleva mogła dostrzec tylko zrezygnowanie. Jak gdyby pogodził się z tym co ma nadejść. Nie było jednak wielką tajemnicą, że więzień zawsze myśli jedynie o wolności. On natomiast rozważał wszelkie scenariusze, dzięki którym mógłby zmienić kształt przyszłości na swoją korzyść.
- Jak będziesz chciała to zrobić? Powiemy, że zniewolili nas orkowie, a w czasie bitwy uciekliśmy od nich? Nie przejdziemy przez wartowników. Sam ich wystawiałem, albo raczej dopiero wystawię. - Rzucił tym samym tonem, podejmując kolejne błahe tematy, jednakże ze znacznie mniejszym entuzjazmem. Powoli zaczął ziewać, wszakże miał za sobą wyjątkowo emocjonująco dzień.
- Pójdę się chyba położyć i wysuszyć ten strój. - Rzekł spokojnie, krzyżując dłonie na swoich piersiach.

Potaknęła głową tylko, przystając na jego propozycję. Nie miała nic przeciwko odpoczynkowi, bo i trza przyznać, że ostatnie dni nie należały do najłatwiejszych, a już dzisiejszy przewyższał pod pewnymi względami wszystkie pozostałe. Zgarnęła butelkę wina i wsunęła ją pod pachę. Nie omieszkała też zabrać jeszcze kilka pajd chleba. Klucze leżące na stole podniosła i jeden z nich rzuciła w stronę Norana, wcześniej symulując rzut, by ten mógł się na niego przygotować.
- Zapominasz chyba, że nie zmieniłeś się zbytnio przez te kilka tygodni. Skoro ty wydałeś rozkaz, to przecie logiczne, że ciebie wpuszczą, prawda? - stwierdziła, kierując się w stronę schodów.
Karczma wciąż tętniła życiem, a ludziska wciąż jeszcze rozprawiali o zarazie jak o świeżej i ciekawej nowinie, nieświadomi tego, co miało za kilka dni się wydarzyć.
- A ja?.. Cóż. Ja będę z tobą - odwróciła się w jego stronę i mrugnęła z uśmiechem.
Plan był tak prosty, ze aż głupi. A tak głupi, ze mógł się powieść. Niepodobna wszak, by tutejszego Norana jego właśni ludzie mieli wziąć za wroga.
- Masz tylko zielone oczy, by mieli cię wziąć za orka musiałbyś mieć nieco więcej części ciała na ten kolor zabarwionych - parsknęła wesoło śmiechem i omal nie wyrżnęła się na ostatnim schodzie, przez co z małym rozpędem na piętro wpadła.
Szczęście sprzyjało Noranowi i jego elfiej towarzyszce, bo dni mijały, kolejne kilometry traktu zostawały za nim, a oni wciąż żyli, nie trafili bowiem na żadne niebezpieczeństwo, którego nie zdołaliby jakoś obejść, bądź przechytrzyć, a co najważniejsze, nie pozabijali się wzajemnie.
Dni mijały, a oni, choć coraz lepiej się poznawali, to niestety nie mogli wiele o sobie się dowiedzieć, bo jasnowłosa cały czas uważała, ze to zbyt niebezpieczne dla przyszłości Norana i jej również.
Im bardziej zbliżali się do celu, tym było coraz trudniej. Talani wciąż starała się jakoś odciągać uwagę mężczyzny od zdarzeń, które miały nastąpić lada moment, ale zdawała sobie sprawę, ze choćby i miast jeno eksponować to i owo, po prostu by to odsłoniła, to i tak nie byłaby w stanie niewiele w tym względzie uczynić. Zbyt wiele miało się wydarzyć i zbyt wielki wpływ mógł mieć na to Noran, by teraz tak po prostu byłby w stanie, to zignorować. Gdyby jeszcze była kimś bliskim mu, kimś, kto potrafiłby lepiej na niego wpłynąć, może wtedy byłoby łatwiej, ale ona, choćby nie wiadomo jak się starała, wciąż była tylko nieznaną my irytującą elfką, którą poznał przypadkiem kilka tygodni temu.
Najgorsze, ze nawet jeśli chciał kilka głębszych łyków czegoś mocniejszego pociągnąć, to ta nie pozwalała mu, twierdząc, ze to mogłoby mieć zły wpływ na całą...'akcję'.
Plan był prosty. Niby. Mieli 'tylko' poczekać na TĄ noc będąc niedaleko obozu. Mieli wejść do niego dopiero kiedy rozpocznie się uroczystość pogrzebowa Aleksjeja i skierować się od razu do namiotu, gdzie mieli poczekać na podchmieloną dwójkę. Tak, to było bardzo proste...
O dziwo udało im się jakoś dotrzeć do celu i nie pozabijać po drodze, co oznaczało, że chyba jacyś tam bogowie nad nimi czuwali. W końcu jak Noran zawsze powtarzał - to z niego lubili sobie drwić, a pewnym momencie stałe dręczenie jednego człowieka mogło stać się zwyczajnie nudne. Co dwie głowy to nie jedna, a czasami dołączały do nich nawet dodatkowe w postaci kupca skupującego drewno z północy, czy też ulicznego grajka, który tym razem chciał spróbować swoich sił w Vyzno. Noran skołował sam siebie, wpadając w trudny ciąg myślowy, czy opłacało się im przekraczać bramy miasta zrujnowanego przez wojnę. Ostatecznie, wybrał jednak jakieś mniej uczęszczane szalki, gdyż ryzyko natknięcia się na kogoś znajomego drastycznie tam rosło. Zamiast tego podróżował z zupełnie nieznaną mu elfką, o której mógł tylko powiedzieć, że działa mu na nerwy jak cholera. Przez całą drogę kombinował też, jak tu ją niby na północy przedstawić, żeby rozjuszony tłum chłopów z wiosek, w których się od czasu do czasu zatrzymywali nie zerwał z niej przyodziewku, nie powiesił na pierwszej lepszej gałęzi, bądź też nie spalił na stosie za korzystanie z tfu! Magii! Chwilowo była tak więc medykiem z armii południa, który musiał załatwić coś w szpitalu w Visco.
Noran nie był aż takim trudnym człowiekiem do zmanipulowania, jeżeli wiedziała się tylko jak odpowiednio go podejść. Pytaniem było tylko, czy jasnowłosej chciało się sterować duralevem, który i tak rozpierdzieliłby niemal całą północ, zostawił ją w dogorywających płomieniach, po czym ruszył na królewski pałac, przebijając się samodzielnie przez dziesięciu ludzi z królewskie gwardii, gdyby tylko któremukolwiek z jego najbliższych coś się stało. Był szaleńcem. Był duralevem. Być może stąd brało się powiedzenie o "duralevskiej fantazji". Podczas całej wędrówki tylko raz trafił im się jeden z rodzajów właśnie "tych" momentów. W pobliżu żadnej karczmy, szczere puste pole i rozgwieżdżone niebo. Nie było innego wyjścia jak przenocować pod chmurką. Noran wpadł tylko na genialny pomysł, że skoro tak, to on się urżnie w trupa wszystkim co miało procenty i było tylko pod ich ręką, i w rzyci ma spanie jak jakieś zwierzę pod gołym niebem! Jak powiedział tak zrobił. Potem przemyślanym podstępem człeka pijanego, pod pretekstem, że jest zimno zbliżył się nieco... zbyt blisko do jasnowłosej. Miał szorstkie, przyjemne palce. Ostatecznie nie dotarł dalej, niż tylko lekkie rozpięcie podróżniczej koszuli i miękki, ciepły dotyk jej kobiecych atrybutów, które nazbyt eksponowane jeno ciągle go cholernie dekoncentrowały! Cóż, liczył się z tym, że może dostać za to przez twarz, ale co przeżyje to już mu nikt zabrać nie może! Powstrzymał się jednak w porę, po czym zwyczajnie... odsunął, przewracając na drugi bok. Burczał coś jeszcze pod nosem w pijanym widzie, jak gdyby żegnał się wychodząc z karczmy z Aleksiejem, darł się, że rozchodniaczek, że jeszcze rozchodniaczek, a potem usnął z kobiecym imieniem na ustach. Jakąś Triszką. To byłoby na tyle.
Teraz siedzieli na jakimś płaskim, górskim szczycie porośniętym gęstą trawą pośrodku Gór Miedzianych, wyczekując pierwszych oznak ruszającego do bitwy wojska. Namęczyli się jak cholera, żeby tu chociaż wejść, ale widok był naprawdę zapierający dech. Okazało się, że przybyli trochę zbyt wcześnie. Czekali tu już od rana. Jednakże zgodnie ze wszystkim, po niedługiej chwili ich oczom ukazały się małe zwiadowcze grupki, które wysłali do zbadania terenu. Na całe szczęście ustawili się pod słońce, tak że zwiadowcy z dołu nie mogli ich dostrzec w żaden sposób.
- No... to są. - Rzucił spokojnie Noran wskazując na najemników, jednakże chwilę potem coś wielkiego przemknęło w powietrzu wzbudzając wielki popłoch. Duralev pchnął z całych sił jasnowłosą na ziemię, tak by ukryć ją w trawie, po czym sam na nią padł wychylając jedynie lekko łeb. Potężna wiwerna przeleciała nad ich głowami, pikując z górskich szczytów w dół, by po chwili znów wzbić się w powietrze z niewiarygodną jak na taką bestię gracją.
- Cholera, zapomniałem o tym starym gadzisku. - Zaklął pod nosem Noran, podnosząc się z trawy i otrzepując z górskiej ziemi.
To, ze miał w sobie szaleńczą naturę, to już elfka zdążyła zauważyć jakiś czas temu. Dodatkowo też wiedziała przecie, ze stracił kogoś bliskiego, a dokładniej rzecz ujmując miał stracić niedługo.. W tym tkwił szkopuł cały właśnie. Talani zdążyła już mimo wszystko charakter duraleva poznać i wiedziała, ze ten nie był złym człowiekiem. I to właśnie cała ta mieszanka informacji sprawiała, że obawiała się tego, co może się jeszcze wydarzyć. Co jeśli jednak nagle postanowi zmienić bieg historii, bez zastanawiania się jakie to może mieć konsekwencje na jego osobę?
Talani była kobietą. Niewątpliwie. I jak wszystkim kobietom zdarzało się jej niestety... Rozmyślać. Choć starała się do tego nie dopuszczać, to mimo wszystko wieczorami te wszystkie rozmyślania właśnie głowę jej zaprzątały i nie dawało zbyt szybko zasnąć. Głownie to, choć i pijany duralev we własnej osobie też się napatoczył.
"Właśnie dlatego, między innymi, mówiłam, ze masz nie chlać!", stwierdziła jeno wtedy, udając święte obrażenie.
Udając, bo jakby nie było, wszelkie, nawet pijackie i niezbyt wybredne, objawy zainteresowania zawsze gdzieś musiały kobiecą dumę połechtać. Do rękoczynów nie doszło, uawanego policzkowania też nie, bo i Noran bardzo szybko ją zignorował, pozostawiając ją w lekkim szoku. Swoim zwyczajem ta zaś nie skomentowała tego wybryku w żaden sposób już więcej, tym bardziej, ze Noran wiedziała iż najwyraźniej w pijackim amoku widział wtedy w niej przez chwilę inną. Nie zdradziła się też ani słowem tym, ze w gruncie rzeczy zaimponował jej bardzo swoją postawą, a dokładniej mówiąc tym, że mimo wszystko powstrzymał się ostatecznie, tylko obiecała sobie w duchu, ze zrobi wszystko, by pomóc mu wrócić do ukochanej.
- Szlag.. - burknęła pod nosem, ocierając wargę, na której delikatna czerwona kreseczka się pojawiła.
Swoim szczęściem bowiem, pchnięta mocno przez Norana, wylądowała na kamieniu. Całe szczęście była to taka błahostka, że elfka w ogóle na to nie zwróciła uwagi.
Podążyła wzrokiem za oddalającą się wiwerną, po czym spojrzała na mężczyznę i pokręciła głową.
- Faktycznie.. - parsknęła, podnosząc się z ziemi, tyłek otrzepując ze ździebeł trawy, które do niego się przyczepiły. - Kto by tam pamiętał o takiej.. drobnostce. Trza uważać na tę gadzinę? Może się jeszcze pojawić?
Rozejrzała się po okolicy, wyszukując innych interesujących obiektów do obserwacji.
- Gdzie przeczekamy? - zapytała po chwili jeszcze mężczyznę, jako najbardziej mimo wszystko w obecnej sytuacji rozeznanego.
Duralev spojrzał na nią tylko z lekkim politowaniem i jakąś taką złośliwością, kiedy dostrzegł na jej ustach wąską czerwoną kreskę. Ot, taka wspaniała stara rasa, a krwawią jak zwykli ludzie. Rzadko kiedy, jednakże czasami zdawał sobie sprawę z tego, że przewyższała go swoim wiekiem... i to pewnie wielokrotnie. Musiała widzieć tyle rzeczy... ba, może nawet pamiętała jeszcze ojca Viscyjczyków - Teriana. Byłoby miło posłuchać o nim z nieco innego źródła, jak jeno biadolenia ludzi z północy i królewskich, że toczył z nimi walkę, jak gdyby z jakąś największą zarazą. Być może Terian miał rację... a oni nigdy nie powinni zginać karku przed południowcami. Viscyjczycy zawsze pragnęli autonomii. Wyprawa w Góry Miedziane jest tylko jedną z wielu przeszkód na drodze do celu. Przeszkód, które wymagają krwawego poświęcenia.
- Ostatnio jak pamiętam był taki... mniejszy. - Odparł zgryźliwie elfce, spoglądając z ciekawością na górskie dolinki przed nimi. Tak, teraz miał znacznie lepszy wgląd na pole bitwy. Chyba nawet rozpoznawał miejsce, z którego posypały się pierwsze strzały orków.
- Raczej nie... za chwilę będzie zbyt zajęta, żeby latać sobie beztrosko w przestworzach. Zajmie się bardziej... przyziemnymi problemami. - Odparł znów z tą samą zgryźliwością, poprawiając miecz przypięty do pasa. Może nie była to duralevska szabla, jednakże zwykły prosty półtorak również potrafił zdziałać wiele dobrego w rękach duraleva. Nie było tajemnicą, że im bardziej zbliżali się to właściwego momentu, tym bardziej był nieswój. Denerwował się z byle powodu, od dwóch dni łaził rozdrażniony i zły, zasypując ją nawałnicami docinek, czy też mrukliwych "yhm". Nie trzeba było czytać w ludzkich myślach, by wiedzieć o co mu tak naprawdę chodziło. Jednakże teraz stanął przed faktem dokonanym. Nic nie mógł zrobić, a rozdzierające poczucie bezsilności dławiło jego samego. Nawet jeśli... nie, było za późno. Poza tym nie zbiegnie po stoku niczym górska kozica i nie rzuci się w wir walki, próbując dostać się do Aleksieja. Westchnął cicho, a mroźny północy wiatr powiewał ze swoją obojętnością na ludzkie problemy, pragnienia i porażki. Jak gdyby ostatecznie i tak nie miały one dla nikogo większego znaczenia.
- Chodźmy stąd. Nie chcę na to patrzeć. Wrócimy dopiero po zmroku, kiedy zapłoną stosy pogrzebowe. - Rzucił ponuro, odwracając się plecami i ruszając w dół stoku, prowadząc swojego konia za uzdę. Sam nie znał zbyt dobrze Gór Miedzianych, także więc musieli szukać swojego miejsca postoju na ślepo.
- Zajmij mnie czymś do wieczora. Inaczej wbiegnę w rozchełstanej koszuli na pole bitwy, zetnę kilka zieleńców, a potem dostanę pchnięcie włócznią w brzuch i tak będzie finał. - Rzekł nieco weselszym tonem, rozglądając się za miejscem, w którym mogliby rozpalić ognisko i przy okazji nie zwracać na siebie uwagi.
Z cichym westchnieniem ruszyła za nim, prowadząc za wodze w dół zbocza swą klacz. Też nie było jej łatwo, a na myśl o tym, co miało zaraz nadejść przechodziła ją po skórze gęsia skórka. Oczywiście, jej uczucia były bez porównania mniej nieprzyjemne od tych, które targały Noranem, ale i ona, właśnie przez wzgląd na niego, nie była całkiem spokojna. Zdawała sobie sprawę, że ciąży na niej duża odpowiedzialność, że tylko ona może mieć ewentualnie wpływ na decyzję duraleva, a wolałaby aby nie musiała powstrzymywać go przed rzuceniem się w wir walki. O tym głównie myślała, podążając teraz w wyjątkowej ciszy za nim, obserwując tylko kamienie, które pod stopami się kruszyły na wąskiej górskiej ścieżce.
Prychnęła cicho, słysząc jego żart, który jakoś wyjątkowo mało zabawny jej się teraz wydał, a z którego zaśmiała się, bo wiedziała, ze tak trzeba po prostu.
- Może i byłoby to niezłym żartem, gdyby nie fakt iż coś mi podpowiada, ze opisana sytuacja doskonale do ciebie pasuje - mruknęła, a ton jej głosu, mimo wszystko cień rozbawienia zdradzał. - Szczególnie ta rozchełstana koszula.
Całe szczęście tereny górskie nie były zbyt zaludnione, dzięki czemu bez większego problemu znaleźli miejsce, gdzie mogli rozpalić ognisko, bez obaw, że zostaną wypatrzeni tu przez kogokolwiek. Talani przywiązała swą klacz i rozkulbaczyła ją. Grzbiet konia był mokry, dlatego elfka przetarła go kępą suchej trawy. Siwa targnęła łbem i prychnęła głośno, zadowolona najwyraźniej z faktu, ze wreszcie przyjdzie jej nieco odpocząć.
Ognisko trza było rozpalić tradycyjnie, bowiem elfka stwierdziła, że magii nie będzie używała bez szczególnej potrzeby, czym chyba jakoś niezbyt duraleva rozczarowała. Wytłumaczyła co prawda mężczyźnie, że ma to coś wspólnego z jej aurą i tym co miało nastąpić, ale użyła kilku terminologii z dziedziny magii, które nieszczególnie jasne dla niego były. Podróż dawała się już jej we znaki, talani marzyła o gorącej kąpieli i ciepłym smacznym posiłku, a zmęczone ciało coraz częściej odpoczynku się domagało. Klapnęła zatem z westchnieniem na pledzie, który na ziemi rozłożyła, a potem zabrała się za suszone mięso, które chyba już powoli obojgu uszami wychodziło.
- To mówisz, ze mam cię jakoś zająć..? - zapytała, uśmiechając się półgębkiem i spoglądając na niego z ukosa. - Może i by coś się znalazło.. - dodała jeszcze przeciągając nieco słowa.
Ton jej głosu był jakiś dziwnie kokieteryjny i kompletnie do niej nie pasujący. Jakby tego było mało elfka zaczęła powoli rozpinać swój kubrak, by... sięgnąć do kieszeni wewnątrz i wyciągnąć z niej talię pięknie wykonanych kart.
- W co zagramy? - zapytała już normalnie, wyraźnie rozbawiona.
- Naprawdę tak mnie postrzegasz? Hm... pochlebiasz mi. - Odparł elfce, zastanawiając się czy faktycznie byłby na tyle szalony, aby zrobić coś podobnego i wychodziło mu na to... że był. A co jeśli wtargnąłby na pole bitwy jako czarny rycerz? Taki cały od stóp do głowy w pancerzu, ciężka przyłbica na pysku i hełm. Przecież nikt by go nie poznał, a wśród duralevów jeszcze długo niosłaby się historia o tajemniczym duchu. Ba! Być może nawet Aleksiej opowiadałby, jak go to zjawa obroniła przed śmiertelnym ciosem, a Noran słuchałby tylko i śmiał się tajemniczo pod nosem z opowieść pijanego duraleva. Nie miał jednak zbroi. Ani czasu. No i miał jeszcze strażnika nad głową w postaci elfki.
Jakoś znaleźli jednak spokojne miejsce, w którym można byłoby bezpiecznie rozpalić ognisko i przeczekać najgorsze momenty bitwy. Jak przypuszczała, nie zrozumiał zbyt wiele z jej przemowy o magicznych aurach i tak dalej. Dla niego "zła aura" to było chyba wtedy, kiedy kobietę głowa boli. Przy kontinuum czasowym przestał słuchać zupełnie, potakując jeno mądrze głową. Wywnioskował, że nie chce czarować, bo być może Vilithiel wykryłaby źródło magii, a to z kolei byłoby dla nich niezbyt ciekawe. Skoro stworzyli sobie taki mały obóz, Noran również nie miał zamiaru popaść w jakieś wielkie samoumartwienia, toteż dość szybko zjadł kilka pasków suszonego mięsa i przepił je zimną wodą, spoglądając jeno tęskno na bukłaczek z czymś mocniejszym. Zabronić duralevowi pić, to tak jakby rybie zakazać pływania. Przez chwilę jego szczęka wyraźnie opadła z wrażenia, a w zielonkawych oczyskach pojawił się swego rodzaju dziwny błysk. Ot, taki jak u lisa, który stał właśnie przed kurnikiem. W końcu nosił przezwisko "Lisa Północy", a nie na co dzień widział, by elfki rozpinały przed nim swój przyodziewek. Odetchnął jednak z ulgą dostrzegając karty.
- Może w wojnę? - Palnął szybko, od razu krzywiąc się na sam wydźwięk swojej głupoty.
- Dobra, eto może lepiej nie... umiesz ty grać w "sabakę i wisielca"? - Rzucił spokojnie, siadając na pledzie i przejmując karty. Ot, gra dość znana na północy, jednakże zapewne niezbyt dla elfki, chyba że w młodości hasała po mroźnych stepach jedynie w zwiewnych halkach. Przy tłumaczeniu zasad gry i rozdawaniu kart, zatrzymał się jednak na chwilę, podnosząc na nią swoje zielonkawe oczyska.
- Elfico powiedz mi... czy ja będę coś pamiętał, kiedy to wszystko się skończy? Co wtedy będzie? Będę miał w głowie pustkę taką jak żebrak w kieszeni? A może będzie to tylko przypominało dziwny sen, hę? -
Talani poprawiła się na miejscu. Usiadła, nogi krzyżując i zaczesała włosy gładko za uszy.
- Nie, nie potrafię, ale liczę na to, że mnie nauczysz. - Zatarła dłonie, splotła je, po czym wyciągnęła przed siebie tak, że palce strzeliły cicho. - Dawaj..
No i słuchała tego co mężczyzna jej tłumaczył i oby zrozumiała z tego więcej niźli on z jej wykładu o magii, bo w przeciwnym wypadku przegra z kretesem, a tego, jak każdy w gruncie rzeczy, cholernie by nie chciała.
Przetasowała karty - a trza przyznać, że zrobiła to z ogromną wprawą - i rozdała je pomiędzy nich według przykazań duraleva. Kiedy ten ostatnie pytanie zadał zamarła na moment z jedną z kart w dłoni. Po chwili wahania zaczęła kontynuować rozdanie, ale nie odpowiedziała od razu. I tak przyszło Noranowi przez krótki moment słuchać jeno szelestu kart i trzasku łamiących się w ogniu szczap. W końcu talani westchnęła, spojrzała na niego i pokręciła przecząco głową. Jej oczy były smutne, ale na twarzy pojawił się mimo wszystko uśmiech.
- To jest w sumie najlepsze dla ciebie - pochyliła się, znów skupiając się na kartach. - Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wtedy nie będziesz nic pamiętał.
Dłonie talani odłożyły resztę talii na bok i ujęły te, które były przeznaczone dla niej. Powoli przesuwała kolejne karty, przyglądając się im. Wyglądała tak, jakby naprawdę była skupiona na rozdaniu, a nie na tym, o czym właśnie prawiła.
- Zobaczysz mnie po raz pierwszy w życiu tam, gdy przerwę czar, a tu.. - zerknęła na niego. - Tutaj znikniesz, bo to... To nie jest twój czas. To nie jest dla ciebie prawdą.
Zasady gry nie wydawały się jakoś nadzwyczaj trudne i dało się je załapać niem od razu, bez wyraźnego powtarzania. Ot, na północy wszystko było jakieś takie... prostsze.
- Więc zagrajmy w te nasze nieprawdziwe karty. - Rzucił Noran, ujmując w dłoń karty przeznaczone dla niego. Czyli wszystko będzie tylko głupim, bajdurzeniem, którego nie będzie nawet pamiętał. Dziwne. Mimo tego, że nie było to jego czas, i że wszystko dookoła nie było dla niego prawdą wciąż odczuwał głód, chłód i ból. To było oczywiście prawdziwe, ale już nie na tyle by uznać je za część Noranowskiego świata. Ciekawe co by się z nim stało gdyby umarł w tym świecie? Tamten drugi Noran też straciłby swoje życie? Przez te głupie rozmyślania, przegrał dwa rozdania z rzędu, tak więc porzucił je w cholerę skupiając się tylko na grze. Może to nawet i lepiej?
Czas płynął dalej nieubłaganie, a wraz z nim wydłużały się cienie okolicznych drzew, by w końcu jedynym źródłem światła zostało ognisko i kilka srebrnych gwiazd, które spoglądały na rozdanie z nie mniejszym zaciekawieniem.
- Chyba już czas. - Rzucił krótko, odkładając karty i podnosząc się ze swojego miejsca. Na horyzoncie unosiły się wąskie smużki ciemnego dymu, rozwiewane przez mroźny północy wiatr.
Jasnowłosa nawet i uśmiechnęła się, kiedy drugi raz udało się jej wygrać - cóż, każdy przecie to lubił, a ona nie miała zamiaru tego ukrywać. Zasady, które najtrudniejsze nie były, załapała nad wyraz szybko, co sugerować mogło, że nie była to jej pierwsza gra w życiu. Utwierdzało w tym zresztą też to w jaki sposób karty trzymała i tasowała. Krótko mówiąc, to brakowało by mu jakieś sztuczki karciane zaraz zaczęła, niczym zawodowy sztukmistrz, serwować.
- Ha! - rzuciła ostatnią kartę przy drugim rozdaniu, kończąc je kolejnym zwycięstwem. - Szkoda żeśmy na pieniądze nie zagrali.
Potem jednak nie było już tak łatwo, bo i duralev lepiej zaczął grać, a później... Później miało być już tylko coraz mniej przyjemnie.
Bez słowa ruszyła za mężczyzną, który w stronę obozu się skierował. Łuna bijąca od ognisk pogrzebowych była , jak na złość, cholernie dobrze widoczna, a żar bijący od nich, choć to możliwe przecie nie było, wręcz wyraźnie na własnej skórze odczuwali.
- Stać! Kto idzie?! - usłyszeli szybciej niźli cień wyłaniający się z mroku zdołali spostrzec.
Cóż, nie powinno to Norana dziwić, ze spotkali straże, które sam wystawił tej nocy. Mógł być jeno zadowolony z podwładnych, ze ci należycie rozkaz wykonywali..
Elfka stanęła za nim, nie chcąc rzucać się w oczy nadto. Zdecydowanie lepiej było, gdy wzrok strażników na Noranie najpierw padnie. Mimowolnie dotknęła jednego z medalionów na szyi zawieszonego, co teraz zresztą i tak umknąć musiało uwadze mężczyzny.
- Gdybyśmy grali na pieniądze to po takim rozdaniu walnąłbym ci w pysk, a reszta towarzystwa szybko podchwyciłaby zabawę naparzając się dookoła po gębach, obłapiając dziewki i kradnąc zapasy karczmarza. Ech... lepiej nie pytaj. - Rzucił ze zrezygnowaniem, co jasno wskazywało, że kiedyś w przeszłości zdarzały mu się podobne sytuacje. Zresztą, może i elfka nie wyglądała na jakąś zawodową szulerkę, ale swój fart w łapach miała. Cóż, jak to mówili: ten kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma szczęście w miłości.
Dalsze rozegrania pokazywały jednak, że naprawdę mogło być z tym różnie, gdyż uśmieszek triumfu nie znikał z twarzy duraleva. Karty kartami, jednakże przed nimi szykowała się kolejna gra. Znacznie poważniejsza, gdyż stawką był powrót duraleva do swojego czasu, z którego został tak brutalnie wytrącony. Pokrętna część rozumu zadawała mu jeszcze głupie pytanie, czy jak wtedy był pijany to teraz, po powrocie znów będzie mu przyjemnie szumiało w głowie? Pytanie niemal idiotyczne, jednak tak przemyślane. Całą teorię o zaświatach i stanach przenoszenia się w czasie można byłoby na tym spisać.
Przekradali się niczym cienie, jednakże wszystko znów najwyraźniej działało przeciwko nim. Słaby półmrok nie był w stanie skryć ich sylwetek, zwłaszcza że rozświetlany przez jasne płomienie pogrzebowych stosów, w których stronę Noran nawet nie spoglądał. Zwyczajnie... nie chciał.
- Noran Viscavoy do kurwy nędzy, a niby kto? Ta z tyłu to Vilithiel. Elficy, która uratowała wam dupy nie poznajecie? - Rzucił ze swą żołnierską manierą, najwyraźniej nie robiąc sobie nic ze strażników. Co jak co, ale jego powinni przepuścić, zwłaszcza że po całym wydarzeniu... mało kto chciał wchodzić w drogę Norana. Nawet Aveskel zdecydował, że potrzebna jest mu chwila spokoju. Kurwa, spokoju który trwał przeszło dwa tygodnie!
Elfka stała za plecami duraleva wyprostowana niczym struna, czekając w napięciu na odpowiedź strażników. Noran doskonale wcielił się w rolę.. Norana, pytanie pozostawało na ile dobrze jej pójdzie odegranie owej Vilithiel? Była elfką, jak i tamta, miała też prawie tak samo jasne włosy, była jednak znaczeni wyższa od talani przebywającej w obozie...
Dłonie opuszczone luźno wzdłuż ciała zamarły w jakimś dziwnym geście. Elfka czuła, jak delikatne magiczne iskierki drżą pod jej opuszkami. Oczekiwanie na odpowiedź strażnika zdawało się trwać wiecznie, choć ta padła właściwie od razu. Koniec końców jednak jeden z nich wychylił się nieco, by na nią spojrzeć, a widząc jej nieco przestraszony wzrok, uśmiechnął się jakoś tak... dwuznacznie. Może głupi pomyślał, ze duralev postanowił jakoś odreagować dzisiejszy, niezbyt przyjemny dzień? To w sumie było nieistotne, najważniejsze, ze strażnicy obaj skinęli głowami i zeszli z drogi swemu przełożonemu, przyjmując podległą mu postawę.
Dopiero kiedy przeszli kilkanaście kroków, zostawiając za sobą wartę i zbliżając się nieuchronnie do centrum obozu, elfka odezwała się do Norana.
- Jest jeszcze jedna sprawa, Noranie - zaczęła nieco niepewnie. - Jak myślisz, jak zareagujesz na widok elfki, która ni stąd ni zowąd rzuci się na .. Vilithiel, by powstrzymać ją przed rzuceniem czaru?
Swoją drogą, to talani wykazała się niezbyt wielkim rozsądkiem, przydałoby się bowiem, by wcześniej pomyślała o tym, co będzie już PO tym, jak uda się wszytko tak, jak zaplanują?
W obozie nikt ich nie niepokoił. Osoby, które spoglądały na Viscavoya, natychmiast go rozpoznawały i ustępowały drogi, woląc tego wieczora go nie niepokoić. Cóż, dziwne to nie było i całe szczęście działało na ich korzyść.
Powoli zbliżali się do namiotu. W oddali usłyszeli ryk wiwerny, która chyba właśnie "witała się" z Noranem, a w chwilę później dostrzegli niską postać biegnącą w ich stronę. Białe potargane włosy prawie świeciły w mroku, do tego elfie zaostrzone uszy... Ktoś tu chyba biegł po narzędzia do feydorów.
Cóż, po prawdzie wcale nie musiał się nawet zbytnio wczuwać, gdyż właśnie tak wyglądała większa część jego żołnierskiej kariery. Najpierw dyscyplinowano jego, teraz role się odwróciły i to on mógł łajać innych za byle co. W sumie... miało to jakiś sens, gdyż każdy wolał zdyscyplinowanych żołdaków niźli rozbiegany tłum, który nawet nie wiedział do kogo się zwrócić. Tutaj było na odwrót, im ktoś cię więcej łajał tym bardziej mogłeś być pewny, że to do niego należy biec w czasie ataku. Jeśli teraz jasnowłosa była Vilithiel, to była kuźwa Vilithiel, a oni mieli jej jeszcze zasalutować gdyby taka była wola Norana. Być może faktycznie była trochę wyższa i skrywała nieco więcej pod wiązaniami koszuli, jednakże kto by się tam tym przejmował? Na pewno nie wojacy, którzy elfki to widzieli jeno w malowanych kronikach bądź burdelach Hedinsey. Poza tym było ciemno. Noran wymamrotał jeszcze pod nosem jakąś cichą obelgę, że "on ich jeszcze kurwa nauczy moresu za ta głupie uśmieszki", po czym ruszył w głąb obozu wraz z elfką pozwalając im wrócić do swojej nocnej warty.
- Krzyknę, że kocice się biją i zacznę zbierać zakłady. - Rzucił kpiąco pod nosem, nie przerywając swoje marszu nawet na krótką chwilę.
- Nie wiem. Nie wiem też jak zareaguję JA, kiedy zobaczę, że ktoś atakuje Vilithiel, a tutejszy Noran ma przynajmniej swoją Dumkę. Będziemy pijani, więc może to trochę polepszy sprawę... albo pogorszy. - Rzekł niepewnie. Nie miał do niej pretensji, że niczego nie zaplanowała. Ot, całe życie Norana toczyło się właśnie na takich wariackich papierach. Noran w życiu też nie słyszał o jakiś konsekwencjach przerwania zaklęcia i temu podobne, gdyby jednak zaczęły w jego namiocie bitwę na czary.
Na szczęście nikomu nie chciało się jeszcze sprawdzać ich tożsamości, toteż dotarli na miejsce z niemal z lekkim wyprzedzeniem. Niedobrze.
- Szlag! Za wcześnie! - Warknął zdenerwowany dostrzegając jasnowłosą postać biegnącą w ich kierunku. No tak, teraz naprawiali zbroję Kła. Cholera, wszystko zaczęło mu się przypominać, a że Noran był niemal mistrzem improwizacji szybko przedsięwziął odpowiednie kroki. Nie stąd, ni zowąd złapał elfkę za dłoń, okręcił dookoła, pchnął na skórzaną płachtę namiotu kwatermistrza i przylgnął do niej ciałem.
- Jakby co to jesteś najemniczką z Sibith Foel, a ja zwyczajnym duralevem. - Rzucił szybko kładąc dłoń na jej biodrze. Już po krótkiej chwili mogła wyczuć ciepłe usta na swojej szyi. Ot, desperacki plan. Miał inny strój, stał tyłem, a Vilithiel nawet nie znała jasnowłosej... mogło się udać. Najwyżej elfka weźmie szybko narzędzia i speszona wróci do naprawy zbroi. Oby cholera. Oby.
Parsknęła, słysząc jego odpowiedź, a choć wyglądała na urażoną, to tak naprawdę jasnym było, że kamień z serca jej spadł. Jeśli Noran rzeczywiście tak postąpi, to bać się jakoś szczególnie niczego nie musiała - chyba, że tego, że pijana Vilithiel dla odmiany teraz ją wyśle w cholera jeno wie dokąd.
- A spróbuj jeno w tych zakładach postawić na nią, miast na mnie, to ci osobiście do rzyci nakopię - powiedziała 'groźnie', palcem wskazującym mu grożąc. - I to będzie twoje pierwsze wspomnienie związane ze mną.
Chciała jeszcze dodać coś o tym, że w walce z pewnością to i jakaś tam Vilithiel jej nie podskoczy, ale nie zdążyła, bo i została za uniesioną dłoń pochwycona i odwrócona w stronę namiotu.
- Co robisz? - zapytała teraz już bez udawanej złości.
Spojrzała w stronę, w którą duralev przed chwilą patrzył i wzrok na nadbiegającej dziewczynie zatrzymała. Wbrew temu co sugerować jej kolor włosów mógł, nie była aż taką kretynką i wieki minąć nie musiały, by ta pojęła któż się zbliża. Cóż jednak z tego, skoro i tak było to za długo, by zdążyć powstrzymać improwizującego w najlepsze duraleva.
- Jakbyś nie mógł po prostu pomiędzy namioty skręcić... - burknęła mu szeptem wprost do ucha, co doskonale pasowało do sytuacji w jakiej teraz oboje się znaleźli.
Kątem oka elfka obserwowała nadchodzącą Vilithiel, ta zaś choć wyraźnie zaaferowana była czymś, to i tak nie omieszkała ciekawie zerknąć w ich stronę. Noran poczuł jak talani, którą obejmował, splotła ręce na jego karku, przyciągając go bardziej do siebie i odchyliła nieco szyję, odsłaniając ją na jego udawane pocałunki.
- Przyłóż się, skoro już się dzieciak patrzy, to niech się czegoś nauczy - szepnęła znów, nawet nieco chyba rozbawiona całą sytuacją.
Jako elfka łatwiej mogła odgadnąć ile lat miała Vilithiel i bez problemu domyśliła się, że miała z bardzo młodą przedstawicielką swej rasy do czynienia. Wplotła palce jednej dłoni we włosy tuż powyżej karku mężczyzny, drugą zaś objęła go mocniej, a następnie uniosła ostrożnie jedną powiekę. Dojrzała znikającą za namiotem elfkę i odetchnęła z ulgą.
- Poszła już - powiedziała już swobodniej i opuściła ręce.
Odchrząknęła w zaciśniętą pięść i przegarnęła włosy, przez chwilę unikając jego spojrzenia.
- Chodźmy już do tego namiotu, by nas już nikt przypadkiem niepowołany nie spostrzegł i spierdzielił wszystkiego.. - dodała jeszcze znów dobrze mu znanym opanowanym głosem, czekając aż duralev zaprowadzi ją tego właściwego, gdzie będą mogli poczekać na nieświadomych niczego Vili i Norana.
Noran posłał jej tylko krzywy uśmiech, mówiący "ta, spróbuj se". Co jak co, ale Vilithiel znał nieco dłużej i zawdzięczał jej bardzo wiele. Nie jemu było też oceniać kto jaką mocą magiczną władał, gdyż według niego każdemu z magów należało związać łapy jakimiś kajdanami co by przestali czarować, albo chociaż mieli to utrudnione. Taki rodzaj "kagańca", z którego spuszczałoby się ich w wyraźnej potrzebie. Cóż, Noran nie należał do zbyt tolerancyjnych, a poza tym pod Vyznogordem widział jakie cuda odczyniała elfka. Jak na razie jasnowłosa pochwaliła się tylko zmianą swojej postaci, co wypadało raczej blado na tle "potężnej" Vilithiel.
- Może nie chciałem? - Odburknął jej szeptem, również wyczuwając absurdalność całej tej sytuacji. No tak, ona przynajmniej mogła dostrzec ją kątem oka, co dla Norana nie było już takim łatwym. Zresztą, lepiej żeby się nie odwracał, bo go jeszcze pozna i cholera będzie z tego całego misternie ułożonego planu wąskodupej elficy, która wcale taką wąską nie była.
- Ona nie jest dzie... zresztą... - Mruknął tylko niewyraźnie Noran porzucając skomplikowaną argumentację. Więc cholera ile lat mogła mieć elfica, skoro Vilithiel była dla niej dzieckiem? Na wielkiego Shora, że też porządnemu duralevowi się takie rzeczy przytrafiały. Nie miał jednak nic przeciwko temu specyficznemu dokształcaniu, wszakże wiedza była potęgą, prawda?
- A musimy? Może poduczylibyśmy dzieciaka jeszcze trochę? - Rzucił swym teatralnym tonem głosu, który zawierał sporo przyjemnego rozleniwienia i wyraźnego rozbawienia chwilą.
- Dobrze, już dobrze. - Burknął tylko rzeczowo, uwalniając ją z uścisku i poprawiając wiązania skórzanego kaftana.
- Za chwilę pójdą do namiotu, bo ognisko zgaśnie. Potem... trza poczekać jeszcze trochę czasu zanim gorzałka zacznie działać. Cóż, czeka nas wolniejszy spacer. - Rzekł spokojnie, zbierając się w dalsza drogę i sprawdzając czy ostrze półtoraka gładko wychodzi z pochwy. Ot, tak na wszelki wypadek.
Elfka również poprawiła swój przyodziewek i ruszyła za duralevem, mimo wszystko raz po raz oglądając się jednak kontrolnie za siebie.
- Oczywiście, że jest dzieckiem - stwierdziła, wracając jeszcze do poprzedniego tematu, który przed chwilą poruszyli. - I to nawet jak na wasze, ludzkie, standardy, bo i pewno dwudziestu lat nie skończyła - stwierdziła pogodnie, splatając jednocześnie włosy w warkocz, który luźno na boku opadał.
Włosy miała już całkiem nieźle potargane przez niektóre ekscesy, to raz, a dwa, dobrze by było, by za chwilę nic nie przeszkadzało jej i nie burzyło koncentracji. Bo kto też wie cóż będzie musiała zrobić, by wydostać się z obozu bez pomocy Norana, gdy już wszystko się zakończy?
- O nie, nie, żadnych spokojnych spacerów - stwierdziła nieco podniesionym głosem. - Wolę nie ryzykować, by ktoś nas zobaczył, to zbyt duże ryzyko, naprawdę - powtórzyła raz jeszcze, wlepiając w niego swoje jasne oczy.
Talani bała się, ze będąc w tej chwili tak blisko drugiego Norana mogą jakoś naruszyć bieg historii. Już nie mogli przewidzieć, jak widok mizdrzącej się parki wpłynął na widzącą ich Vilithiel. Kto wie co jej teraz strzeli do głowy? Co jeśli nagle ją najdzie na jakieś amory i już nie upije się z duralevem? Te wszystkie pytania kłębiły się w głowie elfki, ale ta nie podzieliła się obawami z mężczyzną, by nie niepokoić go niepotrzebnie. Jeszcze bardziej..
Mógł sobie zatem protestować do woli, ale elfka była nieugięta i koniec końców, jeśli nie chciał ryzykować, ze ta zacznie się głośniej kłócić, musiał od razu w stronę owego namiotu pójść.
- Dobra, trza się gdzieś schować.. - mruknęła, rozglądając się po pomieszczeniu - Gdzie najlepiej? Gdzie nas nie dostrzegą i gdzie nie będą zaglądali? - zapytała, wzrok znów na towarzysza kierując.
- Hm... nie wiedziałem. - Rzekł spokojnie Noran wzruszając lekko ramionami. Nie jemu było oceniać wiek elfów, ani też ich doświadczenie życiowe. Nie zdążył jeszcze nawet zrozumieć ludzi, a co dopiero będzie się brał za inne rasy. W sumie... nie wiedział na co miał się naszykować. Na walkę? Z kim? Z Vilithiel i samym sobą? Nie za bardzo potrafił sobie wyobrazić jak elfka powstrzymuje Vilithiel przed rzuceniem zaklęcia, ale skoro zaufał jej w Hednisey, tak też powinien trwać już w swoim zamiarze do końca. Wszystko było stracone. Nie zmienił świata, ani nikogo nie uratował. Być może tylko dodatkowo go jeszcze skomplikował. Ech... nic tylko się znów uchlać.
- Straże wystawiłem dookoła obozu, a nie wokół swojego namiotu. Zresztą po co mi one? Jedynym, kto może nastać tutaj zastać to wielkie gadzisko, które przeleciało nad naszymi głowami. - Rzekł spokojnie, ruszając niespiesznym krokiem. Cóż, faktycznie elfka mogła mieć problemy z późniejszym wydostaniem obozu. Ale co mógł dla niej zrobić? Napisać jakiś list, że mają ją z jego rozkazu wypuścić? I czym go potwierdzi? Nawet nie miał pieczęci, a poza tym musiałaby trafić na takiego, który umiałby czytać zamiast wywijać mieczem. Nie sądził też, by zdołali swoim działaniem aż tak bardzo pobudzić Vilithiel, chyba że istniało coś o czym Noran niezbyt wiedział. Nie... nie była taka. Chyba. A co jeśli się nie upiją? Cóż, będą mieli trudniejsza przeprawę i tyle. Jakoś dadzą sobie radę, skoro zabrnęli już tak daleko pomimo wielu problemów.
Mając jednak naprzeciwko siebie gderliwą elficę, której nawet obuszkiem nie dało się wybić z głowy pomysłu, duralev musiał przystać na to, aby znaleźć gdzieś na chwilę schronienie.
- Pewno w latrynie. - Burknął tylko kpiąco, nie mogąc się powstrzymać od komentarza.
- Nie wiem. Pod łóżkiem? Za tą wysoką drewniana szafą? - Rzekł po chwili. Namiot naprawdę nie miał zbyt wiele miejsc, w których można byłoby dobrze się ukryć.
Zmarszczyła no i pokręciła głową, przedrzeźniając go, gdy ten propozycje skrytek złożył.
- Z dwojga złego, a właściwie trojga, wybieramy szafę. - Elfka podeszła do sprzętu i zajrzała za tył mebla.
Miejsca było tam całkiem sporo, bo i nie był, z wiadomych względów, przysunięty do ściany murowanej, bo i takowej tutaj nie było.
- Spod łóżka trudno byłoby w odpowiednim momencie odpowiednio szybko wyskoczyć i odpowiednio skutecznie powstrzymać kogoś przed wysłaniem kolejnego duraleva w siną dal..
Jakby się tak zastanowić, to na dobrą sprawę Noran mógł po prostu poczekać na ten moment a później "wskoczyć" na miejsce wysłanego w cholerę swojego drugiego ja. Choć... Nie. To byłoby zbyt pokręcone. Chyba.
Elfka weszła za szafę i ulokowała się na ziemi. Nie było tu strasznie wygodnie, ale też nie było powodu do jakichś szczególnych narzekań, wszak z pewnością nie raz przyszło jej nocować w gorszych warunkach. Po kilkunastu minutach płachta namiotu odsunęła się i do środka weszła oczekiwana długo dwójka. Noran mógł spojrzeć z ukrycia w swoje własne oczy - to zapewne było zaskakującym uczuciem - i dostrzec w nich to wszystko, czego wcześniej widzieć nie mógł. W chwilę później tutejszy duralev wyciągnął ze skrzyni butelkę jakiejś gorzałki i polał swojej elfiej towarzyszce.
- Ślepyś, duralevie - szepnęła ledwie dosłyszalnie jasnowłosa no to do siebie, ni do Norana, obserwując cały czas z ukrycia upijających się coraz bardziej.
Serce waliło jej w piersi coraz bardziej. Zbliżali się do kresu wędrówki, a przynajmniej taką miała nadzieję przez wzgląd na duraleva, i nie było w tym nic dziwnego, że i denerwowała się z każdą chwilą coraz bardziej.
- "Wybieramy". Ale żeś to ładnie powiedziała. - Odburknął po chwili, najwidoczniej bardzo zadowolony ich "docinkami", które przez przeszło dwa tygodnie zapełniały mu czas podroży, która być może właśnie dobiegała swego kresu. Swego normalnego rozwiązania, chociaż mogło się jeszcze tak wiele wydarzyć. Razem z elfką zajrzał za tył szafy, oceniając czy dadzą radę się tam wcisnąć. Wychodziło na to, że tak bo ani elfka, ani on jakimiś specjalnie monstrualnymi gabarytami nie mogli się poszczycić. Ot, w sam raz. Opcja wysłania kolejnego duraleva w zupełnie inny wymiar mogła być naprawdę interesująca. Ciekawe jednak, kiedy międzywymiarowa miarka się przebierze, a wszystko łupnie z takim hukiem, że wojenne działania Arbada wydadzą się przy tym tylko głupią zabawą żołnierzykami.
Duralev przykucnął na jedną nogę, wychylając delikatnie łeb za szafy, co by dojrzeć choćby jakiegoś ogólnego zarysu sytuacji. Po kilku chwilach płachta załopotała cicho, targnięta północnym wiatrem, wpuszczając tym samym do środka dwie postacie tak bardzo znane Noranowi. Jedną z nich była Vilithiel, a drugą... on sam. Wyjątkowo dziwne uczucie spoglądać na samego siebie. Mógł teraz dostrzec niemal całe barwne spektrum emocji, jakie odmalowywały się na jego zmęczonej twarzy. Zły, rozgoryczony i bezsilny. Czy tak właśnie się wtedy czuł? A może owe emocje wciąż tkwiły głęboko w nim, zakryte zasłoną determinacji i pragnienia powrotu do swojego świata? Cóż, nic tak nie potrafiło ukoić nerwów jak dobra gorzałka.
Nie zwrócił większej uwagi na ciche słowa jasnowłosej, zerkając na nią tylko niepewnie kątem oka. Na Shora, czuł się jak jakiś pokręcony podglądacz albo gorzej. Szorstkie palce duraleva znów musnęły rękojeść półtoraka. Zabawnym było, że tutejszy Noran również co jakiś czas robił niemal tak samo, z tym że miał swoją Dumkę. Jego Dumkę.
- Kiedy wstaną od stołu musimy wyskoczyć. Jeśli po wszystkim cię nie poznam powiedz, że widziałaś śmierć mojego brata Vlada. Zginął w Elfim Borze. To na pewno da mi do myślenia. - Rzekł niemal półszeptem, biorąc głęboki wdech.
I tak spędzili sporo czasu, obserwując i podsłuchując nieświadomych tego Norana i Vilithiel. Na początku wiele do oglądania nie było, bo ci skupili się jeno na opróżnianiu butelki, którą duralev ze skrzyni wyciągnął, z mocnej gorzałki. Kiedy jednak dno coraz wyraźniej w niej odbijać się zaczęło stali się bardziej rozgadani i zajmujący tym samym. I tak podglądacze mogli usłyszeć jak ci się śmieją i rzucają sobie uszczypliwe słowa, słyszeli w ich głosie złość, rozgoryczenie i gorzki śmiech. W końcu zaś ich rozmowa stała się coraz bardziej ożywiona i Noran zdał sobie sprawę, że zbliżają się do momentu kulminacyjnego... Widział jak on sam rzucił kilka słów elfce, które dość mocno ją poruszyły, usłyszał raz jeszcze jak opowiedziała o tym co przeżyła wcześniej i jak on sam wspomniał po raz ostatni swego kuzyna, a potem...
Elfka widziała w spojrzeniu Norana cień niepokoju, jego emocje były dla niej w tej chwili wręcz namacalne. Przykucała cały czas, napinając wszystkie mięśnie. Przygotowywała się na moment, który miał nastąpić za chwilę kilka tygodni i teraz już nie denerwowała się tak bardzo, jak jeszcze niedawno. Usłyszała szurnięcie krzesła przesuwanego po ziemi. Ktoś złapał równowagę, podpierając się gwałtownie o jakiś sprzęt. To był ten moment. Wyglądając ukradkiem zza szafy spostrzegła, że elfka złożyła już dłonie, przygotowując się do rzucenia czaru. Raz jeszcze spojrzała na Norana i uśmiechnęła się do niego po raz pierwszy szczerze i bez zbędnej złośliwości.
- Mam na imię Saori. Miło było... będzie cię poznać - szepnęła do niego, po czym wylazła zza szafy.
"Talani sięgnęła do sakiewki i wyciągnęła z niej czarny kamień, lśniący lekko w blasku lamp oliwnych. Zaczęła pocierać go rozłożonymi płasko dłońmi i szeptać coś cicho. Duralev niewiele z tego rozumiał, mogło to wyglądać tak samo pięknie jak i śmiesznie i pewności mieć nie mógł, że jego towarzyszka wie co robi. Wyglądało to wszystko profesjonalnie, ale biorąc pod uwagę, że w sztuce tej każdy najmniejszy gest miał znaczenie, to raczej fakt, że elfka chwiała sie nieco ciągle nie wróżył dobrze..."
I wtedy nagle usłyszał jakiś hałas za swoimi plecami. Odwrócił się gwałtownie, ale gorzałka szumiąca w głowie sprawiła, ze spostrzegł jeno rozmazaną plamę.
- A to kto-o? - usłyszał czknięcie Vilithiel, która najwyraźniej była nie mniej zaskoczona niźli on.
Noran skupił się maksymalnie, a adrenalina, która mimo wszystko w takiej sytuacji musiała w żyłach zaszumieć, sprawiła, ze i działanie gorzałki jakoś przeminęło nieco. Spostrzegł jasnowłosą elfkę, która wyglądała na najemnika, a której wcześniej nigdy w życiu nie widział..
- Nie przeszkadzajcie sobie. Sprawdzałam zabezpieczenia namiotów i, jak widać, tego będzie trza poprawić - "że też wcześniej nie pomyślałaś o jakimś lepszym wytłumaczeniu", skarciła się w myślach jasnowłosa. - Dobrej nocy - rzuciła jeszcze na odchodne, mrugając do nich i ruszyła w stronę wyjścia z namiotu.
Gdyby ktoś zapytał Norana - oglądanie własnego życia "z boku" było zaprawdę dziwnym i nieco przerażającym doświadczeniem, którego z pewnością nie chciałby już nigdy więcej powtarzać. Wszystkie gesty, wszystkie słowa i emocje były widoczne jak na dłoni, gdyż były to jego emocje. Pamiętał co czuł wypowiadając je przy Vilithiel. Pamiętał swoje zakłopotanie, gdy uderzył zbyt mocno we wspomnienia o Iastresie. Teraz widział to wszystko jak na dłoni i dostrzegał, że musiał być kimś naprawdę dla niej ważnym. Że obwiniała się za wszystko nie mniej, niż Noran za śmierć swojego brata i Aleksieja. Kolejne dwie umęczone dusze na tym padole łez. Jak gdyby to wszystko nie mogło być jakieś... prostsze. Jak gdyby bogowie usilnie skazali swoje dzieci na udrękę, która najwyraźniej ich bawiła. Świat tak naprawdę był jednak paskudnym miejscem. A przynajmniej takim, jawił się właśnie w zielonkawych oczyskach duraleva.
Przygotowywali się na ten moment od długiego czasu i nie mogło być mowy o jakiś głupich zrywach. Byli przecież profesjonalistami. Ludźmi, którzy widzieli wojnę i niejednokrotnie stawiali swoje życie na szali. Czym więc było dla nich przerwanie zaklęcia elfki?
- Ciebie też Saori. Ciebie też... - Odparł spokojnie jasnowłosej dostrzegając na jej twarzy ten uśmiech. Uśmiech, który wywołał w nim krótkie ukłucie żalu. Może w innym miejscu i w innym czasie. Czyż nie tak mawiało się w stolicy? Przed oczami mignął mu tylko kawałek jeździeckiego stroju, kiedy zdecydowała się wyjść zza szafy. A reszta? Reszta była już tylko wielką niewiadomą....
- Ki czort? - Zdołał zemłać jeszcze cicho pod nosem odwracając się gwałtownie w kierunku usłyszanego źródła hałasu. To, że był napruty jak szpadel podczas kopania wilczych dołów pod Vyzno był tylko drobnym faktem i być może też dla tego ów obrót wyszedł mu jakoś tak wyjątkowo niezgrabnie. Zupełnie nie przypominał teraz tanecznego szermierza, który potrafił zgrabnym ruchem szabli wyłuskać broń z dłoni przeciwnika. Wszystko zlało mu się w jakąś jedną kolorową plamę wypełnioną niewyraźnymi konturami i ostrą czerwienią zdobiącą ściany namiotu. Cóż, najwyraźniej Vilithiel podzielała jego zdanie i wyjątkowo szczęśliwy stan, który został tak gwałtownie przerwany. Elfka. Druga elfka w namiocie, cholera! Było z nim aż tak źle, że zaczęło się mu dwoić w oczach? Przeca zawsze się śmiał z bajdurzeń starego Badury, o tym że niektórzy widzieli białe myszy, ale żeby elfki? Hm... w sumie wychodziło nawet, że gorsza z nich zaraza niż myszy. Nie trzeba było wspominać, że Noran po gorzałce zawsze był bardzo prędki do szabli, toteż obnażone do połowy ostrze Dumki błysnęło krótko w półblasku poustawianych świec.
- Co sprawffdzić? Jak spraffdzić psia mać? Jakie kuźwa zabezpieczenia? - Mruknął najwyraźniej bardzo ożywiony pojawieniem się elfki. Nie rozumiał nawet jednego słowa, które wypowiedziała i wątpił by zrozumiał je nawet na trzeźwo. Ale była przeca ubrana jak najemniczka. Czyli była najemniczką z Sibith. Zawsze potrafił tak szybko i trafnie ocenić ludzi. Skoro Sibith tak dbało o jego bezpieczeństwo, to może mu jeszcze feydorkę tutaj przyślą żeby ogrzała mu łoże, hę? Zimno tak i się przeziębić jeszcze przeca może.
- Jak cię jutro zobaczę to na te cycki padniesz ze zmęczenia po przebiegnięciu całych Gór Miedzianych dookoła! Dwa razy kuźwa! - Zdołał zawołać jeszcze gniewnie za elfką, kiedy ta wyszła z ich namiotu machając na pożegnanie. Już on ją jutro utemperuje psia mać tak, że będzie jeszcze chciała wracać do bitwy z zieleńcami! Po chwili spojrzał jednak na Vilithiel, nieco zmieszany tym swoim nagłym wybuchem przy niej chowając jednocześnie Dumkę z powrotem.
- Tyś widziała to samo co ja? A co jeśli podsłuchiwała? Co jak pójdzie do Aveskela i wyśpiewa, że mu tu z magią ten... przeca on nas za sznufki od butóf powywiesza przed namiotem. - Rzekł duralev, drapiąc się po głowie w zamyśleniu.
Zacisnęła dłonie w pięści, kiedy spostrzegła, że Noran broni dobył, by po chwili je rozluźnić. W głowie słowa zaklęcia samoistnie się zrodziły, a ciało przeszedł znajomy dreszcz. Chwała bogom jednak, duralev rzucił jeno w jej stronę kilka gróźb. Elfka z trudem powstrzymała się przed uśmiechem. Skinęła głową tylko, nie odrywając wzroku od niego, po czym ruszyła w stronę wyjścia.
"Wytrzymałam z tobą dwa tygodnie, to i byle truchcik mnie z pewnością nie wykończy" - pomyślała tylko, mijając ich oboje.
Nie oglądała się za siebie już wcale, dlatego nie mogli dostrzec smutku w jej oczach, który nagle w nich zagościł. Płachta namiotu załopotała cicho, wpuszczając zimne powietrze, gdy ta zniknęła w ciemności. Duralev irytował ją strasznie, ale teraz, kiedy uświadomiła sobie, ze tak naprawdę to dla niego ich spotkanie nigdy nie miało miejsca, zrobiło jej się, nie wiedzieć dlaczego, cholernie przykro.
- Szlag.. - syknęła do siebie i pociągnęła ze złością wręcz nosem, po czym odeszła, pozostawiając obozowisko za sobą.
Jeszcze chwile poruszała palcami, wpatrując się mętnym wzrokiem w nieznajomą elfkę i nadzierającego się na nią Norana. Naprawdę trudno było jej wzrok skupić na nich, bo obrazy rozmazywały się jej przed oczami. Usiadła na swoim miejscu, podpierając się ostrożnie i zamrugała kilka razy. Była pijana. Ba! - była jak prawdziwy duralev! Ale mimo wszystko nie sposób było nie wyczuć delikatnych zawirowań magicznych, jakie po jasnowłosej elfce pozostały. Podążyła za nią wzrokiem, marszcząc złowrogo brwi. To jasne, niebieskie spojrzenie gdzieś głęboko w jej pamięci tkwiło. Za skarby Adun jednak nie mogła sobie przypomnieć gdzie je widziała, szumiący zaś we łbie alkohol bardzo szybko przekonał ją, ze nie ma sensu się jakimiś głupotami przejmować.
- To wtedy ykh będzie miała z nami do szzzynienia! - stwierdziła butnie, zadzierając głowę, co sprawiło, ze omal ze swego miejsca nie spadła na ziemię.
Po cwhili zaś zdała sobie sprawę, ze sens słów Norana nie jest dla niej zrozumiały.
- Ale tak w szzzumie to za co.. tak za sznurki? Nas wieszzać?- zapytała, próbując swe ciemne spojrzenie na nim skupić. Eh, gdyby się tak nie kręcił dookoła niej, to byłoby zapewne łatwiej..
Złapała najpierw jedną rękę swą głowę, a potem drugą i tak siedziała chwilę, chwiejąc się na boki.
- Chyba lepiej będzie jak szzarowanie na jutro pszełożymy - dodała po chwili, kolejne czknięcie próbując, nieskutecznie, stłumić.
Tia... jak prawdziwy duralev. Teraz wystarczyłoby aby jeszcze tylko zaryczała odważnie jak lew i zawyła do księżyca niczym wilk, żeby stać się prawdziwą córą mroźnej północy. Być może Noran by nawet jej coś takiego nakazał, ale po pierwsze bał się, że po pijaku naprawdę mogłaby coś takiego zrobić, a po drugie - wystarczyło, że jakaś obca elfka pojawiła się w jego namiocie. Jeszcze tego tylko brakowało aby jutrzejszego dnia żołnierze szeptali między sobą, że po pogrzebie brata Kawalera Cerelain z jego namiotu dobiegały jakieś przedziwne i złowrogie wycia.
- Afeskel to by nas nogą od stołu tera rozłoszył. Pfi. - Rzekł tylko uroczyście Noran słysząc butne przechwałki elfki. Co jak co, ale Aveskel swoje też w życiu wywalczył i trudno byłoby powiedzieć kto w takim pojedynku miałby rzeczywiste szanse, bo z pewnością nie dwójka dorosłych ludzi, którzy spili się niczym młode szczawie. Ale cel był jednak szczytny! I nic tak nie koiło rozedrganych nerwów jak paląca w gardle gorzałka.
- Bo jeśteśmy pijani, a na nowo zdobytych ziemiach Visco nie wolno czarów używać, ot! - Rzucił spokojnie, przysłuchując się dalszym, ambitnym wywodom elfki. Najwyraźniej z dzisiejszego czarowania nici, ale przeca jest jeszcze drugi dzień! Nic straconego, a przynajmniej tak teraz widział to Noran.
- Chyba bydziem musieli. Czyli so tera robimy? Jeszcze po jedn... - Rzucił beztrosko i mogła usłyszeć, że jego akcent znów nabierał północnych przywar pozbywając się gładkiego i ładnego sposobu mówienia jakiego nauczył się w Hednisey. Jakby to ją jeszcze jakoś obchodziło, wszak pijany się zawsze z pijanym dogada. Nawet gdyby zaczęła mu tu świergolić po elfiemu Noran przytakiwałby jeno głową. Szybko jednak dostrzegł, że na chwilę obecną z elfki był raczej marny kompan do picia. Trzymał się nieco lepiej od niej, ale i tak powoli odczuwał skutki pochłonięcia zawartości butelek. Najwidoczniej miał większą tolerancję. Był przeca duralevem!
- Eto tobie dzisiaj już chyba styka. Musisz se legnąć i odpocząć. Tylko nie każ mi miski jakiejś przynosić. - Burknął z cichym wyrzutem, podchodząc do elfki i wyciągając w jej stronę rękę, co by mogła się na niej wesprzeć i wstać z krzesła. Cóż, łóżko w namiocie było tylko jedno i to tam miał zamiar ją zawlec, bo wątpił czy dałaby radę samemu dotrzeć do swojego namiotu. No chyba, że przerzuciłby ja sobie przez bark niczym worek kartofli.
Patrzyła na niego, marszcząc czoło i zamykając z całych sił powieki co moment. Wszystko po to, by jakoś odzyskać ostrość widzenia i skupić się na tym, co do niej powiedział. No tak, prawda, magia była zakazana, miał rację.
- Jakosz na polu bitwy nik, hic! Nikt mi szarować nie bronił - stwierdził nieco rozeźlona, łeb zadzierając i plącząc niezdarnie ręce na piersi.
Cóż, tak to było po pijaku, nastroje potrafiły się zmieniać jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - o, słodka ironio - a odurzony alkoholem potrafił się przyssać uparcie do jednego słowa i na jego podstawie całą ideologię sobie dorobić. I tak talani uznała nagle, że Noran, jako duralev, też nie akceptuje jej zdolności, a od tego był już krok do stwierdzenia, że i ją ma w głębokim poważaniu. Tak... Krótko mówiąc, Vilithiel zaczęła w głębi duszy marudzić srodze.
- Nie, ja już nie... - kolejne czknięcie przerwało jej wypowiedź.
Elfka pokręciła zatem przecząco głową, patrząc niechętnie na butelkę, którą Noran pochwycił, a na widok której żołądek jął się jej wykręcać na wszystkie strony i w ten sposób niemo wypowiedź zakończyła. Zmarszczyła czoło i zacisnęła z całych sił usta. Kosmyki poplątanych włosów opadły na jej twarz i talani wyglądała w tej chwili zaiste jak kupa nieszczęścia. Szczęście w nieszczęściu było takie, że dzięki temu istniała szansa, że jutrzejszego dnia elfka w najlepszym wypadku będzie myślała jeno o tym, jak za pomocą czarów kaca się pozbyć, a nie o wysyłaniu ich gdziekolwiek.
- Nicz mi nie jest.. - stwierdziła, ale jednocześnie dłoń swoją na jego ręce zacisnęła i spróbowała wstać z jego pomocą. Zupełnie jakby jej ciało wykazywało się teraz większym rozsądkiem niż jej umysł i robiło to, co uważało za słuszniejsze.
Vilithiel była drobna, nawet bardzo, ale wiadomo, ze prowadzenie pijanego nigdy łatwe nie było, tym bardziej gdy i prowadzący trzeźwością nie grzeszył. Z pomocą duraleva jednak jakoś pewno udało się jej do łóżka dowlec. Padłą na nim, twarz w poduszce zatapiając. Odetchnęła głęboko. Cholera, dlaczego ten świat tak wirował szybko, nawet w chwili gdy oczy zamknięte pozostawały?
- Kieł się bęszie martwił.. Jeszzcze przylezie.. - wymruczała, nawet w tej chwili nie zapominając o swojej wiwernie.
Nie miała namiotu, noce spędzała właśnie obok gadziska, którego skrzydła zapewniały jej ochronę przed wiatrem i chłodem.
- Ale powiem mu, sze tu jestem - dodała jeszcze, przekręcając się na bok z niemałym trudem dodajmy, walcząc z grawitacją i złośliwymi promilami.
Jak chciała to zrobić? Oczywiście telepatycznie, ale nie zastanawiała się w tej chwili czy Noran wie, iż coś takiego potrafiła i czy ten przez to nei pomyślał, że zwariowała do reszty.
- Jakoś na polu bitwy Arbadowi nikt też szarować nie zabraniał. Ogień trza ogniem. - Rzekł pocieszając nieco elfką na duchu. To nie było tak, że Noran nienawidził magii i wszystkich, którzy się nią posługiwali. Po prostu... jedynymi porządnymi magami jakich dotąd spotkał była Vilithiel z Iastresem. No i jeszcze błękitnooka Saori, o której istnieniu Noran nie miał teraz nawet najmniejszego pojęcia. Cóż, duralev miał słabe doświadczanie w pocieszaniu innych ludzi, a co dopiero elfek, toteż nie mogła liczyć, że pogłaszcze ją po głowie i powie, że tak naprawdę kocha magię i w ogóle. Zbyt dobrze jednak wiedziała, że gdyby nie ta "magyja przebrzydła" Noran nie stałby w tym miejscu taki zadowolony z siebie oraz nie mógłby prowadzić elfki pod ręką, trzymając w drugiej zbłąkaną butelczynę gorzały. Widząc jednak, że na dzisiejszy wieczór już raczej wystarczy potrząsnął nią tylko lekko, wziął porządny łyk, po czym ze szklanym brzdękiem odstawił ją na stół pomiędzy resztę szklanego towarzystwa, z którym zapoznali się tego wieczoru.
- No pefnie, że nic Ci nie jest. Rzekłbym żeś przynajmniej teraz wesoła. - Rzucił jeszcze Noran wyciągając pomocną dłoń, która dość szybko została pochwycona przez delikatne palce elfki. Ta... jak to się mówi "ślepy prowadził kulawego", a przynajmniej teraz wspólnie stanowili taki zabawny widok, prowadząc się nawzajem i kiwając na boki jakby podczas jakiegoś silnego sztormu.
- Upfs... - Mruknął Noran, kiedy dłoń obejmująca ją w pasie zsunęła się na chwilę nieco niżej i czort wie, czy było to specjalnie czy też przez przypadek. Najważniejszy był efekt i mówił sam za siebie. Jakoś udało mu się przetransportować elfkę i wyglądał niemniej tak, jakby liczył za to na jakąś nagrodę porównywalną do kolejnego orderu.
- Potem pójdę i mu poffiem, że jesteś tutaj. A jak wsunie łeb do namiotu to dostanie kubkiem w głofę, o! - Rzekł dumnie, gdyż najwidoczniej mówienie o wielkiej wiwernie śpiącej na zewnątrz nie wydawało mu się jakimś wielkim absurdem.
- Pofiedz, pofiedz. - Rzekł spokojnie kiwając głową, po czym zsunął z nóg buty i rozpiął skórzany kaftan pozostając w białawej lnianej koszuli, spod którego wysuwał się medziany medalion w kształcie sokoła. Chwilę potem zwyczajnie łupnął na łóżko, przeciągając się z lekkim trudem. Przeca nie będzie spał na ziemi jak jakiś pies. Nie, kiedy ma w namiocie łóżko.
- Ale s tymi szarami spróbujemy jutro, tak? - Zapytał po chwili, sprawdzając czy aby na pewno dobrze to sobie ustalili.
Ziewnęła głośno, nawet nie kwapiąc się, by usta przesłonić, po czym westchnęła cicho i ułożyła dłonie pod policzkiem, układając się wygodniej do snu. Uniosła jednak jedną powiekę i zerknęła na kładącego się obok niej duraleva, jej spojrzenie jednak było tak spokojne, jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego.
- Pofieem.. - zapewniła raz jeszcze, ziewając ponownie wyraźnie.
Świat wirował jej przyjemnie dookoła, a umysł zamroczony alkoholem nie pamiętał w tej chwili większości trosk. Tak, to chyba było w tym najlepsze.
- Jakimi szarami..? - zapytała, unosząc powiekę i nieco głowę do góry, by lepiej się duralewovi przyjrzeć.
Czyżby wystarczył moment, by ta w sen zapadła i amnezji się nabawiła?
- A.. tymi szarami.. - wysepleniła, znów padając miękko na poduszkę. - Tak, tak, zamiemy szię nimi..
Całe szczęście jednak, mimo zapewnień samej elfki, wszystko sugerowało, ze jutro zdrowy rozsądek odzyska i nawet jeśli będzie próbowała zmieniać bieg historii, to zrobi to w znacznie lepszy sposób. Co zaś za tym szło to to, ze Noran nie miał już w żaden inny czas i inne miejsce trafić samemu i niekontrolowanie. Zresztą, czy jutro, trzeźwy już duralev będzie się pisał na tego typu ekscesy, nawet jeśli talani zgodziłaby się spróbować tego?
Spojrzenie elfki na moment zatrzymało się na jego medalionie i sama mimowolnie dłoń położyła na tych, które i ona na piersi miała zawieszone. W przeciwieństwie do neigo nei był to jeden przedmiot, a cała ich masa. Kilka totemów z piórkami i kamyk w kształcie motylego pióra. Była też mała miedziana moneta z dziurką.
- Magiszny? Bo moje tak.. W większości - kolejna wypowiedź elfki została przerwana przez ziewnięcie.
Vilithiel przesunęła się nieco tak, by oprzeć głowę o ramię Norana. Potem westchnęła głęboko i jeszcze mlasnęła cicho. Z czasem jej oddech coraz spokojniejszy się stawał, co sugerować mogło, ze elfka zapadać w sen zaczęła.
Ludowe mądrości zawsze mówiły, że czy to człowiek, czy to też elf - każda istota powinna od czasu do czasu dać sobie zdrowo w czambuł i oderwać się od tego padołu łez. Noran wątpił, czy Aleksiej miałby im za złe, że tak zakończył się jego pogrzeb. Ba! Nawet więcej! Noran był przekonany, że kiedy Księżyc zalśni trupim blaskiem, a dzikie wilki zamkną oczyska do snu delikatna bariera pomiędzy dwoma światami zaniknie, przepuszczając do ich świata niektórych zmarłych i inne magiczne paskudztwa. Aleksiej z pewnością pojawi się u nich w namiocie, zaklnie pod nosem, że się tak szybko spili i nie poczekali na niego, wychyli potężny łyk gorzałki i wróci na wielką ucztę, którą Shor wyprawiał dla wszystkich prawdziwych wojowników. Tak, z pewnością musiało tak być. Uspokojony zapewnieniami elfki, iż zajmą się czarami elfki również przyłożył łeb do poduszek ociężale ziewając. Cóż, pocieszającym mogło być to, że teraz czary eflki wyślą go od razu w miejsce akcji, bez kilkutygodniowego poślizgu. Pierwsza taka podróż w dziejach duralevskiego ludu! A może już druga? Zresztą... kto by to tam pamiętał.
- Niet. Jak by był magiszny, to bym go nie nosił. - Rzekł z dumą, dotykając palcami miedzianego sokoła. Zerknął też w kierunku talizmanów elfki i jakoś tak wyszło, że dość szybko zostały one zupełnie zepchnięte na drugi plan przez ciekawsze i bardziej krągłe rzeczy. Westchnął tylko pod nosem, wbijając zielonkawe oczyska w prowizoryczny sufit, kiedy nie wiadomo skąd jasna głowa spoczęła na jego piersi dychając coraz spokojniej i głębiej. Zasnęła. Noran również nie miał jakiś bardziej ambitniejszych planów, gdyż już po chwili namiot wypełniło ciche chrapanie oraz łopotanie północnego wiatru. Potrzebował snu jak nigdy, wszakże jeszcze kilka godzin temu walczył w bitwie. Bitwie, którą znów przegrał.
Poranny mroźny powiew wdarł się gwałtownie do namiotu duraleva przewracając butelczynę i rozwiewając jasne włosy elfki, które wystawały jeszcze spod ciepłej pierzyny oficerskiego łoża. W tych rejonach poranki zawsze były mroźne. Ach, górskie powietrze. Gdyby rozleniwiona elfka zdołała się wyrwać ze szponów uporczywego bólu głowy i palącego pragnienia, wyczułaby że miejsce obok niej było już zupełnie puste. Jedyną pozostałością był tylko skórzany kaftan oraz żołnierska manierka z wodą, którą najpewniej dla niej zostawił. Stolik wraz z krzesłami wyglądał na istne pobojowisko, którego nie powstydziłaby się nawet orcza horda. Kilka butelek, w tym jedna strącona przez wiatr, która teraz toczyła się leniwie w kierunku łóżka. Puste, porozrzucane kubki, ciemny lśniący kamień, który spoczął na krześle, wypalone woskowe świecie i miedziana misa, którą również podstawił chyba z czystej przezorności dla elfki. Duraleva nie było. Wskazówką był tylko fakt, że płachtę czerwonego namiotu odrzucono niedbale na bok, co sugerowało pośpiech. Gdzieś dalej dało się słyszeć pierwsze żołnierskie rozmowy oraz dźwięk ostrzonej broni.
“Niet. Jak by był magiczny, to bym go nie nosił” - słowa duraleva jakoś tak niestety cholernie wyraźnie w jej głowie rozbrzmiały. Otwarła oczy i zmarszczyła smutno brwi, ale on tego dostrzec nie mógł, wszak jej głowa opierała się o jego ramię cały czas. Magia była dla niej wszystkim, była jak irytująca kochanka, bez której mimo wszystko życia sobie nie wyobrażała. Że też alkohol nie potrafi odpowiednio zamroczyć wtedy, kiedy akurat potrzeba!.. W jednej chwili wszystkie uczucia, które do tej pory starała się w sobie dusić i wszystkie te, z których zdawała sobie sprawę już od jakiegoś czasu i do których przyzwyczajała się powoli, powróciły do niej ze zdwojoną siłą. Wszystkie zaś zostały przesłonięte jednym: uczuciem wyobcowania. Zawsze i wszędzie, choć starała się do tego nie dopuszczać, czuła się obco. Pierwsze jej wspomnienia, jakie w ogóle pamiętała wiązały się z odrzuceniem. Była obcą wśród suele, które ją wychowywały, a dla których wiązała się mimo wszystko z cywilizacją, której nie akceptowały, była obcą dzikuską wśród elfiej rodziny, którą po latach odnalazła dopiero, była obcą magini wśród duralevów, którzy magii nienawidzili...
Po raz kolejny próbowała odnaleźć się gdzieś, gdzie jej miejsce nie było i po raz kolejny zdała sobie sprawę, ze to nie jest możliwe. Mimo wszystko jednak zamknęła oczy i przemilczała swoje uczucia i mimo wszystko zasnęła spokojnie u jego boku, a kiedy rano obudziła się sama nawet jakość szczególnie nie zaskoczyło ją to. Niewiele pamiętała z poprzedniego wieczoru, ale nieprzyjemne uczucie, które w sercu zagościło jakoś nie wyprowadziło się zeń wraz z nastaniem dnia. Kompletnie zaś zapomniała o czarze, który miała z Noranem spróbować rzucić. Głowa nie bolała jej mocno, ale w gardle suszyło potwornie, to i bez zastanowienia opróżniła manierkę, którą duralev zostawił nieopatrznie na stole, a następnie dopiero zsunęła nogi na ziemię i usiadła na łóżku. Przegarnęła potargane białe włosy i odetchnęła głęboko. Wstała i rozejrzała się po pomieszczeniu, kiedy zaś spostrzegła kałamarz z piórem uśmiechnęła się smutno.
“Możesz nienawidzić magii. Może być Ci kompletnie obojętną też. Pamiętaj jednak, że jest bardzo przewrotną i nie będzie jej przeszkadzało to sprzyjać ci i tak.
Dziękuję Ci za wszystko co dobre. Przepraszam za wszystko com uczyniła źle.
Vili”
Napisała na kartce kilka słów, których sensu sama chyba do końca nie rozumiała, po czym wyszła z namiotu, by w stronę Szarego Kła się skierować. Dzień był chłodny, ale pogodny - w sam raz na kolejną podróż.
Być może zwyczajnie szukała w złych miejscach. Być może odnalazłaby swoje miejsce, gdzieś gdzie wszyscy wyznawaliby podobne zasady co ona, a także władali magią. Wieża Magów wciąż stała twardo na północnych ziemiach i nawet pochód Arabda nie zdołał zaprzestać jej działalności. Pytaniem tylko, czy tego właśnie chciała? Znaleźć się pomiędzy starymi, zakurzonymi woluminami, zimnymi, kamiennymi ścianami i ludźmi, którzy ponad wszystko dążyli do zdobycia magicznej potęgi. Mrukliwi, zamknięci w sobie i nieco dziwaczni. Przynajmniej tak widziała ich reszta północy.
Ludzie bali się magii z prostych powodów. Nie znali jej, a wszystko co nieznane budziło zazdrość i lęk. Rzadko dane było im też zaznać jej "pozytywnych" stron, przez co uważali ją za narzędzie czartów i złoczyńców. Vilithiel zapominała o dość ważnej kwestii. Magia miała swoje dwie twarze. Tę dobrą, która niosła pomoc i tę drugą, znacznie gorszą, której naprawdę należało się obawiać. Do dna dzisiejszego Noran widział w swoich snach piekło jakie rozpętał Czarnoksiężnik. Oboje nosili w duszach ślady wojny i być może właśnie to sprawiało, że tak bardzo się... rozumieli? Na Shora, kto by pomyślał, że elfie kobity też są takie "emocjonalne" i skłonne do wpadania w smętną melancholię z byle głupstwa czy nieznacznego gestu.
Woda była zimna i kojąca. Jakby tego właśnie było jej najbardziej trzeba. Kartka zaszeleściła cicho pod jej delikatnymi palcami, a pióro zamoczone w atramencie kreśliło specyficznego słowa... pożegnania? Cóż, na pewno nie chciałaby widzieć wyrazu twarzy Norana, kiedy czytałby fragment o sprzyjaniu magii.