Moja pięcioletnia córka ostatnio zapałała chęcią noszenia kapci, laczków tak zwanych, i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie były to buty już wiekowe. Choć przyznam szczerze, że nei wiedziałam, iż tak bardzo...
- Babcia mówiła, że ty je wcześniej nosiłaś - stwierdziła ich nowa właścicielka, rączki za plecami składając i opierając się o ścianę.
- Nie, Agata je nosiła.
Agata, to kuzynka mojej córki, starsza od niej o około czternaście lat.
- Babcia mówiła, ze ty je nosiłaś - córa nie daje się jednak przekonać, po czym dodaje poważnym tonem: - jak była wojna.
Nie wiem, jak wyglądałam, ale moja mina musiała być bezcenna ^^
środa, 23 listopada 2011
niedziela, 6 listopada 2011
O czym marzą mężczyźni?
Kolejne banalne pytanie, prawda? Wiadomo przecie, że o pięknych... samochodach! Nasz jest uroczy, bo czerwony - sama kolor wybierałam ma się rozumieć - ale niestety, mąż twierdził, że cyt: "to stara rojda, którą powoli #$#%^&&* wstyd jeździć". Za kupnem nowego auta z mojej strony przemawia tylko perspektywa płacenia niższych podatków - wiecie, lizing i inne takie nudy - ale to wystarcza, by co dziennie od kilku tygodni ten temat wałkować...
- Ale powiedz, myślałaś coś o tym samochodzie, prawda? - pyta szanowny małżonek, wchodząc za połowicą do łazienki.
- No.. - odpowiada pytana tonem słynnego Marianna po chwili ciszy.
- Wiedziałem! Wiedziałem, że to powiesz zanim to powiedziałaś i że TAK to powiesz!
Jak widać, trudno jeszcze jest zaskoczyć kogoś, z kim mieszka się przez siedem lat już, a drugie tyle się zna. Po chwili, gdy już oboje przestali się śmiać, żona dodaje:
- Wiesz... Spać powoli przez to nie mogę normalnie -
Sarkazm dosłownie spływał jej z ust, ale chyba jednak nie był zbyt doskonale czytelny, bo po chwili w odpowiedzi padło pytanie małżonka i nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nei było zadane poważnie.
- Ty też?
Dziś był samochodowo- kredytowych atrakcji ciąg dalszy. Rozważania, co gorsze, nie dotyczyły koloru auta, ale zdolności kredytowej naszej rodzinki. Nie jest łatwo ustalić takową, gdy prowadzi się firmę i zysk, jak wiadomo, jest różny.
- Słuchaj - zagaja małżonka. - To może kupmy telewizor? Weźmiemy go na kilka rat i zobaczymy jak nam z nimi będzie. Ocenimy, czy stać nas na coś większego.
- No, w sumie.. - widać po minie męża, że pomysł przypadł mu do gustu, to zaś zapewne ma coś wspólnego z faktem, że wczoraj kupił sobie nowa grę na PS i narzekał, że grafika na starym tv jest gorsza niż na kompie.
- Ale wiesz, zanim kupimy telewizor, musisz zamalować tę ścianę, co znaczy, że mamy jeszcze dobre pół roku na szukanie modelu...
- Ha. Ha. Ha.
W tym momencie należy wytłumaczyć zgryźliwość narratorki. Całkiem słuszną! Otóż, sześć lat temu, kiedy robiliśmy generalny remont mieszkania została przeze mnie pomalowana jedna ściana w salonie na dziwne abstrakcyjne czerwono - pomarańczowe wzory - wiem, strasznie brzmi, a jeszcze gorzej wygląda. Wszystko było zaplanowane, bo w salonie miały być czerwone nowoczesne i proste meble, ale koniec końców została kupiona kuchnia w nieco staromodnym stylu, to i meble trza było do niej dopasować i koniec końców ściana pasuje teraz do wszystkiego, jak wół do karety. Tak, sześć lat temu to było i od tych sześciu lat czekam na zamalowanie. Zgryźliwość wytłumaczona?
Przed chwilą mąż wyliczał ile mniej więcej będzie potrzebował kasy na pomalowanie tej ściany:
- Ile tej farby? Niewiele.. Trza jeszcze kupić pędzle, taśmę, wałek... Bez sensu to wszystko kupować do jednej ściany. Szkoda kasy. Może zawołam Marka - nasz kolega zajmujący się zawodowo wykończeniówką - zapłacę mu i niech pomaluje..
Cholera, jak ja kocham te moje Dwie Lewe Złote Rączki : )
- Ale powiedz, myślałaś coś o tym samochodzie, prawda? - pyta szanowny małżonek, wchodząc za połowicą do łazienki.
- No.. - odpowiada pytana tonem słynnego Marianna po chwili ciszy.
- Wiedziałem! Wiedziałem, że to powiesz zanim to powiedziałaś i że TAK to powiesz!
Jak widać, trudno jeszcze jest zaskoczyć kogoś, z kim mieszka się przez siedem lat już, a drugie tyle się zna. Po chwili, gdy już oboje przestali się śmiać, żona dodaje:
- Wiesz... Spać powoli przez to nie mogę normalnie -
Sarkazm dosłownie spływał jej z ust, ale chyba jednak nie był zbyt doskonale czytelny, bo po chwili w odpowiedzi padło pytanie małżonka i nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nei było zadane poważnie.
- Ty też?
Dziś był samochodowo- kredytowych atrakcji ciąg dalszy. Rozważania, co gorsze, nie dotyczyły koloru auta, ale zdolności kredytowej naszej rodzinki. Nie jest łatwo ustalić takową, gdy prowadzi się firmę i zysk, jak wiadomo, jest różny.
- Słuchaj - zagaja małżonka. - To może kupmy telewizor? Weźmiemy go na kilka rat i zobaczymy jak nam z nimi będzie. Ocenimy, czy stać nas na coś większego.
- No, w sumie.. - widać po minie męża, że pomysł przypadł mu do gustu, to zaś zapewne ma coś wspólnego z faktem, że wczoraj kupił sobie nowa grę na PS i narzekał, że grafika na starym tv jest gorsza niż na kompie.
- Ale wiesz, zanim kupimy telewizor, musisz zamalować tę ścianę, co znaczy, że mamy jeszcze dobre pół roku na szukanie modelu...
- Ha. Ha. Ha.
W tym momencie należy wytłumaczyć zgryźliwość narratorki. Całkiem słuszną! Otóż, sześć lat temu, kiedy robiliśmy generalny remont mieszkania została przeze mnie pomalowana jedna ściana w salonie na dziwne abstrakcyjne czerwono - pomarańczowe wzory - wiem, strasznie brzmi, a jeszcze gorzej wygląda. Wszystko było zaplanowane, bo w salonie miały być czerwone nowoczesne i proste meble, ale koniec końców została kupiona kuchnia w nieco staromodnym stylu, to i meble trza było do niej dopasować i koniec końców ściana pasuje teraz do wszystkiego, jak wół do karety. Tak, sześć lat temu to było i od tych sześciu lat czekam na zamalowanie. Zgryźliwość wytłumaczona?
Przed chwilą mąż wyliczał ile mniej więcej będzie potrzebował kasy na pomalowanie tej ściany:
- Ile tej farby? Niewiele.. Trza jeszcze kupić pędzle, taśmę, wałek... Bez sensu to wszystko kupować do jednej ściany. Szkoda kasy. Może zawołam Marka - nasz kolega zajmujący się zawodowo wykończeniówką - zapłacę mu i niech pomaluje..
Cholera, jak ja kocham te moje Dwie Lewe Złote Rączki : )
poniedziałek, 31 października 2011
O czym myślą faceci?
Pytanie to jest tak proste, że wręcz śmieszne, prawda? Dlatego pozwolę sobie je rozbudować do: "i kiedy?" Posunę się o krok dalej jeszcze i na przykładzie własnego ślubnego zobrazuję, jak zadziwiające mogą być owe "kiedy". Wyobraźcie sobie mężczyznę, niestarego jeszcze bynajmniej, aktywnego, któremu podczas przeglądu ogólnego, zwanego potocznie badaniami okresowymi, wykazano, że ma objawy arytmii. Wyobraźcie sobie też tego zaniepokojonego człowieka szukającego odpowiedniego specjalisty, umawiającego się na badania, robiącego kolejne testy. Wyobraźcie sobie go też koniec końców wracającego do domu z czymś, co przypomina kasę fiskalną, u boku i masą elektrod na piersi i plecach - tak, to sprzęt do tzw. "Holtera". Wreszcie przechodzimy do sedna. Cóż takowy zakomunikuje, ledwie próg domu przekraczając?
- Musisz mi zrobić z tym loda.
Takie stwierdzenie oczywiście musiało wywołać salwę śmiechu u ślubnej, ale małe dopowiedzenie doprowadziło ją wręcz do zawału, a to, przyznacie, byłaby dopiero ironia, gdyby takowy miał zaiste miejsce.
- Tylko gorzej, jak ja zapisze w tym notatniku "żona mi loda robiła", a tam na wykresie pokaże lekarzowi tylko mały skok napięcia.
Tak, bo nie efekt jest najważniejszy, ale wrażenie wywołane na.. lekarzu.
Małe dopowiedzenie dla ciekawskich. Nie, nie zrobiłam tego. Mimo szczerych chęci i zachęcających uśmiechów małżonka chodzącego w negliżu przed moim nosem nie dałam rady. Skojarzenie z terminatorem nie potrafiło mi się skupić na tym co trzeba.
- Musisz mi zrobić z tym loda.
Takie stwierdzenie oczywiście musiało wywołać salwę śmiechu u ślubnej, ale małe dopowiedzenie doprowadziło ją wręcz do zawału, a to, przyznacie, byłaby dopiero ironia, gdyby takowy miał zaiste miejsce.
- Tylko gorzej, jak ja zapisze w tym notatniku "żona mi loda robiła", a tam na wykresie pokaże lekarzowi tylko mały skok napięcia.
Tak, bo nie efekt jest najważniejszy, ale wrażenie wywołane na.. lekarzu.
Małe dopowiedzenie dla ciekawskich. Nie, nie zrobiłam tego. Mimo szczerych chęci i zachęcających uśmiechów małżonka chodzącego w negliżu przed moim nosem nie dałam rady. Skojarzenie z terminatorem nie potrafiło mi się skupić na tym co trzeba.
poniedziałek, 10 października 2011
Coś z zupełnie innej beczki po raz trzeci i ostatni.
Historia Norana i dwóch jasnowłosych elfek najprawdopodobniej się zakończyła. Nic pewnego w tej kwestii nie wie nikt - nawet ich twórcy ;) - niemniej pewien rozdział został jakiś czas temu już zakończony. Czeka nas wiele zmian, zmian których nie jestem Wam w stanie wyjaśnić bez wykładania nudnych zasad, którymi dziwny świat gier fabularnych się kieruje. Niemniej... Nowe historie już się toczą i jeszcze wiele innych jeszcze przed nami, więc kto wie, może jeszcze kiedyś przytoczę Wam tutaj inne rozlazłe na kilkadziesiąt stron cholerstwo.
Duralev
kiwnął tylko głową jak gdyby w podzięce jej i bogom, że już nic ich
teraz nie goni. Znając jednak zapał tych z tatuażami, siedzenie w jednym
miejscu nie było chyba najlepszym pomysłem. Wciąż mogli mieć w mieście
swoje czujki, które życzliwie doniosą im o przedziwnej parze złożonej z
duraleva i jasnowłosej elfki. Już samo to, że dural jest w towarzystwie
długouchego było nad wyraz podejrzane. Nie dbał też o to jak
niedorzecznymi mogły wydawać się jego roszczenia, bo i sam dobrze
wiedział, że magia nie działa w ten sposób... albo i działa. Tylko o tym
nie wiedział. Cichy chrzęst i już była prawie przy nim, wpatrując się w
niego swymi oczyma, a on znów dał się złapał w pułapkę, bo wystarczyło,
że jeno miecz przestał wisieć nad jego głową i uspokoił oddech to jego
wzrok powędrował nieco niżej, niż oczyska jasnowłosej.
-
Ofiary twojej ukochanej magii nie muszą za nic płacić. - Odparł z kpiną
w głosie, szczególnie czepiając się tej magi. Dla Norana przyjmowała
ona powoli postać jakiejś złośliwej istoty, a na pewno kobiety. Tylko
kobiety potrafią być tak złośliwe i sprawiać tyle kłopotów.
-
Poza tym wybacz, ale zapodziałem gdzieś sakiewkę. - Dodał po chwili,
wymownie klepiąc miejsce przy pasie gdzie powinien znajdować się
skórzany mieszek i szabla.
-
Więc czego chcesz, hę? Mam ci nadać ziemię w pobliżu Visco, z kilkoma
krowami i trzema parobkami, o ile Visco jeszcze istnieje? Właściwie to w
jakim jesteśmy mieście? - Wypalił ni stąd ni zowąd, spoglądając na
dachy budynków i uliczki pod nimi.
Trudno
było stwierdzić, czy kobieta zauważyła to iż uniknął na moment jej
spojrzenia. Nawet jeśli bowiem tak było, to nie dała tego po sobie
poznać. Można jednak było założyć, że skoro jednak potrafiła niektóre
atuty swoje eksponować, to i raczej nie pozostawała nieświadoma tego,
jak mogą one na pewną część społeczeństwa wpływać.
-
Jesteś bardzo pewny siebie, co może być głupie, zważywszy na fakt, ze
nie wiesz gdzie jesteś, nie wiesz jak wrócić do siebie, a jedyną osobę,
którą tutaj znasz, a której skądinąd trochę już zawdzięczasz traktujesz z
góry - stwierdziła, starając się mocniej zadrzeć głowę, co niewiele
dało, bo jednak wielkością mu ustępowała - I nie mam tutaj na myśli
tylko wzrostu - dodała.
W
jej głosie nie słyszał żalu, nie było też kpiny czy moralizatorstwa,
choć to ostatnie pasowałoby najbardziej w tej chwili. Słyszał jednak
wyraźnie coś, co można było jako ciekawość określić. To zresztą
tłumaczyłoby jej kolejne stwierdzenie i zachowanie.
- Jesteś w stolicy, a teraz chodźmy - wyminęła go i po chybotliwej drabince przytwierdzonej do muru zeszła na dół.
Jakie inne uczucie bowiem mogła nią teraz kierować?
Przez
całą drogę elfka, choć może nie szło tego na pierwszy rzut oka
dostrzec, kontrolowała sytuację i obserwowała przechodniów, których całe
szczęście było o tej porze sporo. Jeśli był kiedyś w Hedinsey, to mógł
teraz z ulgą stwierdzić, ze to niewiele różniło się od tego, które
zapamiętał. Kobieta zaprowadziła go do kamienicy w centrum, do
mieszkania, do którego klucz wyciągnęła z jakiejś skrytki za szafą w
korytarzu. W środku było całkiem ładnie, ale warstwa kurzu na meblach
świadczyła o tym, ze dość dawno nikt tutaj nie zaglądał. Mieszkanie nie
było jednak najciekawsze, Norana zapewne zainteresowała gazeta, na którą
nadepnął podczas drogi, a dokładniej rzecz ujmując to data, jaka na
niej dostrzegł. Wynikało z niej, ze cofnął się w czasie zaledwie o
miesiąc... Czyżby nieznajoma elfka kłamała?
-
Mówisz chyba o wszystkich duralevach. - Burknął już nieco spokojniej,
starając się by tym razem cała jej ta prezentacja względem wzrostu i
patrzenia z góry była nad wyraz wymowna. Złożyło się tak, psia mać, że
innego duraleva ciężko było jej oświadczyć. Można było to nazywać
brakiem rozsądku, bądź głupotą jednak duralevowie jak mało którzy nie
przywykli do zginania przed kimś karku. Nie lubili też mieć długów, ani
być od kogoś tak ściśle zależnym. Z pewnością nie chciałaby jednak, żeby
Noran latał za nią i przymilał się niczym jakiś trubadur z południa,
prawda? No tak, teraz natrafili na moralizatorskie gatki elfiej
czarodziejki, która musiała mu jeszcze w tak dobitny sposób wytłumaczyć
własną nieciekawą sytuację.
-
Hedinsey? Matko, zapomniałem już jak bardzo nie lubię tego miejsca. -
Rzucił pod nosem, ruszając spokojnym krokiem za elfką. Nie było wielką
tajemnicą, że Noran przez pewien okres czasu mieszkał w stolic, bo
według wielu ludzi na północy tylko tam kształcili się światowi
kawalerowie. Ot, taka tradycja, żeby północna szlachta nabrała też nieco
ogłady.
Minąwszy
wiele krętych uliczek oraz placów targowych, Noran od czasu do czasu
rozpoznawał niektóre miejsca. Dawne wspomnienia powracały, jednakże w
tej chwili nie miał czasu na łzawe sentymentalizmy i podziwiane dawnych
czasów. Był zły. Na siebie, na nią i na wszystkich dookoła. Nie należało
zapominać, że jeszcze nie tak dawno temu zginął jego krewniak, a on
zamiast zajmować się dalszymi ceremoniałami pogrzebowymi hasał po
ulicach Hedinsey niczym jakiś chędożony lump. Nawet broni przy sobie nie
miał. Gdy dotarli do kamienicy, Noran bez słowa szedł dalej za nią,
chociaż jego wzrok zatrzymał się przez dłuższą chwilę na gazecie.
Dopiero teraz, gdy byli w miarę bezpiecznym miejscu mogli zamienić nieco
więcej słów, niż "tyś głupi, a tyś jeszcze głupsza", co w swój sposób
było nawet urocze.
-
Więc który mamy tak naprawdę rok? Aha i gdzie masz jeszcze jakąś wodę? -
Zapytał spokojnie, ruszając w kierunku kuchni. Jeżeli elfka kłamała,
oznaczało to, że być może Vilithiel faktycznie udało się zmienić czas. O
ile jeszcze dobrze pamiętał, chcieli naprawić świat. Chcieli uratować
Aleksieja i Iastresa, co w tym momencie było... możliwe? Nie, to zwykłe
szaleństwo.
Elfka
przegarnęła ręką po zakurzonej komodzie, zostawiając na niej wyraźny
ślad swoich dłoni. Był to dość dziwny mebel, ponieważ przypominał
bardziej skrzynię na czterech wysokich nogach, a jego 'wieko' otwierało
się ku górze. Talani przekręciła kluczyk i uniosła zamknięcie, które
zareagowało na to cichym skrzypnięciem. Wewnątrz znajdowało kilka
zakurzonych butelek z zalakowanymi korkami.
- Wody nie mam, ale to też ci dobrze zrobi - stwierdziła z przekonaniem, stawiając na stole kilka butelek.
Miał teraz Noran do wyboru parę alkoholi, a z tego co było widać na pożółkłych ze starości etykietach, całkiem niezłych.
Mieszkanie
nie było duże. Prócz pomieszczenie, w którym się znajdowali było
jeszcze jedno i to właśnie w stronę tych drzwi jasnowłosa się
skierowała. Elfka otwarła ja i wlazła do środka, pochylając się mocno,
bo wejście nie było niestety przestronne. Wróciła z jakimiś słoikiem z
zabezpieczonym wiekiem i garnkiem w którym to cholernie słone i suszone
mięso było. Wyglądało na to, że byli w jakimś lokum przygotowanym na
"czarną godzinę".
- Świeże musisz sobie sam upolować - dodała, stawiając przed nim naczynia.
Przekręciła
jedno z krzeseł tak, by to w stronę stołu oparciem skierowane było,
przetarła siedzisko z kurzu, a następnie usiadła na nim okrakiem. Nie
czekając na decyzję Norana sama zabrała się za niezbyt szykowny posiłek.
Przełknęła kilka kęsów, popiła to gorzałką i otarła usta dłonią.
Zaspokoiwszy największy głód, odezwała się do mężczyzny:
-
Ustalmy jedno. Z tego co mówisz, jakiś mag przeniósł cię w czasie - jak
widać nie miała zamiaru odpowiedzieć mu na jego pytanie. - Idiota
większy od ciebie, skoro takich pomysłów mu się zachciało. Grzebanie w
czasie jest najgorszym z kretyńskich pomysłów.. - parsknęła. - Nie
powiem ci nic więcej poza to, co musisz i możesz wiedzieć, byś nie
namieszał w życiu swoim i swoich bliskich...
Zerknęła na niego spode łba i milczała chwilę.
Jej słowa tłumaczyłyby poniekąd jej zachowanie do tej pory i to dlaczego np nadal nie znał jej miana.
- Kiedy i gdzie t się stało? - zapytała spokojniejszym głosem.
Noran
był przyzwyczajony do tego, iż w stolicy dało się dojrzeć
najdziwniejsze meble i urządzenia sprowadzane tutaj z niemalże całej
krainy. Nawet Al - Basarscy kupcy zapuszczali się w te rejony, a to z
reguły oznaczało jeszcze więcej osobliwości, na których można było
zawiesić wzrok. Duralev skrzywił się lekko na sam widok gorzałki, gdyż
jak nie trudno było odgadnąć nie miał zamiaru powtarzać tego samego
błędu co poprzedniej nocy. Jednakże z braku innych możliwości wybrał
pierwszą lepszą butelkę z brzegu, po czym odkorkował ją sprawnym ruchem.
Wytrawna czy nie wytrawna gorzałka miała upijać i takie też było zdanie
większości mieszkańców północy. Nie miał wątpliwości, że owe mieszkanie
było właśnie takim miejscem na gorsze czasy. Ot, wystarczyło się tu
zaszyć i przeczekać najgorszą nawałnicę. Nie wyglądało też na to, aby
wybrzydzał na temat smaku mięsa. Powiedziałby nawet, że wyglądało
całkiem nieźle porównując je do rzeczy, które zwykle jadało się na
wyprawach wojennych. Mięso było przywilejem, a nie zwyczajową
codziennością.
Idąc
za przykładem Talani, wepchnął sobie do ust kilka większych kawałów
mięsa, po czym popił je sporym haustem trunku z butelczyny. Żołnierskie
śniadanie, które wystarczyło aby zaspokoić głód i uciążliwe pragnienie.
Niezbyt wiedział, czy robiła to umyślnie czy też nie, jednak musiał
przyznać, że była świadoma samej siebie, przez co znowu do cholery
odciągała go od jedzenia siedząc sobie tak okrakiem na krześle.
-
Na pewno nie jest idiotką. Powiedz mi elfico ilu osobom pomogłaś wyrwać
się z magicznego spętania nałożonego przez duralevskich szamanów? Ile
widziałaś bitew? Ile zabiłaś orków? Ile ludzi wyleczyłaś w świętym gaju
druidów, jeśli jeszcze przynajmniej pamiętasz jak wygląda las, hę? To
wszystko, eh.... to wszystko miało być po to, aby uratować tych, których
uratować nie zdołaliśmy. Nie wyszło jednak tak jak chciałem. Wątpię czy
to w ogóle miało jakieś szanse powodzenia. - Rzekł zmęczonym głosem,
upijając kolejny łyk. Weterani bywali często nader drażliwi na temat
swoich kompanów, a poza tym Noran niezbyt lubił kiedy mówiono w ten
sposób o jego "kręgu przyjaciół". Na północy za takie słowa można było
stracić nawet życie. W lepszym przypadku wychodziło się z kilkoma
siniakami. Nie wiedział, jednakże czy rozsądnym będzie zaufanie tej
elfce. By opowiadać co, jak i gdzie. Nie miał chyba jednak wyboru. Sama
podróż na północ bez magii zajęłaby mu z dwa tygodnie.
-
Tej nocy, kiedy na ciebie wpadłem. Wraz z najemnikami Sibith Foel
walczyliśmy w Górach Miedzianych z orkami. Straciliśmy wielu ludzi. Po
ceremoniałach pogrzebowych wróciłem do wojskowego namiotu, tam wesoło
pogadaliśmy z czarodziejką, razem wpadliśmy na genialny pomysł i
trafiłem tutaj. Resztę już chyba znasz. - Rzekł spokojnie, rozsiadając
się wygodniej na krześle. Nie musiała znać całej prawdy, a przynajmniej
nie w dokładnych szczegółach.
Elfka
wsparła przedramiona na oparciu krzesła i z uwagą czekała na odpowiedź
duraleva. Kiedy tylko wspomniało o 'czarodziejce' uśmiechnęła się jednym
kącikiem ust. Jej wzrok zdawał się mówić, ze teraz to ona już domyśla
się, dlaczego mężczyzna nieudolnego, jej zdaniem, maga bronił. Gdy
jednak zaczął wymieniać zdarzenia, które najwyraźniej z ową osobą się
wiązały spoważniała i już nie komentowała tego w żaden sposób.
-
Jak już ci wspomniałam wcześniej, dla twojego dobra, nie będę mówiła o
sobie wiele, dlatego też nie dowiesz się ile orczych łbów nad moim
kominkiem zawisło - odparła z tą znaną mu już przekorą w głosie.
Odetchnęła głębiej i przegarnęła włosy. Wyglądało na to, że jego odpowiedź zadowoliła ją w pewien sposób.
-
Posłuchaj. Wygląda na to, że do wydarzenia, o którym wspomniałeś, mamy
około trzech tygodni. Całkiem nieźle zważywszy na to, jak daleko od tego
miejsca jesteśmy. Gdybyś został przeniesiony w przyszłość, wtedy byłoby
gorzej, ale dzięki temu, że stało się inaczej, to jedyne co musimy
zrobić to powstrzymać... Ciebie i tę elfkę przed tym durnym pomysłem.
Tylko to, rozumiesz?
Pytanie
było bardzo dobitne. Talani domyślała się jak wielką pokusą dla niego
może być chęć zmiana przyszłości. Nawet w połowie się nie domyślała
tego, jak wiele rzeczy mógłby Noran chcieć wymazać ze swej historii.
Jasne oczy wbiły się w niego. Nawet nie mrugnęła, czekając na jego
odpowiedź, która najwyraźniej była dla niej bardzo ważna.
-
Miło by było poznać chociaż twoje imię. Może być nawet zmyślone, ot
będziesz zwała się Fiołkiem. Nie musiałbym wtedy już zwracać się do
ciebie "wąskodupa elfico". - Odparł z rozbawieniem, przyjmując na chwilę
obecną rolę zgryźliwego duraleva. Najwidoczniej już mu nieco przeszło z
tym wymienianiem dawnych zasług. Ot, żołnierskie skrzywienie. Można by
było powiedzieć, że wraz z wiekiem będzie się to tylko pogłębiało...
albo i nie.
-
A dlaczego miałbym niby przestać, hę? - Zapytał z lekkim wyzwaniem, bo
nikt nie będzie mu mówił co ma robić. Dobrze wiedział, że nie miało to
większego sensu, bo co niby zrobi? Wparuje do komnat Aleksieja,
zakrzyknie "jestem wędrowcem z przyszłości! Siedź na dupie i nie ruszaj
na wyprawę, bo ci tam kuśkę odetną!"? Pomysł tak samo niedorzeczny jak
zawiązanie silnego sojuszu pomiędzy północą, a południem. Wiedział, że
przyjmował rolę rozwydrzonego dziecka, który pomimo ostrzeżeń matki
wsunął koniec patyka do gniazda os, jednakże ludzie uwielbiali uczyć się
na swoich błędach. Być może nie uczyli się też na nich ani trochę.
-
Co jeśli wrócę tu ponownie i pozmieniam, to co chcę zmienić? - Dodał po
chwili, odstawiając butelczynę ze szklanym brzdękiem. Nie po to tyle
wycierpiał i wysiedział w celi, aby wszystko poszło na marne. Chciał
wracać do swoich czasów i to jeszcze jak bardzo, ale niepoprawny
dzieciak tkwiący w nim i chyba w każdym innym mężczyźnie kazał mu robić
to co chciał, bez względu na resztę.
Parsknęła
głośno i omal gorzałką się nie opluła, kiedy usłyszała propozycję jej
imienia. Rozbawiona spojrzała na Norana. Otarła dłonią oczy.
- Dla ciebie maleńki... Choćby i Pedigree! - stwierdziła po czym zaśmiała się głośno.
Później
jednak Noran zaczął poważniejszy temat, który bynajmniej nie przypadł
jej do gustu. Chodziło oczywiście o to, jak wielkie miał w tej chwili
możliwości duralev i o to co postanowi z tym zrobić.
-
Posiadasz w tej chwili wiedzę odnośnie wielu wydarzeń, których nawet
nie próbuj mi zdradzić. Nie chcę nawet wiedzieć, jak nazywała się
magini, która cię w to wpakowała. Musisz zrozumieć, że dziadunio
Paradoks jest jednym z najbardziej nieprzewidywalnych... Istot. Nawet
nie wiem jak go nazwać, niewiele na temat niego wiadomo, ale jedno jest
pewne.. W swej złośliwości potrafi być bardzo wredny. Nie radzę ci z nim
zadzierać, ale świadoma jestem tego, ze decyzja i tak należy do ciebie.
Sam musisz sobie odpowiedzieć, czy warto z nim zadzierać i próbować
plątać nici czasu. Wiedz jednak, że możesz stracić więcej niż zyskać -
na koniec dopiła resztę gorzałki, którą w kubku miała i odstawiła go na
ławie.
Niebieskie oczy chwilę przyglądały się mu. Po chwili wahania elfka wstała i odetchnęła głęboko.
-
Wrócę jutro. Ty zaś przemyśl co chcesz robić. - Przegarnęła jasne
włosy, a potem splatała je rzemieniem, który z kieszeni wyciągnęła.
-
Za jakąś godzinę, bądź dwie przyjdzie tutaj młody chłopak z jedzeniem,
zastuka w drzwi tak - elfka zademonstrowała umówione pukanie, po czym,
jeśli Noran nie protestował, zostawiła go samego.
-
Więc niech będzie ten Pedfri... Pedra... Pedigree psia mać. - Odparł
elfce w tym samym wesołym tonie. Się jej zachciało jakiś zamorskich
imion, co to nikt nawet w krainie na uszy nie słyszał. Jednakże mieli
znacznie poważniejszy temat, który ciążył nad nimi niczym chmurowa
burza. Co jeśli pozmienia świat? Co jeśli zadrze z dziadziuniem
Paradoksem? Spotka się z samym sobą, a Noran z przeszłości odda mu
Dumkę? Przecież Dumek nie mogło być więcej, a jednakże były. Jedna przy
boku Norana z przeszłości, a druga leżąca gdzieś w ciemnym loszku. Nie
byłby jednak sobą, gdyby nie spróbował zadrzeć z tym wszystkim.
-
W Hedinsey wybuchnie paskudna zaraza. Lepiej żeby cię tu wtedy nie
było. Ot, rewanżuje się za ocalenie życia i wyciągnięcie z celi. Teraz
ratuję być może twoje. - Rzucił krótko, krzyżując dłonie na piersiach.
Był nieco zaskoczony, że elfka postanowiła tak wcześnie wyjść. Co jeśli
sprzeda go tym zakapturzonym? Podwójny zysk. Uciekła im i jeszcze zarobi
na tym, że wydała drugiego. Kiwnął tylko lekko głową, słysząc o jakimś
chłopaczku, po czym bezceremonialnie rozwalił się na krześle zostając
sam na sam z butelczyną. Ta... co miał innego robić do następnego dnia?
Tak też dopił do końca butelczynę, otworzył drugą i z lekko szumiącym
łbem usiadł w jakimś wygodnym miejscu powracając pamięcią, do wspomnień
które powinien dawno temu zostawić. Ot, takie rozdrapywanie dawnych ran
najwyraźniej sprawiało mu przedziwną, bolesną satysfakcję.
Noran
został zatem sam, w mieszkanku, które, gdyby nie było tak strasznie
zakurzone, mógłby nawet nazwać przytulnym. Za oknami jednak rozchodził
się hedinseyski gwar, który, dla żołnierze, jakim był Noran, nie musiał
być niestety szczególnie przyjemnym.
Po
zmroku usłyszał znajome pukanie, dokładnie takie samo, jakie
zaprezentowała mu jasnowłosa elfka. Jeśli zdecydował się otworzyć drzwi,
wtedy zobaczył nastoletniego chłopaka. Nie był on skory do rozmów,
dlatego, nawet jeśli duralev pytał go o cokolwiek, to i tak nic się nie
dowiedział. Zostawił jednak bochenek świeżo pieczonego chleba, trochę
sera i masła, a także jajka. Wszystko to razem, dla wygłodniałego
mężczyzny mogło być nie lada ucztą, którą zresztą przyszło mu zjeść w
samotności, bo chłopak tak szybko jak się pojawił tak i opuścił
mieszkanie, pozostawiając go znów samemu sobie.
Tak
minął wieczór, tak i też minęła noc. O świcie zbudził go chrzęst
przekręcanego w zamku klucza. Do środka, bez pukania, weszła znana mu
już elfica.
-
Dzień dobry, kochanie, czas wstawać - zaświergotała słodko, co z ciężką
torbą, którą rzuciła w jego stronę niezbyt dobrze się komponowało.
Sięgnęła po kęs tego co zostawił na stole i wpakowała sobie do ust.
-
Ubieraj się, ruszamy za pięć minut - powiedziała z pełną buzią,
otrzepując dłonie z okruszków jedzenia. - Konie czekają z tyłu. Pospiesz
się.
I
tyle ją widział. Odwróciła się na pięcie, pozostawiając go samemu sobie
jeszcze na jakiś czas. W torbie miał wygodne, jeździeckie ubranie,
które przypadło mu, o dziwo, do gustu. Mógł założyć je teraz, bądź
zostawić na przebranie. To już leżało w jego gestii.
Wręcz
przeciwnie. Gwar oznaczał życie. Gwar wskazywał, że wszystko jest w
najlepszym porządku. Tylko na polach bitwy, pośród zmarłych panowała
niepokojąca cisza. No i jeszcze przed zasadzką. Mieszkał już w Hedinsey i
dość dobrze wiedział, z czym to się zazwyczaj wiązało. Godziny poczęły
zlewać się w jedność i dopiero wraz z nadejściem mroku, został wybudzony
ze swego przyjemnego stanu "półtrwania". Druga butelka leżała gdzieś na
boku opróżniona do dna, toteż zostawione przez chłopaczka jedzenie było
nie lada rarytasem. Skoro tamten nie miał zbyt dużo do powiedzenie, to i
Noran nie miał zamiaru silić się na jakieś większe rozmowy. Chwilę
potem czekał go już tylko spokojny, nieprzerwany niczym sen.
-
Jeszcze chwilę mamo... - Rzucił żałośnie teatralnym tonem głosu,
spoglądając z półprzymkniętych powiek na ciężką torbę. Na Shora, kamieni
tam nakładła, czy też może zabrała szeroki arsenał broni?
-
Gdzie ruszamy? Po co ruszamy? Chyba nie na północ, prawda? - Zdążył
zawołać jeszcze za elfką, kiedy ta zniknęła w drzwiach. Przeklęta
Talanka. Pół życia straci przez te elfice. Najpierw Vilithiel, teraz ta
chodząca jasnowłosa zaraza. Poniósł się z łóżka, po czym niechętnie
zajrzał do torby wyciągając z niej jeździecki strój. Postanowił jednak
zmienić przyodziewek zważywszy na to, że jego obecny przypadkiem zbyt
wiele razy spotkał się z zimnymi kamieniami. Zgodnie z jej słowami,
zszedł na tyły domu, wypatrując koni oraz jasnowłosej.
-
Oczywiście, że na północ - stwierdziła spokojnie, zanim jeszcze zdążyła
zamknąć za sobą drzwi. - Nie stęskniłeś się jeszcze? - zapytała,
mrugając, po czym zniknęła mu z oczu.
Na
tyłach kamienicy, zgodnie z tym co zapowiedziała, czekała na niego z
dwoma wierzchowcami. Siwa i wiekowa już klacz, choć tego drugiego nie
można było na pierwszy rzut oka ocenić. Koń był piękny, stepowy gończy
najwyraźniej i z całą pewnością nie wyglądał na te jedenaście lat, które
już na karku miał. Talani bardzo ją lubiła, bo niosła doskonale, a
jako, że i nie była głupim młokosem, to i nie szalała na widok jednej
głupiej wiewiórki, która na drzewie skoczyła z gałęzi na gałąź.
-
To Kanwr - powiedziała, wskazując gniadego wałacha stojącego niedaleko
niej. - Wyglądasz na kogoś, kto trochę w siodle pojeździł, więc chyba
nie muszę mówić, że zależy mi by nic złego się mu nie stało.
Noran
musiał przyznać, ze i jego wierzchowiec nie należał do najgorszych.
Jeśli miał wprawne oko, to i dostrzegł, że nie był on czystej krwi
gończym, ale z domieszką innej, która sprawiła, ze był on nieco
masywniejszy i pewnie dzięki temu silniejszy nieco i wytrzymalszy.
Konie
były przygotowane do jazdy, ale ten, na którym duralev miał jechać miał
poluźniony popręg. Był to swoisty test, jaki elfka mu zafundowała,
chciała bowiem sprawdzić na ile zna się na koniach i czy będzie mogła
być o niego spokojna podczas jazdy.
-
Musimy dotrzeć tam na czas, a w twoim przypadku wolałabym nie korzystać
z magii, bo wygląda, że pecha czasami z nią masz... - stwierdziła z
uśmiechem, łapiąc konia za grzywę i wskakując zgrabnie na siodło. Tyle
dobrego, że skórzany strój, który na sobie miała co prawda opinał to i
owo ładnie, ale zapięty był pod samą szyję, więc nie powinna go
złośliwie już rozpraszać.
Po
prawdzie Noran bał się wracać na północ. Po co tam jechali? Żeby
spotkać siebie samego oraz najbliższych? By pokusa zmiany przyszłości
była dla niego jeszcze większa? Mógł zmienić tak wiele rzeczy. Mógł
powiedzieć Viscyjczykom co się uda, a co nie. Wysłać choćby list. Być
może zbyt bardzo przejmował się losem własnego rodu, a takie sytuacje
prowadziły z reguły do poświęceń. Jednakże nie wszystkie z nich były
sensowne.
Duralevowie
kochali konie. Na północy to koń, a nie pies był najlepszym
przyjacielem człowieka. Ponoć mieli do tego nawet jakiś specjalny dar...
czort ich tam wiedział. Nie można było jednak zaprzeczyć, że pod dłonią
duraleva wszystkie wierzchowce stawały się znacznie potulniejsze.
-
Zdrasvujcie koniku. - Mruknął do konia, klepiąc go lekko po pysku. Zbyt
dobrze wiedział co oznaczała strata dobrego wierzchowca. Z lekką
złośliwością odnotował też, że następnym razem nie będzie się
powstrzymywał przed wywinięciem elfce jakiegoś numeru, skoro ta lubiła
utrudniać mu życie. Duralev wsunął dłoń pod siodło, sprawdzając nacisk,
po czym wprawnym ruchem zacisnął popręg, jednakże nie nazbyt mocno, tak
aby Kanwr mógł spokojnie oddychać i nie nabawił się jakiś otarć.
-
Jeszcze jak. - Odparł obojętnie, na samo wspomnienie o magii. Żeby jemu
- wojownikowi z północy, przyszło bratać się z jakimiś chędożonymi
magusami. Zajął miejsce w siodle, po czym zostało mu już tylko czekać na
elfkę.
-
Powiedz mi dlaczego akurat chcesz jechać na północ? To ma coś wspólnego
z tym, że stało się w Górach Miedzianych? - Zapytał po chwili,
przenosząc na nią swoje zielonkawe oczyska.
Uśmiechnęła
się pod nosem, widząc wprawny ruch jego dłoni. Tak, niewątpliwie Kanwr
był w dobrych rękach. Elfka, choć tego Noran wiedzieć nie mógł, kochała
konie, a te dwa należały do niej, nic zatem dziwnego nie było w tym, ze
zależało jej na ich bezpieczeństwie.
Talani
spięła się nieco w siodle i zmusiła konia do ruszenia. Skierowała się w
stronę bramy i wkrótce końskie kopyta zastukały miarowo w hedinseyski
bruk.
-
Musimy otrzeć do ciebie i tej elfki - stwierdziła tak, jakby to była
najbardziej oczywista rzecz w życiu. - Mówiłam ci, że musimy poczekać na
tę chwilę, kiedy ona będzie próbowała czar rzucić i... Przerwać to.
Zmieszali
się z tłumem poruszającym się w stronę bramy. Niestety nie mogli jechać
teraz szybko, trza było poddać się jednostajnemu ruchowy masy istot
wszelkiej maści, im zaś bliżej bram byli, tym tłum gęstniał. Dzięki temu
mogli co prawda spokojniej rozmawiać, ale jednocześnie trza było uważać
na wszelkie ciekawskie spojrzenia.
-
To jest najlepszy sposób, by cię do...domu zaprowadzić i, co
najważniejsze, nie potrzeba doń magii. Nie możemy ryzykować spóźnienia,
dlatego wyruszamy już teraz - odpowiedziała mu na pytanie.
Dotarli
do bramy, którą to przekroczyli bez problemu - to jeszcze nie były te
czasy, kiedy każdą osobę sprawdzano przed wyjazdem, ani tym bardziej te,
gdy bramy były zamknięte..
Z czasem tłum był coraz mniejszy, a po przejechaniu kilku kilometrów mogli już rozmawiać całkiem spokojnie.
- Powiedz mi... Ta zaraza... Będzie źle? - zapytała, zerkając na Norana.
Widać
było, ze ciekawość wzięła górę, wszak sama wspominała wcześniej o tym,
że im mniej będzie wiedziała o przyszłości, tym lepiej.
Mieli
więc przynajmniej jedną wspólną cechę. Miłość do koni. Całkiem sporo
jak na ledwie dwudniową znajomość z czystego, magicznego przypadku lub
raczej przekleństwa. Magia wyjątkowo się z nim gryzła. Znając życie przy
magicznej podróży na północ, wylądowaliby najpewniej w samym środku
Al-Basarskiej pustyni.
-
Jak? Nie rozumiem... - Zaprotestował wyraźnie, kiedy przechodzili przez
bramę Hedinsey. To wszystko wymykało się spod jego możliwości
zrozumienia, a wcale nie należał do "głupich" ludzi. Znaczy... zdarzało
się czasem spotkać jeszcze głupszych, co znacząco wspierało
rozdmuchanego ego duraleva.
-
Mamy czekać trzy chędożone tygodnie i przeprawić się do Gór
Miedzianych, gdzie być może teraz kryją się tam niedobitki armii Arbada?
Idąc dalej twoim rozumowaniem, musimy dopuścić do bitwy z orkami,
biernie się przypatrywać i jeszcze na koniec wkraść się do mojego
namiotu, by dotrzeć do czarodziejki, która rzuca zaklęcie? Masz mnie za
idiotę czy szaleńca? A może jedno i drugie, hę? Co jeśli się mylisz, a
czas nie płynie w ten sam sposób? Co jeśli Alijosza zmieni zdanie na
temat całej wyprawy, albo najemnicy z Sibith odmówią wzięcia w niej
udziału? Co jeśli mimo tego nie będę w swoim czasie? Co jeśli Noran z
przeszłości postąpi w inny sposób, a Vi... szlag, nie będzie chciała ze
mną w ogóle rozmawiać, podobnie jak Tishtra, Aveskel, Aleksiej i reszta?
- Wygłosił swoją niezadowoloną przemowę, która była wyjątkowo
cholernie... celna? Był zły. Nie chciał się tu znaleźć. Dopiero po kilku
kilometrach wróciła mu chęć choćby do rozmowy z jasnowłosą.
-
Wielka strażniczka czasu psia mać... wesoło raczej na pewno nie będzie.
Jeśli nie zdążysz opuścić miasta, cóż dam ci radę. Od razu celuj w
głowę. Teraz tego nie zrozumiesz, jednak we właściwym czasie... przyda
się. - Rzekł spokojnie, spoglądając na mijane krajobrazy.
Wysłuchała
całej jego litanii nawet na niego nie spoglądając. Nie było jej wcale
teraz ani łatwo ani miło, ale zdawała sobie sprawę, ze jemu jest o wiele
trudniej. Wciąż zagadką było tak naprawdę dla niej samej, dlaczego mu
pomaga, a dokładniej rzecz ujmując, dlaczego stara się mu pomóc.
Prawdopodobnie, jak to zazwyczaj w jej przypadku było, kierowała ją
ciekawość, wszak nie codziennie się zdarza, ze trafia się na kogoś, kto z
przyszłości przybywa.
Przetrawiła
jego skądinąd gorzkie słowa, wpatrując się wciąż w milczeniu w trakt
wijący się przed nimi. Nawet informacja o zarazie
-
Posłuchaj - jasne oczy nagle zwróciły się w jego stronę - Może cię to
dziwi, mnie samą zresztą też - parsknęła smutno - ale chcę ci pomóc.
Chcę pomóc ci wrócić do twoich bliskich, bo ci, którzy są tutaj tak
naprawdę nimi nie są. Domyślam się, ze ten pomysł mógł nie przypaść ci
do gustu, ale, wierz mi, to najlepsze co zrobić możemy. Mało
prawdopodobnym jest, ze zdołałeś wpłynąć na swoich bliskich, a już tym
bardziej na siebie z przyszłości i tą magini. To okrutne co teraz
powiem, ale oby tak było, obyś mógł się przyglądać tej masakrze raz
jeszcze, bo tylko dzięki temu będziesz mógł wrócić na swoje miejsce w
czasie. Jeśli cokolwiek się zmieni, wtedy tutaj utniesz, bo już Twoja
ścieżka w czasie się zmieni.. Trudno to wyjaśnić...
Zacisnęła usta i opuściła głowę. Jeśli spojrzał na jej dłonie, to dostrzegł, ze te zaciskają się mocniej na wodzach.
-
Magia czasu jest mi najmniej znana. Przyznaję. Wszystko co o niej wiem,
to teoria. Nie znam ani jednego zaklęcia z tej dziedziny, nie posiadam
aż takiej mocy. Jeśli zatem nie zdołamy pomóc ci w ten sposób, wtedy
będziesz musiał szukać maga czasu, czyli jeszcze bardziej zmienić
rzeczywistość i jeszcze bardziej utrudnić sobie powrót na właściwą
linię. Rozumiesz? - spojrzała na niego, chwilę wzrok na nim zatrzymała,
po czym popędziła mocniej klacz piętami i ruszyła do przodu, zostawiając
go o długość konia z tyłu.
Trudniej?
To słowo nawet w części nie oddawało sytuacji i nastroju duraleva,
który znalazł się zupełnie tam gdzie nie chciał. Być może dla jakiegoś
młodego maga czy żołnierza bez rodziny, który stawiał dopiero pierwsze
kroki na swojej ścieżce życia byłaby to nie lada przygoda. Dla niego nie
była. Niedawna rozpacz, która rozdzierała jego serce znów wróciła
niekontrolowaną falą. Na bogów dlaczego? Dlaczego musiał znowu patrzeć
na śmierć Aleksieja i na dodatek, do kurwy nędzy jeszcze w tak jasnej i
pełnej perspektywie? Nie mogąc mu pomóc, miał tylko patrzeć? W czasie
walki nie do końca rozumiał co się działo. Ścisk, krzyki, krew
tryskająca z odciętych głów, nieludzkie wycia i adrenalina rozpierająca
całe ciało. Widział tylko sekundy. Urywki. Aleksiej trzymał jego lewą
flankę, walcząc z resztą duralevów. Gdy ponownie spojrzał w tamtą
stronę, ten padł na ziemię pod stopami orków. Teraz miał obejrzeć to
wszystko jeszcze raz, znacznie... dokładniej? Nie wiedział czemu chciała
mu pomóc. Nie wiedział czemu akurat w tak okrutny sposób. Jeśli miała
mu tak pomagać, to lepiej żeby wcale tego nie robiła. Kiedy skończyła i
ruszyła do przodu, duralev stracił już resztki panowania nad sobą.
-
Elfickie pieprzenie czarodziejki, która zna się na czasie tyle co
świnia na niebie. Do bliskich.... co ty cholera, możesz o tym wiedzieć?
Ty, najemniczka bez rodziny. Bezpańska Talani, która nie ma nawet
własnego domu czy ojczyzny. Dlaczego mi pomagasz, hm? Bo wpadłem na
ciebie z hukiem tamtej nocy? Bo twoje wiekowe elfie serduszko wzruszyło
się całą sytuacją, a ciebie zżera ciekawość? Może liczysz, że będziemy
się kochać pod rozgwieżdżonym niebem przez trzy tygodnie drogi, a potem
czule mnie pożegnasz i wskoczę do swojego świata, patrząc wcześniej na
rzeź najbliższych? Zabiją cię, albo spalą na północy tylko za to, że
jesteś elfką i władasz magią. Nie obronię cię. Nie rozumiesz tego? -
Rzekł ze wściekłym wyrzutem, paląc chyba wszelkie mosty. Chciał by ją
bolało. Chciał, by poczuła chociaż ułamek tego co czuł teraz. Nie chciał
od niej pomocy. Odrzucił ją, chociaż być może potrzebował jej jak nigdy
dotąd w życiu.
-
Idź do diabła. - Warknął jeszcze w złości, zsiadając z konia i
wręczając jej wodze. Mogła zabrać swego konia. Niech się chędoży. Ruszył
dziarskim krokiem wzdłuż drogi pozostawiając chyba elfkę w niebywałym
szoku. Jednak coś mówiło jej, że powinna ruszyć za nim. Że bez jej
pomocy Noran... zwyczajnie sobie nie poradzi. Że będzie to jej wina.
Czuła
jak napięcie w niej wzrasta, jak z każdym jego słowem krew w żyłach
coraz bardziej gorąca się staje. Słyszała jak ta, szumiąc głośniej,
przez jej głowę przepływa. Serce dudniło jak oszalałe, a ona choć
starała się z całych sił - ha, mistrzyni medytacji, psia mać - nie
potrafiła swoich emocji powstrzymać i zdusić ich w sobie.
Zdawała
sobie sprawę z tego, ze nie wytłumaczyła mu wszystkiego jeszcze
dokładnie, ale czy to była jej wina, skoro ten nie pozwolił jej na to i
jeszcze na dodatek potraktował w ten sposób? Kolejne jego zarzuty były
bezpodstawne, każde słowo z prawdą się rozmijało o kilometr, a
stereotypowe bluzgi, którymi ją obrzucił, wbiły się w serce boleśnie.
Patrzyła na niego, a jasne oczy, które zwykle wyglądały tak, jakby chłód
wręcz od nich bił, teraz były pełne gorącego, pełnego wściekłości
spojrzenia. Knykcie palców pobielały, tak bowiem mocno zacisnęła je na
wodzach. Nie wzięła od niego tych, które jej podał. Opadły na ziemię, co
koń wykorzystał, od razu ruszając w stronę świeżej trawy.
Patrzyła
na niego, jak ten odchodzi i głęboko w rzyci w tej chwili miała to,
dlaczego ją tak potraktował. Ani jej się śniło próbować go teraz przed
samą sobą usprawiedliwiać. Owszem, wiedziała, ze postąpił głupio,
wiedziała też, choć zadufana w sobie nie była, wbrew temu co pewnie
sądził, że ten bez jej pomocy nie poradzi sobie. Ale jedyne co ją
przepełniało teraz, to własny ból i urażona duma. Wiedziała, ze ten, w
najlepszym wypadku, podaży w rodzime strony, spotka samego siebie,
zaburzy jakieś pieprzone kontinuum i... a cholera wie, co dziadunio
Paradoks z nim zrobi, ale w tej chwili, w tej minucie niewiele ją to
obchodziło. Pewnie gdyby miała chwile na ochłonięcie nie postąpiłaby
tak, jak za chwile uczynić miała, ale sama nie dała sobie tych kilku
minut.
Trzasnęła
konia tak mocno w boki, że ten galopem dogonił odchodzącego duraleva.
Zatrzymała się przed nim. Koń nerwowo targnął łbem kilka razy, czując
emocje swojego jeźdźca, i o mały włos nie walnął Norana w głowę.
-
Kto ci, do kurwy nędzy, dał prawo mnie oceniać?! - zapytała ostro, a
bogowie świadkiem narratorce, ze ta bardzo rzadko przeklinała. - Skąd
wiesz kim jestem? Skąd wiesz, czym męża nie zostawiła, zdradzając mu
minimum prawdy, chcąc tobie, durniu, pomóc? Nie wiesz o mnie nic i się
nie dowiesz, bo tak być musiało, bo tak trza było zrobić dla TWOJEGO
bezpieczeństwa, więc z łaski swej nie baw się w pana wszechwiedzącego i
nie oceniaj tych, którym być może do pięt nie dorastasz.
Przerwała na moment, oddychając płytko i nerwowo.
-
A ponoć to elfy są przemądrzałe.. - parsknęła, patrząc na niego ze
złością, ale i ... z żalem i zawodem jakimś. - Sam doskonale powinieneś
wiedzieć ile warte są stereotypy, skoro tak doskonale je właśnie
złamałeś.
Odwróciła
konia i podjechała po wałacha, który w najlepsze przy drodze trawę
zżerał. Pochyliła się w siodle i sięgnęła po wodze, a potem galopem
ruszyła przed siebie, pozostawiając go samego.
Nie
ujechała daleko, ale tego wiedzieć nie mógł. Zatrzymała się z jakiegoś
powodu w karczmie kilometr dalej, przed którą konie znajome mu stały.
Duralev
odskoczył niepewnie do tyłu, a jego palce niemal odruchowo otarły się o
rękojeść sztyletu, który dała mu jeszcze w Hedinsey, kiedy jasnowłosa
furia wyhamowała konia niemal przed nim, grożąc stratowaniem czy też
innymi bolesnymi mękami. Pozabijają się jeszcze na tej drodze i taki
będzie cały finał tej ekspedycji. Duralev i elfia czarodziejka. Nie, to
nie mogło skończyć się dobrze. Wydawało się, że cała jej przemowa była
niczym rzucanie grochem o ścianę. Jeszcze nie teraz. Nie w tej chwili.
Dopiero po kilku godzinach zrozumie, co tak naprawdę chciała mu
przekazać, kiedy zdąży opanować palący go gniew.
-
Skończyłaś już elfico? - Tylko tyle wydobyło się z jego ust, kiedy
przestała go łajać niczym nierozumnego pięciolatka. Chędożył wszystko
dookoła. Mógł nawet tu zdechnąć, świadomy że stracił coś czego tak
naprawdę nigdy nie chciał tracić. Był żołnierzem. Wiedział co to śmierć i
nie lękał się jej. Był na nią zawsze gotowy w bitwie, ale nie tak! Nie w
ten sposób! Nie kiedy utracił swoje prawdziwe życie, wiedząc że nic nie
jest na swoim miejscu. Że nic nie będzie już takie same. Oto prawdziwa
natura magii i jej wszystkich sługusów - magów. Odetchnął z ulgą, kiedy
elfka zniknęła z jego oczu żegnając ją jeszcze obelżywym gestem, które
nauczył się od elfów obozujących pod Vyznogrodem. Najwidoczniej pomylił
się oceniając elfkę... i to nie pierwszy już ras w swoim życiu. Cóż,
ludzie zawsze bardzo łatwo wydawali osądy, nawet te wyjątkowo mijające
się z prawdą. Przynajmniej w jego mniemaniu, elfka i tak sobie na nie
zasłużyła.
Jakby
naprzeciw jej dziwacznemu przeczuciu duralev wcale nie pojawiał się w
karczmie. Pomimo życzliwości i nadgorliwości karczmarza oraz cichego
brzdąkania grajka w rogu sali, nie zmieniało to faktu, że mijające
godziny poczęły mijać jedna po drugiej, drwiąc sobie z poczucia czasu
śmiertelnych. Chłopi wracali zmęczeni z pól, kupcy ciągnęli z powrotem
do miasta, jednakże Noran nie nadjeżdżał pozostawiając ją sam na sam ze
swoimi myślami. Cienie zaczęły powoli się wydłużać obejmując krainę we
władanie, a w karczmie zamigotały płomyki świeć. Pierwsze błyskawice
rozdarły ciemnogranatowe niebo, by po chwili deszcz zaczął wygrywać
swoją jednostajną melodię na krokwiach przybytku karczmarza. W końcu,
solidne drewniane drzwi otworzyły się z lekkim trudem wpuszczając do
środka znajomego jej duraleva. Był przemoczony do suchej nitki, a z
rękawów jego jeździeckiego stroju skapywały kropelki wody. Pomimo tego
wciąż nosił się dumnie, trzymał głowę wysoko i jasno wskazywał, że nie
ma się do czynienia z byle włóczęgą. Najwidoczniej deszcz i poczucie
głodu, wywarło jakiś wpływ na jego światopogląd.
-
Znajdzie się jakieś miejsce dla podróżnika w czasie? - Rzucił kpiąco,
podchodząc do stolika przy którym siedziała elfka i zajmując miejsce
naprzeciwko niej. Najwidoczniej mu przeszło, jednak wciąż musiała mieć
świadomość, że tak naprawdę był istną beczką z prochem, pod którą
wystarczyło podłożyć tylko jedną iskrę.
-
Musisz mi załatwić jakiś porządny miecz. Tym nie da się walczyć. -
Rzucił krótko, wbijając nonszalancko sztylet w stół. O dziwo, mogła
dostrzec na ostrzu niepokojące plamki zakrzepłej krwi.
Tylko
ktoś, kto miał okazję w swoim życiu dużo konno jeździć, tylko ten, kto
potrafił z tego czerpać radość mógł zrozumieć co czuła teraz talani,
zmuszając konia do szybkiego galopu. Nie była całkiem swobodna, bo i
przecie musiała cały czas trzymać drugiego wierzchowca, którego Noran
jej oddał, ale i tak nie miała zamiaru zwolnić. Patrzyła przed siebie na
poruszający się miarowo w rytm uderzeń końskich kopyt trakt przed nią.
Słyszała tylko parsknięcia koni i ciche skrzypienie siodła. Jedyne zaś
co czuła teraz, to gasnącą w niej złość. Wszystkie negatywne uczucia,
które wezbrały w niej przed chwilą i zakipiały w żyłach, teraz opadały
stopniowo, pozwalając elfce myśleć bardziej rzeczowo. Powoli też
docierała świadomość tego, ze pozostawiła tego durnia, jak w myślach
Norana wciąż nazywała, samego sobie.
"Nic na siłę. Nie twoja wina, ze pomoc odrzucił..", starała się samej sobie wmówić to, ale... niezbyt skutecznie.
Wiedziała, ze postąpił wobec niej niesprawiedliwie, ale powoli zaczynała pojmować, dlaczego tak uczynił.
Widok
karczmy, karczmy, która przy trakcie zamajaczyła, ucieszył ją wyraźnie.
Raz, ze perspektywa ciepłego posiłku nie była przecie straszną, dwa, ze
ciemne chmury pęczniejące na horyzoncie nie zachęcały do dalszej jazdy,
a trzy, poczekanie w przybytku na duraleva było doskonałą wymówką. Mógł
tu zajrzeć 'przypadkiem', dokładnie tak samo jak i ona...
Mógł,
ale tego nie uczynił. Przez pierwszą godzinę, jedząc posiłek i
popijając go słodkim miodem, zerkała ukradkiem w stronę drzwi,
spodziewając się ujrzeć tam znajomą twarz Norana. Za każdym razem jednak
przychodziło jej się zawieść i w końcu zaczęła oswajać się z myślą, ze
krewki duralev faktycznie odszedł. To dlatego, kiedy koniec końców do
karczmy wszedł, nie spojrzała w stronę wejścia i dlatego udało się mu ją
nieźle zaskoczyć. Skinęła tylko głową powoli w odpowiedzi i wskazała
podbródkiem ławę po przeciwnej stronie stołu.
-
Postanowiłeś się wreszcie ogolić? - zapytała, zerkając na sztylet i
jeszcze bardziej wymownie na jego brodę. - Kiepsko widzę poszło..
No
proszę, i jak gdyby nigdy nic wrócili sobie swobodnie do słownych
przepychanek, czyli do tego, co im chyba najlepiej wychodziło. Tak,
czasami może i lepiej było przemilczeć pewne sprawy.
-
A na cóż ci on, planujesz się zabrać za golenie nóg? - uśmiechnęła się
szerzej, ale i tak jasnym było, ze chciałaby się dowiedzieć cóż duralev
przez te kilka godzin wyczyniał i czy przypadkiem nie będą musieli
jeszcze przed kimś uciekać.
Duralev
był jej wdzięczny za to, że nie wspominała z wyrzutem poprzednich
spraw, ciesząc się własnym triumfem. Zachowywała się niczym mężczyzna,
albo prawdziwa najemniczka. Dali sobie boleśnie po mordzie, ale teraz
było już w porządku. Ot, na niektóre rzeczy najlepiej było spuścić
wymowną zasłonę milczenia i tajemniczego kiwania głową. Zrozumiał co
chciała mu przekazać i nawet zrobiło mu się trochę głupio, wszczynając
niepotrzebną kłótnię na środku drogi oraz oceniając ją z góry. Nie ze
wszystkim się jednak zgadzał. Nie wszystko chciał zrozumieć. Powinna się
przygotować na to, że w przyszłości napsuje jej jeszcze sporo krwi.
Duralev usiadł na wskazanym miejscu, starając się by spływająca woda
zmoczyła jak najmniej. Jeszcze tego brakowało, żeby przysparzał roboty
dziewkom w karczmie.
-
Jesteś jakaś sodomitką, czy cuś? Swojemu chłopowi tez każesz "głaskać"
sztyletem nogi, hę? - Odparł zgryźliwie, unosząc lekko brew w geście
zaskoczenia i niedowierzania. Dlaczego mężczyzna mógł w ogóle zrobić coś
takiego? Po co? Jakaś cholerna elfia moda, która dotarła z południa do
Hedinsey czy jak?
-
Nie, wręcz na odwrót. To ktoś, najwyraźniej wziął mnie za
doświadczonego golibrodę. Dlaczego miałem nie pomóc? Tylko wiesz,
ostatnio przez te całe stężenie magii dookoła mam nieco mniej pewną
rękę. Dopiero kiedy zaciąłem go po raz trzeci z rzędu wpadł na pomysł,
że pójdzie jednak poszukać specjalisty. - Rzekł z kpiącym uśmiechem,
sięgając do swego pasa i wyciągając na stół sakiewkę z kilkoma monetami.
- Dzisiaj ja stawiam. Nawet mi zapłacił. - Rzekł siląc się na wyjątkowo hojny gest.
-
Bardziej mnie jednak interesuje co robimy dalej? Leje jak z cebra,
zrobiło się ciemno, a my straciliśmy dzień drogi. Nie wylewaj jednak
rzewnych łez, zdążymy to jeszcze nadrobić. Musimy wziąć teraz jakiś
pokój. W drogę ruszymy z samego rana. Pogoń tego spasionego karczmarza,
bo nie będę siedział o suchym pysku. Albo niech od razu przyniesie
wszystko do pokoju, bo nie będę tu kuźwa siedział i marznął! - Zawołał
donośnie, wymownie spoglądając za swoje ramię w stronę szynkwasu
karczmarza.
Talani
z lekkim uśmiechem na twarzy, pokręciła z udawaną dezaprobatą głową,
słysząc jego opowieść o golibrodzie. W duchu jednak cieszyła się, ze
duralev znalazł sobie rozrywkę jakąś i dzięki czemu mógł się wyżyć na
kimś innym niż ona. Nie od dziś wiedziała, ze najlepszym rozładowaniem
emocji męzczyzny jest porządna bitka.
- W takim razie cieszę się, żeś nie dał i siebie przy okazji... ogolić - dodała coraz bardziej rozbawiona.
Talani w życiu nie przyznałaby się przed samą sobą, ale prawda była taka, ze poczuła ogromną ulgę, widząc go całego i zdrowego.
Wcześniej
zjadła już porządny posiłek, dlatego na jego propozycję nie zareagowała
jakimś strasznym entuzjazmem, ale i tak nie omieszkała przywołać gestem
dłoni dziewki jakiejś. Oparła się, wygodniej rozsiadając się na
krześle. Swoją drogą, to nie dziwota, ze duralev za jakąś najemniczkę ją
wziął, bo i wiele rzeczy wskazywało na to, ze taką profesją się para.
Głównie zaś sugerowały to swobodna postawa i chart ducha.
-
Dwa pokoje jakieś niezgorsze macie wolne? - zapytała, opierając
przedramiona o ławę i pochylając się bardziej nad nią, kiedy już
ciemnowłosa dziewczyna do nich podeszła.
- Ano, znajdzie się, znajdzie - odparła wesoło zapytana.
- Dobrze, to weźmiemy je - potaknęła talani. - Dajcie jeszcze butelkę czerwonego wina jakiegoś i...
W
tym momencie elfka zerknęła na żołnierza, by i on zamówił to, czego
sobie życzył, po czym, gdy dziewka zostawiła ich samych zwróciła się do
niego.
-
Noc tutaj spędzimy, korzystając z tego, ze nam się karczma po drodze
trafiła, a jutro wyruszymy w drogę. Mamy sporo czasu, wolę jednak
dotrzeć na miejsce przed... czasem, niż spóźnić się przypadkiem... Chyba
się domyślasz, ze to byłoby tragiczne w skutkach - starała się mówić
spokojnie, jakby delikatniej, ale i bez zbędnych emocji.
Dziewka
przyniosła napitek, przerywając rozmowę. W tym czasie elfka przyglądała
się duralevowi, nawet na nią nie spoglądając. Chciała wyczytać w jego
oczach, czy jest na tyle spokojny, by tę rozmowę kontynuować. W
zależności od tego, jak udało się go ocenić, dodała jeszcze to jedno
zdanie, bądź zakończyła temat:
-
Nie będziesz musiał na to patrzeć. Wejdziemy do obozu dopiero tej
feralnej nocy - zmarszczyła lekko czoło, mówiąc to i wyglądała jakby
naprawdę nie było jej łatwo.
Zatrzymała
chwilę na nim spojrzenie, jakby chcąc mu za jego pomocą powiedzieć
jeszcze więcej niźli słowami, a potem szybko zmieniła temat na jakiś
bardziej błahy i nalała sobie wina i jemu, jeśli oczywiście chciał.
Cóż,
istniała jeszcze jedna dobra metoda do rozładowania emocji
zdenerwowanego mężczyzny, której duralev wolał jednak nie przytaczać.
Ostatecznie, działa tak samo dobrze jak porządne pranie się po pyskach, z
jednym warunkiem. W walce to ty musiałeś sprać kogoś po pysku, a nie na
odwrót, gdyż bezpodstawna furia mogła przerodzić się w jeszcze gorsze
formy. Słysząc, że cieszy się z jego powrotu znów uniósł brwi w geście
zaskoczenia "och, naprawdę?". Myślał raczej, że przynajmniej trochę by
jej ulżyło gdyby wrócił choćby z podbitym okiem. Ot, taka sprawiedliwość
dziejowa.
-
Piwa. Zwykłego chmielowego piwa. Nie lubię wina. - Rzekł spokojnie,
duralev zwalniając dziewkę skinięciem głowy. Wino kojarzyło mu się ze
słabym smakiem i ciężko było się nim upić. Poza tym przed oczyma zawsze
pojawiał mu się obraz elfiego szlachcica, z nieodłączonym atrybutem -
zdobionym kielichem pełnym wina.
-
Tak, domyślam się. - Odparł tylko posępnie, kiedy wspomniała o powrocie
na północ. Miał nadzieję, że zostawili już ten temat za sobą, jednakże
powracał ciągle niczym bumerang. Oczywiście, o ile Noran wiedziałby w
ogóle czym jest ten tajemniczy "bumeran". Przyjął z wdzięcznością piwo,
po czym upił spory łyk, tak iż piwna piana zaznaczyła się delikatną
kreską na jego wąsach i górnej wardze. W zielonych oczach duraleva mogła
dostrzec tylko zrezygnowanie. Jak gdyby pogodził się z tym co ma
nadejść. Nie było jednak wielką tajemnicą, że więzień zawsze myśli
jedynie o wolności. On natomiast rozważał wszelkie scenariusze, dzięki
którym mógłby zmienić kształt przyszłości na swoją korzyść.
-
Jak będziesz chciała to zrobić? Powiemy, że zniewolili nas orkowie, a w
czasie bitwy uciekliśmy od nich? Nie przejdziemy przez wartowników. Sam
ich wystawiałem, albo raczej dopiero wystawię. - Rzucił tym samym
tonem, podejmując kolejne błahe tematy, jednakże ze znacznie mniejszym
entuzjazmem. Powoli zaczął ziewać, wszakże miał za sobą wyjątkowo
emocjonująco dzień.
- Pójdę się chyba położyć i wysuszyć ten strój. - Rzekł spokojnie, krzyżując dłonie na swoich piersiach.
Potaknęła
głową tylko, przystając na jego propozycję. Nie miała nic przeciwko
odpoczynkowi, bo i trza przyznać, że ostatnie dni nie należały do
najłatwiejszych, a już dzisiejszy przewyższał pod pewnymi względami
wszystkie pozostałe. Zgarnęła butelkę wina i wsunęła ją pod pachę. Nie
omieszkała też zabrać jeszcze kilka pajd chleba. Klucze leżące na stole
podniosła i jeden z nich rzuciła w stronę Norana, wcześniej symulując
rzut, by ten mógł się na niego przygotować.
-
Zapominasz chyba, że nie zmieniłeś się zbytnio przez te kilka tygodni.
Skoro ty wydałeś rozkaz, to przecie logiczne, że ciebie wpuszczą,
prawda? - stwierdziła, kierując się w stronę schodów.
Karczma
wciąż tętniła życiem, a ludziska wciąż jeszcze rozprawiali o zarazie
jak o świeżej i ciekawej nowinie, nieświadomi tego, co miało za kilka
dni się wydarzyć.
- A ja?.. Cóż. Ja będę z tobą - odwróciła się w jego stronę i mrugnęła z uśmiechem.
Plan
był tak prosty, ze aż głupi. A tak głupi, ze mógł się powieść.
Niepodobna wszak, by tutejszego Norana jego właśni ludzie mieli wziąć za
wroga.
-
Masz tylko zielone oczy, by mieli cię wziąć za orka musiałbyś mieć
nieco więcej części ciała na ten kolor zabarwionych - parsknęła wesoło
śmiechem i omal nie wyrżnęła się na ostatnim schodzie, przez co z małym
rozpędem na piętro wpadła.
Szczęście
sprzyjało Noranowi i jego elfiej towarzyszce, bo dni mijały, kolejne
kilometry traktu zostawały za nim, a oni wciąż żyli, nie trafili bowiem
na żadne niebezpieczeństwo, którego nie zdołaliby jakoś obejść, bądź
przechytrzyć, a co najważniejsze, nie pozabijali się wzajemnie.
Dni
mijały, a oni, choć coraz lepiej się poznawali, to niestety nie mogli
wiele o sobie się dowiedzieć, bo jasnowłosa cały czas uważała, ze to
zbyt niebezpieczne dla przyszłości Norana i jej również.
Im
bardziej zbliżali się do celu, tym było coraz trudniej. Talani wciąż
starała się jakoś odciągać uwagę mężczyzny od zdarzeń, które miały
nastąpić lada moment, ale zdawała sobie sprawę, ze choćby i miast jeno
eksponować to i owo, po prostu by to odsłoniła, to i tak nie byłaby w
stanie niewiele w tym względzie uczynić. Zbyt wiele miało się wydarzyć i
zbyt wielki wpływ mógł mieć na to Noran, by teraz tak po prostu byłby w
stanie, to zignorować. Gdyby jeszcze była kimś bliskim mu, kimś, kto
potrafiłby lepiej na niego wpłynąć, może wtedy byłoby łatwiej, ale ona,
choćby nie wiadomo jak się starała, wciąż była tylko nieznaną my
irytującą elfką, którą poznał przypadkiem kilka tygodni temu.
Najgorsze,
ze nawet jeśli chciał kilka głębszych łyków czegoś mocniejszego
pociągnąć, to ta nie pozwalała mu, twierdząc, ze to mogłoby mieć zły
wpływ na całą...'akcję'.
Plan
był prosty. Niby. Mieli 'tylko' poczekać na TĄ noc będąc niedaleko
obozu. Mieli wejść do niego dopiero kiedy rozpocznie się uroczystość
pogrzebowa Aleksjeja i skierować się od razu do namiotu, gdzie mieli
poczekać na podchmieloną dwójkę. Tak, to było bardzo proste...
O
dziwo udało im się jakoś dotrzeć do celu i nie pozabijać po drodze, co
oznaczało, że chyba jacyś tam bogowie nad nimi czuwali. W końcu jak
Noran zawsze powtarzał - to z niego lubili sobie drwić, a pewnym
momencie stałe dręczenie jednego człowieka mogło stać się zwyczajnie
nudne. Co dwie głowy to nie jedna, a czasami dołączały do nich nawet
dodatkowe w postaci kupca skupującego drewno z północy, czy też
ulicznego grajka, który tym razem chciał spróbować swoich sił w Vyzno.
Noran skołował sam siebie, wpadając w trudny ciąg myślowy, czy opłacało
się im przekraczać bramy miasta zrujnowanego przez wojnę. Ostatecznie,
wybrał jednak jakieś mniej uczęszczane szalki, gdyż ryzyko natknięcia
się na kogoś znajomego drastycznie tam rosło. Zamiast tego podróżował z
zupełnie nieznaną mu elfką, o której mógł tylko powiedzieć, że działa mu
na nerwy jak cholera. Przez całą drogę kombinował też, jak tu ją niby
na północy przedstawić, żeby rozjuszony tłum chłopów z wiosek, w których
się od czasu do czasu zatrzymywali nie zerwał z niej przyodziewku, nie
powiesił na pierwszej lepszej gałęzi, bądź też nie spalił na stosie za
korzystanie z tfu! Magii! Chwilowo była tak więc medykiem z armii
południa, który musiał załatwić coś w szpitalu w Visco.
Noran
nie był aż takim trudnym człowiekiem do zmanipulowania, jeżeli
wiedziała się tylko jak odpowiednio go podejść. Pytaniem było tylko, czy
jasnowłosej chciało się sterować duralevem, który i tak
rozpierdzieliłby niemal całą północ, zostawił ją w dogorywających
płomieniach, po czym ruszył na królewski pałac, przebijając się
samodzielnie przez dziesięciu ludzi z królewskie gwardii, gdyby tylko
któremukolwiek z jego najbliższych coś się stało. Był szaleńcem. Był
duralevem. Być może stąd brało się powiedzenie o "duralevskiej
fantazji". Podczas całej wędrówki tylko raz trafił im się jeden z
rodzajów właśnie "tych" momentów. W pobliżu żadnej karczmy, szczere
puste pole i rozgwieżdżone niebo. Nie było innego wyjścia jak
przenocować pod chmurką. Noran wpadł tylko na genialny pomysł, że skoro
tak, to on się urżnie w trupa wszystkim co miało procenty i było tylko
pod ich ręką, i w rzyci ma spanie jak jakieś zwierzę pod gołym niebem!
Jak powiedział tak zrobił. Potem przemyślanym podstępem człeka pijanego,
pod pretekstem, że jest zimno zbliżył się nieco... zbyt blisko do
jasnowłosej. Miał szorstkie, przyjemne palce. Ostatecznie nie dotarł
dalej, niż tylko lekkie rozpięcie podróżniczej koszuli i miękki, ciepły
dotyk jej kobiecych atrybutów, które nazbyt eksponowane jeno ciągle go
cholernie dekoncentrowały! Cóż, liczył się z tym, że może dostać za to
przez twarz, ale co przeżyje to już mu nikt zabrać nie może! Powstrzymał
się jednak w porę, po czym zwyczajnie... odsunął, przewracając na drugi
bok. Burczał coś jeszcze pod nosem w pijanym widzie, jak gdyby żegnał
się wychodząc z karczmy z Aleksiejem, darł się, że rozchodniaczek, że
jeszcze rozchodniaczek, a potem usnął z kobiecym imieniem na ustach.
Jakąś Triszką. To byłoby na tyle.
Teraz
siedzieli na jakimś płaskim, górskim szczycie porośniętym gęstą trawą
pośrodku Gór Miedzianych, wyczekując pierwszych oznak ruszającego do
bitwy wojska. Namęczyli się jak cholera, żeby tu chociaż wejść, ale
widok był naprawdę zapierający dech. Okazało się, że przybyli trochę
zbyt wcześnie. Czekali tu już od rana. Jednakże zgodnie ze wszystkim, po
niedługiej chwili ich oczom ukazały się małe zwiadowcze grupki, które
wysłali do zbadania terenu. Na całe szczęście ustawili się pod słońce,
tak że zwiadowcy z dołu nie mogli ich dostrzec w żaden sposób.
-
No... to są. - Rzucił spokojnie Noran wskazując na najemników, jednakże
chwilę potem coś wielkiego przemknęło w powietrzu wzbudzając wielki
popłoch. Duralev pchnął z całych sił jasnowłosą na ziemię, tak by ukryć
ją w trawie, po czym sam na nią padł wychylając jedynie lekko łeb.
Potężna wiwerna przeleciała nad ich głowami, pikując z górskich szczytów
w dół, by po chwili znów wzbić się w powietrze z niewiarygodną jak na
taką bestię gracją.
- Cholera, zapomniałem o tym starym gadzisku. - Zaklął pod nosem Noran, podnosząc się z trawy i otrzepując z górskiej ziemi.
To,
ze miał w sobie szaleńczą naturę, to już elfka zdążyła zauważyć jakiś
czas temu. Dodatkowo też wiedziała przecie, ze stracił kogoś bliskiego, a
dokładniej rzecz ujmując miał stracić niedługo.. W tym tkwił szkopuł
cały właśnie. Talani zdążyła już mimo wszystko charakter duraleva poznać
i wiedziała, ze ten nie był złym człowiekiem. I to właśnie cała ta
mieszanka informacji sprawiała, że obawiała się tego, co może się
jeszcze wydarzyć. Co jeśli jednak nagle postanowi zmienić bieg historii,
bez zastanawiania się jakie to może mieć konsekwencje na jego osobę?
Talani
była kobietą. Niewątpliwie. I jak wszystkim kobietom zdarzało się jej
niestety... Rozmyślać. Choć starała się do tego nie dopuszczać, to mimo
wszystko wieczorami te wszystkie rozmyślania właśnie głowę jej
zaprzątały i nie dawało zbyt szybko zasnąć. Głownie to, choć i pijany
duralev we własnej osobie też się napatoczył.
"Właśnie dlatego, między innymi, mówiłam, ze masz nie chlać!", stwierdziła jeno wtedy, udając święte obrażenie.
Udając,
bo jakby nie było, wszelkie, nawet pijackie i niezbyt wybredne, objawy
zainteresowania zawsze gdzieś musiały kobiecą dumę połechtać. Do
rękoczynów nie doszło, uawanego policzkowania też nie, bo i Noran bardzo
szybko ją zignorował, pozostawiając ją w lekkim szoku. Swoim zwyczajem
ta zaś nie skomentowała tego wybryku w żaden sposób już więcej, tym
bardziej, ze Noran wiedziała iż najwyraźniej w pijackim amoku widział
wtedy w niej przez chwilę inną. Nie zdradziła się też ani słowem tym, ze
w gruncie rzeczy zaimponował jej bardzo swoją postawą, a dokładniej
mówiąc tym, że mimo wszystko powstrzymał się ostatecznie, tylko obiecała
sobie w duchu, ze zrobi wszystko, by pomóc mu wrócić do ukochanej.
- Szlag.. - burknęła pod nosem, ocierając wargę, na której delikatna czerwona kreseczka się pojawiła.
Swoim
szczęściem bowiem, pchnięta mocno przez Norana, wylądowała na kamieniu.
Całe szczęście była to taka błahostka, że elfka w ogóle na to nie
zwróciła uwagi.
Podążyła wzrokiem za oddalającą się wiwerną, po czym spojrzała na mężczyznę i pokręciła głową.
-
Faktycznie.. - parsknęła, podnosząc się z ziemi, tyłek otrzepując ze
ździebeł trawy, które do niego się przyczepiły. - Kto by tam pamiętał o
takiej.. drobnostce. Trza uważać na tę gadzinę? Może się jeszcze
pojawić?
Rozejrzała się po okolicy, wyszukując innych interesujących obiektów do obserwacji.
- Gdzie przeczekamy? - zapytała po chwili jeszcze mężczyznę, jako najbardziej mimo wszystko w obecnej sytuacji rozeznanego.
Duralev
spojrzał na nią tylko z lekkim politowaniem i jakąś taką złośliwością,
kiedy dostrzegł na jej ustach wąską czerwoną kreskę. Ot, taka wspaniała
stara rasa, a krwawią jak zwykli ludzie. Rzadko kiedy, jednakże czasami
zdawał sobie sprawę z tego, że przewyższała go swoim wiekiem... i to
pewnie wielokrotnie. Musiała widzieć tyle rzeczy... ba, może nawet
pamiętała jeszcze ojca Viscyjczyków - Teriana. Byłoby miło posłuchać o
nim z nieco innego źródła, jak jeno biadolenia ludzi z północy i
królewskich, że toczył z nimi walkę, jak gdyby z jakąś największą
zarazą. Być może Terian miał rację... a oni nigdy nie powinni zginać
karku przed południowcami. Viscyjczycy zawsze pragnęli autonomii.
Wyprawa w Góry Miedziane jest tylko jedną z wielu przeszkód na drodze do
celu. Przeszkód, które wymagają krwawego poświęcenia.
-
Ostatnio jak pamiętam był taki... mniejszy. - Odparł zgryźliwie elfce,
spoglądając z ciekawością na górskie dolinki przed nimi. Tak, teraz miał
znacznie lepszy wgląd na pole bitwy. Chyba nawet rozpoznawał miejsce, z
którego posypały się pierwsze strzały orków.
-
Raczej nie... za chwilę będzie zbyt zajęta, żeby latać sobie beztrosko w
przestworzach. Zajmie się bardziej... przyziemnymi problemami. - Odparł
znów z tą samą zgryźliwością, poprawiając miecz przypięty do pasa. Może
nie była to duralevska szabla, jednakże zwykły prosty półtorak również
potrafił zdziałać wiele dobrego w rękach duraleva. Nie było tajemnicą,
że im bardziej zbliżali się to właściwego momentu, tym bardziej był
nieswój. Denerwował się z byle powodu, od dwóch dni łaził rozdrażniony i
zły, zasypując ją nawałnicami docinek, czy też mrukliwych "yhm". Nie
trzeba było czytać w ludzkich myślach, by wiedzieć o co mu tak naprawdę
chodziło. Jednakże teraz stanął przed faktem dokonanym. Nic nie mógł
zrobić, a rozdzierające poczucie bezsilności dławiło jego samego. Nawet
jeśli... nie, było za późno. Poza tym nie zbiegnie po stoku niczym
górska kozica i nie rzuci się w wir walki, próbując dostać się do
Aleksieja. Westchnął cicho, a mroźny północy wiatr powiewał ze swoją
obojętnością na ludzkie problemy, pragnienia i porażki. Jak gdyby
ostatecznie i tak nie miały one dla nikogo większego znaczenia.
-
Chodźmy stąd. Nie chcę na to patrzeć. Wrócimy dopiero po zmroku, kiedy
zapłoną stosy pogrzebowe. - Rzucił ponuro, odwracając się plecami i
ruszając w dół stoku, prowadząc swojego konia za uzdę. Sam nie znał zbyt
dobrze Gór Miedzianych, także więc musieli szukać swojego miejsca
postoju na ślepo.
-
Zajmij mnie czymś do wieczora. Inaczej wbiegnę w rozchełstanej koszuli
na pole bitwy, zetnę kilka zieleńców, a potem dostanę pchnięcie włócznią
w brzuch i tak będzie finał. - Rzekł nieco weselszym tonem, rozglądając
się za miejscem, w którym mogliby rozpalić ognisko i przy okazji nie
zwracać na siebie uwagi.
Z
cichym westchnieniem ruszyła za nim, prowadząc za wodze w dół zbocza
swą klacz. Też nie było jej łatwo, a na myśl o tym, co miało zaraz
nadejść przechodziła ją po skórze gęsia skórka. Oczywiście, jej uczucia
były bez porównania mniej nieprzyjemne od tych, które targały Noranem,
ale i ona, właśnie przez wzgląd na niego, nie była całkiem spokojna.
Zdawała sobie sprawę, że ciąży na niej duża odpowiedzialność, że tylko
ona może mieć ewentualnie wpływ na decyzję duraleva, a wolałaby aby nie
musiała powstrzymywać go przed rzuceniem się w wir walki. O tym głównie
myślała, podążając teraz w wyjątkowej ciszy za nim, obserwując tylko
kamienie, które pod stopami się kruszyły na wąskiej górskiej ścieżce.
Prychnęła
cicho, słysząc jego żart, który jakoś wyjątkowo mało zabawny jej się
teraz wydał, a z którego zaśmiała się, bo wiedziała, ze tak trzeba po
prostu.
-
Może i byłoby to niezłym żartem, gdyby nie fakt iż coś mi podpowiada,
ze opisana sytuacja doskonale do ciebie pasuje - mruknęła, a ton jej
głosu, mimo wszystko cień rozbawienia zdradzał. - Szczególnie ta
rozchełstana koszula.
Całe
szczęście tereny górskie nie były zbyt zaludnione, dzięki czemu bez
większego problemu znaleźli miejsce, gdzie mogli rozpalić ognisko, bez
obaw, że zostaną wypatrzeni tu przez kogokolwiek. Talani przywiązała swą
klacz i rozkulbaczyła ją. Grzbiet konia był mokry, dlatego elfka
przetarła go kępą suchej trawy. Siwa targnęła łbem i prychnęła głośno,
zadowolona najwyraźniej z faktu, ze wreszcie przyjdzie jej nieco
odpocząć.
Ognisko
trza było rozpalić tradycyjnie, bowiem elfka stwierdziła, że magii nie
będzie używała bez szczególnej potrzeby, czym chyba jakoś niezbyt
duraleva rozczarowała. Wytłumaczyła co prawda mężczyźnie, że ma to coś
wspólnego z jej aurą i tym co miało nastąpić, ale użyła kilku
terminologii z dziedziny magii, które nieszczególnie jasne dla niego
były. Podróż dawała się już jej we znaki, talani marzyła o gorącej
kąpieli i ciepłym smacznym posiłku, a zmęczone ciało coraz częściej
odpoczynku się domagało. Klapnęła zatem z westchnieniem na pledzie,
który na ziemi rozłożyła, a potem zabrała się za suszone mięso, które
chyba już powoli obojgu uszami wychodziło.
-
To mówisz, ze mam cię jakoś zająć..? - zapytała, uśmiechając się
półgębkiem i spoglądając na niego z ukosa. - Może i by coś się
znalazło.. - dodała jeszcze przeciągając nieco słowa.
Ton
jej głosu był jakiś dziwnie kokieteryjny i kompletnie do niej nie
pasujący. Jakby tego było mało elfka zaczęła powoli rozpinać swój
kubrak, by... sięgnąć do kieszeni wewnątrz i wyciągnąć z niej talię
pięknie wykonanych kart.
- W co zagramy? - zapytała już normalnie, wyraźnie rozbawiona.
-
Naprawdę tak mnie postrzegasz? Hm... pochlebiasz mi. - Odparł elfce,
zastanawiając się czy faktycznie byłby na tyle szalony, aby zrobić coś
podobnego i wychodziło mu na to... że był. A co jeśli wtargnąłby na pole
bitwy jako czarny rycerz? Taki cały od stóp do głowy w pancerzu, ciężka
przyłbica na pysku i hełm. Przecież nikt by go nie poznał, a wśród
duralevów jeszcze długo niosłaby się historia o tajemniczym duchu. Ba!
Być może nawet Aleksiej opowiadałby, jak go to zjawa obroniła przed
śmiertelnym ciosem, a Noran słuchałby tylko i śmiał się tajemniczo pod
nosem z opowieść pijanego duraleva. Nie miał jednak zbroi. Ani czasu. No
i miał jeszcze strażnika nad głową w postaci elfki.
Jakoś
znaleźli jednak spokojne miejsce, w którym można byłoby bezpiecznie
rozpalić ognisko i przeczekać najgorsze momenty bitwy. Jak
przypuszczała, nie zrozumiał zbyt wiele z jej przemowy o magicznych
aurach i tak dalej. Dla niego "zła aura" to było chyba wtedy, kiedy
kobietę głowa boli. Przy kontinuum czasowym przestał słuchać zupełnie,
potakując jeno mądrze głową. Wywnioskował, że nie chce czarować, bo być
może Vilithiel wykryłaby źródło magii, a to z kolei byłoby dla nich
niezbyt ciekawe. Skoro stworzyli sobie taki mały obóz, Noran również nie
miał zamiaru popaść w jakieś wielkie samoumartwienia, toteż dość szybko
zjadł kilka pasków suszonego mięsa i przepił je zimną wodą, spoglądając
jeno tęskno na bukłaczek z czymś mocniejszym. Zabronić duralevowi pić,
to tak jakby rybie zakazać pływania. Przez chwilę jego szczęka wyraźnie
opadła z wrażenia, a w zielonkawych oczyskach pojawił się swego rodzaju
dziwny błysk. Ot, taki jak u lisa, który stał właśnie przed kurnikiem. W
końcu nosił przezwisko "Lisa Północy", a nie na co dzień widział, by
elfki rozpinały przed nim swój przyodziewek. Odetchnął jednak z ulgą
dostrzegając karty.
- Może w wojnę? - Palnął szybko, od razu krzywiąc się na sam wydźwięk swojej głupoty.
-
Dobra, eto może lepiej nie... umiesz ty grać w "sabakę i wisielca"? -
Rzucił spokojnie, siadając na pledzie i przejmując karty. Ot, gra dość
znana na północy, jednakże zapewne niezbyt dla elfki, chyba że w
młodości hasała po mroźnych stepach jedynie w zwiewnych halkach. Przy
tłumaczeniu zasad gry i rozdawaniu kart, zatrzymał się jednak na chwilę,
podnosząc na nią swoje zielonkawe oczyska.
-
Elfico powiedz mi... czy ja będę coś pamiętał, kiedy to wszystko się
skończy? Co wtedy będzie? Będę miał w głowie pustkę taką jak żebrak w
kieszeni? A może będzie to tylko przypominało dziwny sen, hę? -
Talani poprawiła się na miejscu. Usiadła, nogi krzyżując i zaczesała włosy gładko za uszy.
-
Nie, nie potrafię, ale liczę na to, że mnie nauczysz. - Zatarła dłonie,
splotła je, po czym wyciągnęła przed siebie tak, że palce strzeliły
cicho. - Dawaj..
No
i słuchała tego co mężczyzna jej tłumaczył i oby zrozumiała z tego
więcej niźli on z jej wykładu o magii, bo w przeciwnym wypadku przegra z
kretesem, a tego, jak każdy w gruncie rzeczy, cholernie by nie chciała.
Przetasowała
karty - a trza przyznać, że zrobiła to z ogromną wprawą - i rozdała je
pomiędzy nich według przykazań duraleva. Kiedy ten ostatnie pytanie
zadał zamarła na moment z jedną z kart w dłoni. Po chwili wahania
zaczęła kontynuować rozdanie, ale nie odpowiedziała od razu. I tak
przyszło Noranowi przez krótki moment słuchać jeno szelestu kart i
trzasku łamiących się w ogniu szczap. W końcu talani westchnęła,
spojrzała na niego i pokręciła przecząco głową. Jej oczy były smutne,
ale na twarzy pojawił się mimo wszystko uśmiech.
-
To jest w sumie najlepsze dla ciebie - pochyliła się, znów skupiając
się na kartach. - Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wtedy nie będziesz nic
pamiętał.
Dłonie
talani odłożyły resztę talii na bok i ujęły te, które były przeznaczone
dla niej. Powoli przesuwała kolejne karty, przyglądając się im.
Wyglądała tak, jakby naprawdę była skupiona na rozdaniu, a nie na tym, o
czym właśnie prawiła.
-
Zobaczysz mnie po raz pierwszy w życiu tam, gdy przerwę czar, a tu.. -
zerknęła na niego. - Tutaj znikniesz, bo to... To nie jest twój czas. To
nie jest dla ciebie prawdą.
Zasady
gry nie wydawały się jakoś nadzwyczaj trudne i dało się je załapać niem
od razu, bez wyraźnego powtarzania. Ot, na północy wszystko było jakieś
takie... prostsze.
-
Więc zagrajmy w te nasze nieprawdziwe karty. - Rzucił Noran, ujmując w
dłoń karty przeznaczone dla niego. Czyli wszystko będzie tylko głupim,
bajdurzeniem, którego nie będzie nawet pamiętał. Dziwne. Mimo tego, że
nie było to jego czas, i że wszystko dookoła nie było dla niego prawdą
wciąż odczuwał głód, chłód i ból. To było oczywiście prawdziwe, ale już
nie na tyle by uznać je za część Noranowskiego świata. Ciekawe co by się
z nim stało gdyby umarł w tym świecie? Tamten drugi Noran też straciłby
swoje życie? Przez te głupie rozmyślania, przegrał dwa rozdania z
rzędu, tak więc porzucił je w cholerę skupiając się tylko na grze. Może
to nawet i lepiej?
Czas
płynął dalej nieubłaganie, a wraz z nim wydłużały się cienie
okolicznych drzew, by w końcu jedynym źródłem światła zostało ognisko i
kilka srebrnych gwiazd, które spoglądały na rozdanie z nie mniejszym
zaciekawieniem.
-
Chyba już czas. - Rzucił krótko, odkładając karty i podnosząc się ze
swojego miejsca. Na horyzoncie unosiły się wąskie smużki ciemnego dymu,
rozwiewane przez mroźny północy wiatr.
Jasnowłosa
nawet i uśmiechnęła się, kiedy drugi raz udało się jej wygrać - cóż,
każdy przecie to lubił, a ona nie miała zamiaru tego ukrywać. Zasady,
które najtrudniejsze nie były, załapała nad wyraz szybko, co sugerować
mogło, że nie była to jej pierwsza gra w życiu. Utwierdzało w tym
zresztą też to w jaki sposób karty trzymała i tasowała. Krótko mówiąc,
to brakowało by mu jakieś sztuczki karciane zaraz zaczęła, niczym
zawodowy sztukmistrz, serwować.
- Ha! - rzuciła ostatnią kartę przy drugim rozdaniu, kończąc je kolejnym zwycięstwem. - Szkoda żeśmy na pieniądze nie zagrali.
Potem
jednak nie było już tak łatwo, bo i duralev lepiej zaczął grać, a
później... Później miało być już tylko coraz mniej przyjemnie.
Bez
słowa ruszyła za mężczyzną, który w stronę obozu się skierował. Łuna
bijąca od ognisk pogrzebowych była , jak na złość, cholernie dobrze
widoczna, a żar bijący od nich, choć to możliwe przecie nie było, wręcz
wyraźnie na własnej skórze odczuwali.
- Stać! Kto idzie?! - usłyszeli szybciej niźli cień wyłaniający się z mroku zdołali spostrzec.
Cóż,
nie powinno to Norana dziwić, ze spotkali straże, które sam wystawił
tej nocy. Mógł być jeno zadowolony z podwładnych, ze ci należycie rozkaz
wykonywali..
Elfka
stanęła za nim, nie chcąc rzucać się w oczy nadto. Zdecydowanie lepiej
było, gdy wzrok strażników na Noranie najpierw padnie. Mimowolnie
dotknęła jednego z medalionów na szyi zawieszonego, co teraz zresztą i
tak umknąć musiało uwadze mężczyzny.
-
Gdybyśmy grali na pieniądze to po takim rozdaniu walnąłbym ci w pysk, a
reszta towarzystwa szybko podchwyciłaby zabawę naparzając się dookoła
po gębach, obłapiając dziewki i kradnąc zapasy karczmarza. Ech... lepiej
nie pytaj. - Rzucił ze zrezygnowaniem, co jasno wskazywało, że kiedyś w
przeszłości zdarzały mu się podobne sytuacje. Zresztą, może i elfka nie
wyglądała na jakąś zawodową szulerkę, ale swój fart w łapach miała.
Cóż, jak to mówili: ten kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma szczęście
w miłości.
Dalsze
rozegrania pokazywały jednak, że naprawdę mogło być z tym różnie, gdyż
uśmieszek triumfu nie znikał z twarzy duraleva. Karty kartami, jednakże
przed nimi szykowała się kolejna gra. Znacznie poważniejsza, gdyż stawką
był powrót duraleva do swojego czasu, z którego został tak brutalnie
wytrącony. Pokrętna część rozumu zadawała mu jeszcze głupie pytanie, czy
jak wtedy był pijany to teraz, po powrocie znów będzie mu przyjemnie
szumiało w głowie? Pytanie niemal idiotyczne, jednak tak przemyślane.
Całą teorię o zaświatach i stanach przenoszenia się w czasie można
byłoby na tym spisać.
Przekradali
się niczym cienie, jednakże wszystko znów najwyraźniej działało
przeciwko nim. Słaby półmrok nie był w stanie skryć ich sylwetek,
zwłaszcza że rozświetlany przez jasne płomienie pogrzebowych stosów, w
których stronę Noran nawet nie spoglądał. Zwyczajnie... nie chciał.
-
Noran Viscavoy do kurwy nędzy, a niby kto? Ta z tyłu to Vilithiel.
Elficy, która uratowała wam dupy nie poznajecie? - Rzucił ze swą
żołnierską manierą, najwyraźniej nie robiąc sobie nic ze strażników. Co
jak co, ale jego powinni przepuścić, zwłaszcza że po całym wydarzeniu...
mało kto chciał wchodzić w drogę Norana. Nawet Aveskel zdecydował, że
potrzebna jest mu chwila spokoju. Kurwa, spokoju który trwał przeszło
dwa tygodnie!
Elfka
stała za plecami duraleva wyprostowana niczym struna, czekając w
napięciu na odpowiedź strażników. Noran doskonale wcielił się w rolę..
Norana, pytanie pozostawało na ile dobrze jej pójdzie odegranie owej
Vilithiel? Była elfką, jak i tamta, miała też prawie tak samo jasne
włosy, była jednak znaczeni wyższa od talani przebywającej w obozie...
Dłonie
opuszczone luźno wzdłuż ciała zamarły w jakimś dziwnym geście. Elfka
czuła, jak delikatne magiczne iskierki drżą pod jej opuszkami.
Oczekiwanie na odpowiedź strażnika zdawało się trwać wiecznie, choć ta
padła właściwie od razu. Koniec końców jednak jeden z nich wychylił się
nieco, by na nią spojrzeć, a widząc jej nieco przestraszony wzrok,
uśmiechnął się jakoś tak... dwuznacznie. Może głupi pomyślał, ze duralev
postanowił jakoś odreagować dzisiejszy, niezbyt przyjemny dzień? To w
sumie było nieistotne, najważniejsze, ze strażnicy obaj skinęli głowami i
zeszli z drogi swemu przełożonemu, przyjmując podległą mu postawę.
Dopiero
kiedy przeszli kilkanaście kroków, zostawiając za sobą wartę i
zbliżając się nieuchronnie do centrum obozu, elfka odezwała się do
Norana.
-
Jest jeszcze jedna sprawa, Noranie - zaczęła nieco niepewnie. - Jak
myślisz, jak zareagujesz na widok elfki, która ni stąd ni zowąd rzuci
się na .. Vilithiel, by powstrzymać ją przed rzuceniem czaru?
Swoją
drogą, to talani wykazała się niezbyt wielkim rozsądkiem, przydałoby
się bowiem, by wcześniej pomyślała o tym, co będzie już PO tym, jak uda
się wszytko tak, jak zaplanują?
W
obozie nikt ich nie niepokoił. Osoby, które spoglądały na Viscavoya,
natychmiast go rozpoznawały i ustępowały drogi, woląc tego wieczora go
nie niepokoić. Cóż, dziwne to nie było i całe szczęście działało na ich
korzyść.
Powoli
zbliżali się do namiotu. W oddali usłyszeli ryk wiwerny, która chyba
właśnie "witała się" z Noranem, a w chwilę później dostrzegli niską
postać biegnącą w ich stronę. Białe potargane włosy prawie świeciły w
mroku, do tego elfie zaostrzone uszy... Ktoś tu chyba biegł po narzędzia
do feydorów.
Cóż,
po prawdzie wcale nie musiał się nawet zbytnio wczuwać, gdyż właśnie
tak wyglądała większa część jego żołnierskiej kariery. Najpierw
dyscyplinowano jego, teraz role się odwróciły i to on mógł łajać innych
za byle co. W sumie... miało to jakiś sens, gdyż każdy wolał
zdyscyplinowanych żołdaków niźli rozbiegany tłum, który nawet nie
wiedział do kogo się zwrócić. Tutaj było na odwrót, im ktoś cię więcej
łajał tym bardziej mogłeś być pewny, że to do niego należy biec w czasie
ataku. Jeśli teraz jasnowłosa była Vilithiel, to była kuźwa Vilithiel, a
oni mieli jej jeszcze zasalutować gdyby taka była wola Norana. Być może
faktycznie była trochę wyższa i skrywała nieco więcej pod wiązaniami
koszuli, jednakże kto by się tam tym przejmował? Na pewno nie wojacy,
którzy elfki to widzieli jeno w malowanych kronikach bądź burdelach
Hedinsey. Poza tym było ciemno. Noran wymamrotał jeszcze pod nosem jakąś
cichą obelgę, że "on ich jeszcze kurwa nauczy moresu za ta głupie
uśmieszki", po czym ruszył w głąb obozu wraz z elfką pozwalając im
wrócić do swojej nocnej warty.
-
Krzyknę, że kocice się biją i zacznę zbierać zakłady. - Rzucił kpiąco
pod nosem, nie przerywając swoje marszu nawet na krótką chwilę.
-
Nie wiem. Nie wiem też jak zareaguję JA, kiedy zobaczę, że ktoś atakuje
Vilithiel, a tutejszy Noran ma przynajmniej swoją Dumkę. Będziemy
pijani, więc może to trochę polepszy sprawę... albo pogorszy. - Rzekł
niepewnie. Nie miał do niej pretensji, że niczego nie zaplanowała. Ot,
całe życie Norana toczyło się właśnie na takich wariackich papierach.
Noran w życiu też nie słyszał o jakiś konsekwencjach przerwania zaklęcia
i temu podobne, gdyby jednak zaczęły w jego namiocie bitwę na czary.
Na
szczęście nikomu nie chciało się jeszcze sprawdzać ich tożsamości,
toteż dotarli na miejsce z niemal z lekkim wyprzedzeniem. Niedobrze.
-
Szlag! Za wcześnie! - Warknął zdenerwowany dostrzegając jasnowłosą
postać biegnącą w ich kierunku. No tak, teraz naprawiali zbroję Kła.
Cholera, wszystko zaczęło mu się przypominać, a że Noran był niemal
mistrzem improwizacji szybko przedsięwziął odpowiednie kroki. Nie stąd,
ni zowąd złapał elfkę za dłoń, okręcił dookoła, pchnął na skórzaną
płachtę namiotu kwatermistrza i przylgnął do niej ciałem.
-
Jakby co to jesteś najemniczką z Sibith Foel, a ja zwyczajnym
duralevem. - Rzucił szybko kładąc dłoń na jej biodrze. Już po krótkiej
chwili mogła wyczuć ciepłe usta na swojej szyi. Ot, desperacki plan.
Miał inny strój, stał tyłem, a Vilithiel nawet nie znała jasnowłosej...
mogło się udać. Najwyżej elfka weźmie szybko narzędzia i speszona wróci
do naprawy zbroi. Oby cholera. Oby.
Parsknęła,
słysząc jego odpowiedź, a choć wyglądała na urażoną, to tak naprawdę
jasnym było, że kamień z serca jej spadł. Jeśli Noran rzeczywiście tak
postąpi, to bać się jakoś szczególnie niczego nie musiała - chyba, że
tego, że pijana Vilithiel dla odmiany teraz ją wyśle w cholera jeno wie
dokąd.
-
A spróbuj jeno w tych zakładach postawić na nią, miast na mnie, to ci
osobiście do rzyci nakopię - powiedziała 'groźnie', palcem wskazującym
mu grożąc. - I to będzie twoje pierwsze wspomnienie związane ze mną.
Chciała
jeszcze dodać coś o tym, że w walce z pewnością to i jakaś tam
Vilithiel jej nie podskoczy, ale nie zdążyła, bo i została za uniesioną
dłoń pochwycona i odwrócona w stronę namiotu.
- Co robisz? - zapytała teraz już bez udawanej złości.
Spojrzała
w stronę, w którą duralev przed chwilą patrzył i wzrok na nadbiegającej
dziewczynie zatrzymała. Wbrew temu co sugerować jej kolor włosów mógł,
nie była aż taką kretynką i wieki minąć nie musiały, by ta pojęła któż
się zbliża. Cóż jednak z tego, skoro i tak było to za długo, by zdążyć
powstrzymać improwizującego w najlepsze duraleva.
-
Jakbyś nie mógł po prostu pomiędzy namioty skręcić... - burknęła mu
szeptem wprost do ucha, co doskonale pasowało do sytuacji w jakiej teraz
oboje się znaleźli.
Kątem
oka elfka obserwowała nadchodzącą Vilithiel, ta zaś choć wyraźnie
zaaferowana była czymś, to i tak nie omieszkała ciekawie zerknąć w ich
stronę. Noran poczuł jak talani, którą obejmował, splotła ręce na jego
karku, przyciągając go bardziej do siebie i odchyliła nieco szyję,
odsłaniając ją na jego udawane pocałunki.
-
Przyłóż się, skoro już się dzieciak patrzy, to niech się czegoś nauczy -
szepnęła znów, nawet nieco chyba rozbawiona całą sytuacją.
Jako
elfka łatwiej mogła odgadnąć ile lat miała Vilithiel i bez problemu
domyśliła się, że miała z bardzo młodą przedstawicielką swej rasy do
czynienia. Wplotła palce jednej dłoni we włosy tuż powyżej karku
mężczyzny, drugą zaś objęła go mocniej, a następnie uniosła ostrożnie
jedną powiekę. Dojrzała znikającą za namiotem elfkę i odetchnęła z ulgą.
- Poszła już - powiedziała już swobodniej i opuściła ręce.
Odchrząknęła w zaciśniętą pięść i przegarnęła włosy, przez chwilę unikając jego spojrzenia.
-
Chodźmy już do tego namiotu, by nas już nikt przypadkiem niepowołany
nie spostrzegł i spierdzielił wszystkiego.. - dodała jeszcze znów dobrze
mu znanym opanowanym głosem, czekając aż duralev zaprowadzi ją tego
właściwego, gdzie będą mogli poczekać na nieświadomych niczego Vili i
Norana.
Noran
posłał jej tylko krzywy uśmiech, mówiący "ta, spróbuj se". Co jak co,
ale Vilithiel znał nieco dłużej i zawdzięczał jej bardzo wiele. Nie jemu
było też oceniać kto jaką mocą magiczną władał, gdyż według niego
każdemu z magów należało związać łapy jakimiś kajdanami co by przestali
czarować, albo chociaż mieli to utrudnione. Taki rodzaj "kagańca", z
którego spuszczałoby się ich w wyraźnej potrzebie. Cóż, Noran nie
należał do zbyt tolerancyjnych, a poza tym pod Vyznogordem widział jakie
cuda odczyniała elfka. Jak na razie jasnowłosa pochwaliła się tylko
zmianą swojej postaci, co wypadało raczej blado na tle "potężnej"
Vilithiel.
-
Może nie chciałem? - Odburknął jej szeptem, również wyczuwając
absurdalność całej tej sytuacji. No tak, ona przynajmniej mogła dostrzec
ją kątem oka, co dla Norana nie było już takim łatwym. Zresztą, lepiej
żeby się nie odwracał, bo go jeszcze pozna i cholera będzie z tego
całego misternie ułożonego planu wąskodupej elficy, która wcale taką
wąską nie była.
-
Ona nie jest dzie... zresztą... - Mruknął tylko niewyraźnie Noran
porzucając skomplikowaną argumentację. Więc cholera ile lat mogła mieć
elfica, skoro Vilithiel była dla niej dzieckiem? Na wielkiego Shora, że
też porządnemu duralevowi się takie rzeczy przytrafiały. Nie miał jednak
nic przeciwko temu specyficznemu dokształcaniu, wszakże wiedza była
potęgą, prawda?
-
A musimy? Może poduczylibyśmy dzieciaka jeszcze trochę? - Rzucił swym
teatralnym tonem głosu, który zawierał sporo przyjemnego rozleniwienia i
wyraźnego rozbawienia chwilą.
- Dobrze, już dobrze. - Burknął tylko rzeczowo, uwalniając ją z uścisku i poprawiając wiązania skórzanego kaftana.
-
Za chwilę pójdą do namiotu, bo ognisko zgaśnie. Potem... trza poczekać
jeszcze trochę czasu zanim gorzałka zacznie działać. Cóż, czeka nas
wolniejszy spacer. - Rzekł spokojnie, zbierając się w dalsza drogę i
sprawdzając czy ostrze półtoraka gładko wychodzi z pochwy. Ot, tak na
wszelki wypadek.
Elfka
również poprawiła swój przyodziewek i ruszyła za duralevem, mimo
wszystko raz po raz oglądając się jednak kontrolnie za siebie.
-
Oczywiście, że jest dzieckiem - stwierdziła, wracając jeszcze do
poprzedniego tematu, który przed chwilą poruszyli. - I to nawet jak na
wasze, ludzkie, standardy, bo i pewno dwudziestu lat nie skończyła -
stwierdziła pogodnie, splatając jednocześnie włosy w warkocz, który
luźno na boku opadał.
Włosy
miała już całkiem nieźle potargane przez niektóre ekscesy, to raz, a
dwa, dobrze by było, by za chwilę nic nie przeszkadzało jej i nie
burzyło koncentracji. Bo kto też wie cóż będzie musiała zrobić, by
wydostać się z obozu bez pomocy Norana, gdy już wszystko się zakończy?
-
O nie, nie, żadnych spokojnych spacerów - stwierdziła nieco
podniesionym głosem. - Wolę nie ryzykować, by ktoś nas zobaczył, to zbyt
duże ryzyko, naprawdę - powtórzyła raz jeszcze, wlepiając w niego swoje
jasne oczy.
Talani
bała się, ze będąc w tej chwili tak blisko drugiego Norana mogą jakoś
naruszyć bieg historii. Już nie mogli przewidzieć, jak widok mizdrzącej
się parki wpłynął na widzącą ich Vilithiel. Kto wie co jej teraz strzeli
do głowy? Co jeśli nagle ją najdzie na jakieś amory i już nie upije się
z duralevem? Te wszystkie pytania kłębiły się w głowie elfki, ale ta
nie podzieliła się obawami z mężczyzną, by nie niepokoić go
niepotrzebnie. Jeszcze bardziej..
Mógł
sobie zatem protestować do woli, ale elfka była nieugięta i koniec
końców, jeśli nie chciał ryzykować, ze ta zacznie się głośniej kłócić,
musiał od razu w stronę owego namiotu pójść.
-
Dobra, trza się gdzieś schować.. - mruknęła, rozglądając się po
pomieszczeniu - Gdzie najlepiej? Gdzie nas nie dostrzegą i gdzie nie
będą zaglądali? - zapytała, wzrok znów na towarzysza kierując.
-
Hm... nie wiedziałem. - Rzekł spokojnie Noran wzruszając lekko
ramionami. Nie jemu było oceniać wiek elfów, ani też ich doświadczenie
życiowe. Nie zdążył jeszcze nawet zrozumieć ludzi, a co dopiero będzie
się brał za inne rasy. W sumie... nie wiedział na co miał się
naszykować. Na walkę? Z kim? Z Vilithiel i samym sobą? Nie za bardzo
potrafił sobie wyobrazić jak elfka powstrzymuje Vilithiel przed
rzuceniem zaklęcia, ale skoro zaufał jej w Hednisey, tak też powinien
trwać już w swoim zamiarze do końca. Wszystko było stracone. Nie zmienił
świata, ani nikogo nie uratował. Być może tylko dodatkowo go jeszcze
skomplikował. Ech... nic tylko się znów uchlać.
-
Straże wystawiłem dookoła obozu, a nie wokół swojego namiotu. Zresztą
po co mi one? Jedynym, kto może nastać tutaj zastać to wielkie gadzisko,
które przeleciało nad naszymi głowami. - Rzekł spokojnie, ruszając
niespiesznym krokiem. Cóż, faktycznie elfka mogła mieć problemy z
późniejszym wydostaniem obozu. Ale co mógł dla niej zrobić? Napisać
jakiś list, że mają ją z jego rozkazu wypuścić? I czym go potwierdzi?
Nawet nie miał pieczęci, a poza tym musiałaby trafić na takiego, który
umiałby czytać zamiast wywijać mieczem. Nie sądził też, by zdołali swoim
działaniem aż tak bardzo pobudzić Vilithiel, chyba że istniało coś o
czym Noran niezbyt wiedział. Nie... nie była taka. Chyba. A co jeśli się
nie upiją? Cóż, będą mieli trudniejsza przeprawę i tyle. Jakoś dadzą
sobie radę, skoro zabrnęli już tak daleko pomimo wielu problemów.
Mając
jednak naprzeciwko siebie gderliwą elficę, której nawet obuszkiem nie
dało się wybić z głowy pomysłu, duralev musiał przystać na to, aby
znaleźć gdzieś na chwilę schronienie.
- Pewno w latrynie. - Burknął tylko kpiąco, nie mogąc się powstrzymać od komentarza.
-
Nie wiem. Pod łóżkiem? Za tą wysoką drewniana szafą? - Rzekł po chwili.
Namiot naprawdę nie miał zbyt wiele miejsc, w których można byłoby
dobrze się ukryć.
Zmarszczyła no i pokręciła głową, przedrzeźniając go, gdy ten propozycje skrytek złożył.
- Z dwojga złego, a właściwie trojga, wybieramy szafę. - Elfka podeszła do sprzętu i zajrzała za tył mebla.
Miejsca
było tam całkiem sporo, bo i nie był, z wiadomych względów, przysunięty
do ściany murowanej, bo i takowej tutaj nie było.
-
Spod łóżka trudno byłoby w odpowiednim momencie odpowiednio szybko
wyskoczyć i odpowiednio skutecznie powstrzymać kogoś przed wysłaniem
kolejnego duraleva w siną dal..
Jakby
się tak zastanowić, to na dobrą sprawę Noran mógł po prostu poczekać na
ten moment a później "wskoczyć" na miejsce wysłanego w cholerę swojego
drugiego ja. Choć... Nie. To byłoby zbyt pokręcone. Chyba.
Elfka
weszła za szafę i ulokowała się na ziemi. Nie było tu strasznie
wygodnie, ale też nie było powodu do jakichś szczególnych narzekań,
wszak z pewnością nie raz przyszło jej nocować w gorszych warunkach. Po
kilkunastu minutach płachta namiotu odsunęła się i do środka weszła
oczekiwana długo dwójka. Noran mógł spojrzeć z ukrycia w swoje własne
oczy - to zapewne było zaskakującym uczuciem - i dostrzec w nich to
wszystko, czego wcześniej widzieć nie mógł. W chwilę później tutejszy
duralev wyciągnął ze skrzyni butelkę jakiejś gorzałki i polał swojej
elfiej towarzyszce.
-
Ślepyś, duralevie - szepnęła ledwie dosłyszalnie jasnowłosa no to do
siebie, ni do Norana, obserwując cały czas z ukrycia upijających się
coraz bardziej.
Serce
waliło jej w piersi coraz bardziej. Zbliżali się do kresu wędrówki, a
przynajmniej taką miała nadzieję przez wzgląd na duraleva, i nie było w
tym nic dziwnego, że i denerwowała się z każdą chwilą coraz bardziej.
-
"Wybieramy". Ale żeś to ładnie powiedziała. - Odburknął po chwili,
najwidoczniej bardzo zadowolony ich "docinkami", które przez przeszło
dwa tygodnie zapełniały mu czas podroży, która być może właśnie
dobiegała swego kresu. Swego normalnego rozwiązania, chociaż mogło się
jeszcze tak wiele wydarzyć. Razem z elfką zajrzał za tył szafy,
oceniając czy dadzą radę się tam wcisnąć. Wychodziło na to, że tak bo
ani elfka, ani on jakimiś specjalnie monstrualnymi gabarytami nie mogli
się poszczycić. Ot, w sam raz. Opcja wysłania kolejnego duraleva w
zupełnie inny wymiar mogła być naprawdę interesująca. Ciekawe jednak,
kiedy międzywymiarowa miarka się przebierze, a wszystko łupnie z takim
hukiem, że wojenne działania Arbada wydadzą się przy tym tylko głupią
zabawą żołnierzykami.
Duralev
przykucnął na jedną nogę, wychylając delikatnie łeb za szafy, co by
dojrzeć choćby jakiegoś ogólnego zarysu sytuacji. Po kilku chwilach
płachta załopotała cicho, targnięta północnym wiatrem, wpuszczając tym
samym do środka dwie postacie tak bardzo znane Noranowi. Jedną z nich
była Vilithiel, a drugą... on sam. Wyjątkowo dziwne uczucie spoglądać na
samego siebie. Mógł teraz dostrzec niemal całe barwne spektrum emocji,
jakie odmalowywały się na jego zmęczonej twarzy. Zły, rozgoryczony i
bezsilny. Czy tak właśnie się wtedy czuł? A może owe emocje wciąż tkwiły
głęboko w nim, zakryte zasłoną determinacji i pragnienia powrotu do
swojego świata? Cóż, nic tak nie potrafiło ukoić nerwów jak dobra
gorzałka.
Nie
zwrócił większej uwagi na ciche słowa jasnowłosej, zerkając na nią
tylko niepewnie kątem oka. Na Shora, czuł się jak jakiś pokręcony
podglądacz albo gorzej. Szorstkie palce duraleva znów musnęły rękojeść
półtoraka. Zabawnym było, że tutejszy Noran również co jakiś czas robił
niemal tak samo, z tym że miał swoją Dumkę. Jego Dumkę.
-
Kiedy wstaną od stołu musimy wyskoczyć. Jeśli po wszystkim cię nie
poznam powiedz, że widziałaś śmierć mojego brata Vlada. Zginął w Elfim
Borze. To na pewno da mi do myślenia. - Rzekł niemal półszeptem, biorąc
głęboki wdech.
I
tak spędzili sporo czasu, obserwując i podsłuchując nieświadomych tego
Norana i Vilithiel. Na początku wiele do oglądania nie było, bo ci
skupili się jeno na opróżnianiu butelki, którą duralev ze skrzyni
wyciągnął, z mocnej gorzałki. Kiedy jednak dno coraz wyraźniej w niej
odbijać się zaczęło stali się bardziej rozgadani i zajmujący tym samym. I
tak podglądacze mogli usłyszeć jak ci się śmieją i rzucają sobie
uszczypliwe słowa, słyszeli w ich głosie złość, rozgoryczenie i gorzki
śmiech. W końcu zaś ich rozmowa stała się coraz bardziej ożywiona i
Noran zdał sobie sprawę, że zbliżają się do momentu kulminacyjnego...
Widział jak on sam rzucił kilka słów elfce, które dość mocno ją
poruszyły, usłyszał raz jeszcze jak opowiedziała o tym co przeżyła
wcześniej i jak on sam wspomniał po raz ostatni swego kuzyna, a potem...
Elfka
widziała w spojrzeniu Norana cień niepokoju, jego emocje były dla niej w
tej chwili wręcz namacalne. Przykucała cały czas, napinając wszystkie
mięśnie. Przygotowywała się na moment, który miał nastąpić za chwilę
kilka tygodni i teraz już nie denerwowała się tak bardzo, jak jeszcze
niedawno. Usłyszała szurnięcie krzesła przesuwanego po ziemi. Ktoś
złapał równowagę, podpierając się gwałtownie o jakiś sprzęt. To był ten
moment. Wyglądając ukradkiem zza szafy spostrzegła, że elfka złożyła już
dłonie, przygotowując się do rzucenia czaru. Raz jeszcze spojrzała na
Norana i uśmiechnęła się do niego po raz pierwszy szczerze i bez zbędnej
złośliwości.
- Mam na imię Saori. Miło było... będzie cię poznać - szepnęła do niego, po czym wylazła zza szafy.
"Talani
sięgnęła do sakiewki i wyciągnęła z niej czarny kamień, lśniący lekko w
blasku lamp oliwnych. Zaczęła pocierać go rozłożonymi płasko dłońmi i
szeptać coś cicho. Duralev niewiele z tego rozumiał, mogło to wyglądać
tak samo pięknie jak i śmiesznie i pewności mieć nie mógł, że jego
towarzyszka wie co robi. Wyglądało to wszystko profesjonalnie, ale
biorąc pod uwagę, że w sztuce tej każdy najmniejszy gest miał znaczenie,
to raczej fakt, że elfka chwiała sie nieco ciągle nie wróżył dobrze..."
I
wtedy nagle usłyszał jakiś hałas za swoimi plecami. Odwrócił się
gwałtownie, ale gorzałka szumiąca w głowie sprawiła, ze spostrzegł jeno
rozmazaną plamę.
- A to kto-o? - usłyszał czknięcie Vilithiel, która najwyraźniej była nie mniej zaskoczona niźli on.
Noran
skupił się maksymalnie, a adrenalina, która mimo wszystko w takiej
sytuacji musiała w żyłach zaszumieć, sprawiła, ze i działanie gorzałki
jakoś przeminęło nieco. Spostrzegł jasnowłosą elfkę, która wyglądała na
najemnika, a której wcześniej nigdy w życiu nie widział..
-
Nie przeszkadzajcie sobie. Sprawdzałam zabezpieczenia namiotów i, jak
widać, tego będzie trza poprawić - "że też wcześniej nie pomyślałaś o
jakimś lepszym wytłumaczeniu", skarciła się w myślach jasnowłosa. -
Dobrej nocy - rzuciła jeszcze na odchodne, mrugając do nich i ruszyła w
stronę wyjścia z namiotu.
Gdyby
ktoś zapytał Norana - oglądanie własnego życia "z boku" było zaprawdę
dziwnym i nieco przerażającym doświadczeniem, którego z pewnością nie
chciałby już nigdy więcej powtarzać. Wszystkie gesty, wszystkie słowa i
emocje były widoczne jak na dłoni, gdyż były to jego emocje. Pamiętał co
czuł wypowiadając je przy Vilithiel. Pamiętał swoje zakłopotanie, gdy
uderzył zbyt mocno we wspomnienia o Iastresie. Teraz widział to wszystko
jak na dłoni i dostrzegał, że musiał być kimś naprawdę dla niej ważnym.
Że obwiniała się za wszystko nie mniej, niż Noran za śmierć swojego
brata i Aleksieja. Kolejne dwie umęczone dusze na tym padole łez. Jak
gdyby to wszystko nie mogło być jakieś... prostsze. Jak gdyby bogowie
usilnie skazali swoje dzieci na udrękę, która najwyraźniej ich bawiła.
Świat tak naprawdę był jednak paskudnym miejscem. A przynajmniej takim,
jawił się właśnie w zielonkawych oczyskach duraleva.
Przygotowywali
się na ten moment od długiego czasu i nie mogło być mowy o jakiś
głupich zrywach. Byli przecież profesjonalistami. Ludźmi, którzy
widzieli wojnę i niejednokrotnie stawiali swoje życie na szali. Czym
więc było dla nich przerwanie zaklęcia elfki?
-
Ciebie też Saori. Ciebie też... - Odparł spokojnie jasnowłosej
dostrzegając na jej twarzy ten uśmiech. Uśmiech, który wywołał w nim
krótkie ukłucie żalu. Może w innym miejscu i w innym czasie. Czyż nie
tak mawiało się w stolicy? Przed oczami mignął mu tylko kawałek
jeździeckiego stroju, kiedy zdecydowała się wyjść zza szafy. A reszta?
Reszta była już tylko wielką niewiadomą....
-
Ki czort? - Zdołał zemłać jeszcze cicho pod nosem odwracając się
gwałtownie w kierunku usłyszanego źródła hałasu. To, że był napruty jak
szpadel podczas kopania wilczych dołów pod Vyzno był tylko drobnym
faktem i być może też dla tego ów obrót wyszedł mu jakoś tak wyjątkowo
niezgrabnie. Zupełnie nie przypominał teraz tanecznego szermierza, który
potrafił zgrabnym ruchem szabli wyłuskać broń z dłoni przeciwnika.
Wszystko zlało mu się w jakąś jedną kolorową plamę wypełnioną
niewyraźnymi konturami i ostrą czerwienią zdobiącą ściany namiotu. Cóż,
najwyraźniej Vilithiel podzielała jego zdanie i wyjątkowo szczęśliwy
stan, który został tak gwałtownie przerwany. Elfka. Druga elfka w
namiocie, cholera! Było z nim aż tak źle, że zaczęło się mu dwoić w
oczach? Przeca zawsze się śmiał z bajdurzeń starego Badury, o tym że
niektórzy widzieli białe myszy, ale żeby elfki? Hm... w sumie wychodziło
nawet, że gorsza z nich zaraza niż myszy. Nie trzeba było wspominać, że
Noran po gorzałce zawsze był bardzo prędki do szabli, toteż obnażone do
połowy ostrze Dumki błysnęło krótko w półblasku poustawianych świec.
-
Co sprawffdzić? Jak spraffdzić psia mać? Jakie kuźwa zabezpieczenia? -
Mruknął najwyraźniej bardzo ożywiony pojawieniem się elfki. Nie rozumiał
nawet jednego słowa, które wypowiedziała i wątpił by zrozumiał je nawet
na trzeźwo. Ale była przeca ubrana jak najemniczka. Czyli była
najemniczką z Sibith. Zawsze potrafił tak szybko i trafnie ocenić ludzi.
Skoro Sibith tak dbało o jego bezpieczeństwo, to może mu jeszcze
feydorkę tutaj przyślą żeby ogrzała mu łoże, hę? Zimno tak i się
przeziębić jeszcze przeca może.
-
Jak cię jutro zobaczę to na te cycki padniesz ze zmęczenia po
przebiegnięciu całych Gór Miedzianych dookoła! Dwa razy kuźwa! - Zdołał
zawołać jeszcze gniewnie za elfką, kiedy ta wyszła z ich namiotu
machając na pożegnanie. Już on ją jutro utemperuje psia mać tak, że
będzie jeszcze chciała wracać do bitwy z zieleńcami! Po chwili spojrzał
jednak na Vilithiel, nieco zmieszany tym swoim nagłym wybuchem przy niej
chowając jednocześnie Dumkę z powrotem.
-
Tyś widziała to samo co ja? A co jeśli podsłuchiwała? Co jak pójdzie do
Aveskela i wyśpiewa, że mu tu z magią ten... przeca on nas za sznufki
od butóf powywiesza przed namiotem. - Rzekł duralev, drapiąc się po
głowie w zamyśleniu.
Zacisnęła
dłonie w pięści, kiedy spostrzegła, że Noran broni dobył, by po chwili
je rozluźnić. W głowie słowa zaklęcia samoistnie się zrodziły, a ciało
przeszedł znajomy dreszcz. Chwała bogom jednak, duralev rzucił jeno w
jej stronę kilka gróźb. Elfka z trudem powstrzymała się przed uśmiechem.
Skinęła głową tylko, nie odrywając wzroku od niego, po czym ruszyła w
stronę wyjścia.
"Wytrzymałam z tobą dwa tygodnie, to i byle truchcik mnie z pewnością nie wykończy" - pomyślała tylko, mijając ich oboje.
Nie
oglądała się za siebie już wcale, dlatego nie mogli dostrzec smutku w
jej oczach, który nagle w nich zagościł. Płachta namiotu załopotała
cicho, wpuszczając zimne powietrze, gdy ta zniknęła w ciemności. Duralev
irytował ją strasznie, ale teraz, kiedy uświadomiła sobie, ze tak
naprawdę to dla niego ich spotkanie nigdy nie miało miejsca, zrobiło jej
się, nie wiedzieć dlaczego, cholernie przykro.
- Szlag.. - syknęła do siebie i pociągnęła ze złością wręcz nosem, po czym odeszła, pozostawiając obozowisko za sobą.
Jeszcze
chwile poruszała palcami, wpatrując się mętnym wzrokiem w nieznajomą
elfkę i nadzierającego się na nią Norana. Naprawdę trudno było jej wzrok
skupić na nich, bo obrazy rozmazywały się jej przed oczami. Usiadła na
swoim miejscu, podpierając się ostrożnie i zamrugała kilka razy. Była
pijana. Ba! - była jak prawdziwy duralev! Ale mimo wszystko nie sposób
było nie wyczuć delikatnych zawirowań magicznych, jakie po jasnowłosej
elfce pozostały. Podążyła za nią wzrokiem, marszcząc złowrogo brwi. To
jasne, niebieskie spojrzenie gdzieś głęboko w jej pamięci tkwiło. Za
skarby Adun jednak nie mogła sobie przypomnieć gdzie je widziała,
szumiący zaś we łbie alkohol bardzo szybko przekonał ją, ze nie ma sensu
się jakimiś głupotami przejmować.
-
To wtedy ykh będzie miała z nami do szzzynienia! - stwierdziła butnie,
zadzierając głowę, co sprawiło, ze omal ze swego miejsca nie spadła na
ziemię.
Po cwhili zaś zdała sobie sprawę, ze sens słów Norana nie jest dla niej zrozumiały.
-
Ale tak w szzzumie to za co.. tak za sznurki? Nas wieszzać?- zapytała,
próbując swe ciemne spojrzenie na nim skupić. Eh, gdyby się tak nie
kręcił dookoła niej, to byłoby zapewne łatwiej..
Złapała najpierw jedną rękę swą głowę, a potem drugą i tak siedziała chwilę, chwiejąc się na boki.
-
Chyba lepiej będzie jak szzarowanie na jutro pszełożymy - dodała po
chwili, kolejne czknięcie próbując, nieskutecznie, stłumić.
Tia...
jak prawdziwy duralev. Teraz wystarczyłoby aby jeszcze tylko zaryczała
odważnie jak lew i zawyła do księżyca niczym wilk, żeby stać się
prawdziwą córą mroźnej północy. Być może Noran by nawet jej coś takiego
nakazał, ale po pierwsze bał się, że po pijaku naprawdę mogłaby coś
takiego zrobić, a po drugie - wystarczyło, że jakaś obca elfka pojawiła
się w jego namiocie. Jeszcze tego tylko brakowało aby jutrzejszego dnia
żołnierze szeptali między sobą, że po pogrzebie brata Kawalera Cerelain z
jego namiotu dobiegały jakieś przedziwne i złowrogie wycia.
-
Afeskel to by nas nogą od stołu tera rozłoszył. Pfi. - Rzekł tylko
uroczyście Noran słysząc butne przechwałki elfki. Co jak co, ale Aveskel
swoje też w życiu wywalczył i trudno byłoby powiedzieć kto w takim
pojedynku miałby rzeczywiste szanse, bo z pewnością nie dwójka dorosłych
ludzi, którzy spili się niczym młode szczawie. Ale cel był jednak
szczytny! I nic tak nie koiło rozedrganych nerwów jak paląca w gardle
gorzałka.
-
Bo jeśteśmy pijani, a na nowo zdobytych ziemiach Visco nie wolno czarów
używać, ot! - Rzucił spokojnie, przysłuchując się dalszym, ambitnym
wywodom elfki. Najwyraźniej z dzisiejszego czarowania nici, ale przeca
jest jeszcze drugi dzień! Nic straconego, a przynajmniej tak teraz
widział to Noran.
-
Chyba bydziem musieli. Czyli so tera robimy? Jeszcze po jedn... -
Rzucił beztrosko i mogła usłyszeć, że jego akcent znów nabierał
północnych przywar pozbywając się gładkiego i ładnego sposobu mówienia
jakiego nauczył się w Hednisey. Jakby to ją jeszcze jakoś obchodziło,
wszak pijany się zawsze z pijanym dogada. Nawet gdyby zaczęła mu tu
świergolić po elfiemu Noran przytakiwałby jeno głową. Szybko jednak
dostrzegł, że na chwilę obecną z elfki był raczej marny kompan do picia.
Trzymał się nieco lepiej od niej, ale i tak powoli odczuwał skutki
pochłonięcia zawartości butelek. Najwidoczniej miał większą tolerancję.
Był przeca duralevem!
-
Eto tobie dzisiaj już chyba styka. Musisz se legnąć i odpocząć. Tylko
nie każ mi miski jakiejś przynosić. - Burknął z cichym wyrzutem,
podchodząc do elfki i wyciągając w jej stronę rękę, co by mogła się na
niej wesprzeć i wstać z krzesła. Cóż, łóżko w namiocie było tylko jedno i
to tam miał zamiar ją zawlec, bo wątpił czy dałaby radę samemu dotrzeć
do swojego namiotu. No chyba, że przerzuciłby ja sobie przez bark niczym
worek kartofli.
Patrzyła
na niego, marszcząc czoło i zamykając z całych sił powieki co moment.
Wszystko po to, by jakoś odzyskać ostrość widzenia i skupić się na tym,
co do niej powiedział. No tak, prawda, magia była zakazana, miał rację.
-
Jakosz na polu bitwy nik, hic! Nikt mi szarować nie bronił - stwierdził
nieco rozeźlona, łeb zadzierając i plącząc niezdarnie ręce na piersi.
Cóż,
tak to było po pijaku, nastroje potrafiły się zmieniać jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki - o, słodka ironio - a odurzony
alkoholem potrafił się przyssać uparcie do jednego słowa i na jego
podstawie całą ideologię sobie dorobić. I tak talani uznała nagle, że
Noran, jako duralev, też nie akceptuje jej zdolności, a od tego był już
krok do stwierdzenia, że i ją ma w głębokim poważaniu. Tak... Krótko
mówiąc, Vilithiel zaczęła w głębi duszy marudzić srodze.
- Nie, ja już nie... - kolejne czknięcie przerwało jej wypowiedź.
Elfka
pokręciła zatem przecząco głową, patrząc niechętnie na butelkę, którą
Noran pochwycił, a na widok której żołądek jął się jej wykręcać na
wszystkie strony i w ten sposób niemo wypowiedź zakończyła. Zmarszczyła
czoło i zacisnęła z całych sił usta. Kosmyki poplątanych włosów opadły
na jej twarz i talani wyglądała w tej chwili zaiste jak kupa
nieszczęścia. Szczęście w nieszczęściu było takie, że dzięki temu
istniała szansa, że jutrzejszego dnia elfka w najlepszym wypadku będzie
myślała jeno o tym, jak za pomocą czarów kaca się pozbyć, a nie o
wysyłaniu ich gdziekolwiek.
-
Nicz mi nie jest.. - stwierdziła, ale jednocześnie dłoń swoją na jego
ręce zacisnęła i spróbowała wstać z jego pomocą. Zupełnie jakby jej
ciało wykazywało się teraz większym rozsądkiem niż jej umysł i robiło
to, co uważało za słuszniejsze.
Vilithiel
była drobna, nawet bardzo, ale wiadomo, ze prowadzenie pijanego nigdy
łatwe nie było, tym bardziej gdy i prowadzący trzeźwością nie grzeszył. Z
pomocą duraleva jednak jakoś pewno udało się jej do łóżka dowlec. Padłą
na nim, twarz w poduszce zatapiając. Odetchnęła głęboko. Cholera,
dlaczego ten świat tak wirował szybko, nawet w chwili gdy oczy zamknięte
pozostawały?
- Kieł się bęszie martwił.. Jeszzcze przylezie.. - wymruczała, nawet w tej chwili nie zapominając o swojej wiwernie.
Nie miała namiotu, noce spędzała właśnie obok gadziska, którego skrzydła zapewniały jej ochronę przed wiatrem i chłodem.
-
Ale powiem mu, sze tu jestem - dodała jeszcze, przekręcając się na bok z
niemałym trudem dodajmy, walcząc z grawitacją i złośliwymi promilami.
Jak
chciała to zrobić? Oczywiście telepatycznie, ale nie zastanawiała się w
tej chwili czy Noran wie, iż coś takiego potrafiła i czy ten przez to
nei pomyślał, że zwariowała do reszty.
-
Jakoś na polu bitwy Arbadowi nikt też szarować nie zabraniał. Ogień
trza ogniem. - Rzekł pocieszając nieco elfką na duchu. To nie było tak,
że Noran nienawidził magii i wszystkich, którzy się nią posługiwali. Po
prostu... jedynymi porządnymi magami jakich dotąd spotkał była Vilithiel
z Iastresem. No i jeszcze błękitnooka Saori, o której istnieniu Noran
nie miał teraz nawet najmniejszego pojęcia. Cóż, duralev miał słabe
doświadczanie w pocieszaniu innych ludzi, a co dopiero elfek, toteż nie
mogła liczyć, że pogłaszcze ją po głowie i powie, że tak naprawdę kocha
magię i w ogóle. Zbyt dobrze jednak wiedziała, że gdyby nie ta "magyja
przebrzydła" Noran nie stałby w tym miejscu taki zadowolony z siebie
oraz nie mógłby prowadzić elfki pod ręką, trzymając w drugiej zbłąkaną
butelczynę gorzały. Widząc jednak, że na dzisiejszy wieczór już raczej
wystarczy potrząsnął nią tylko lekko, wziął porządny łyk, po czym ze
szklanym brzdękiem odstawił ją na stół pomiędzy resztę szklanego
towarzystwa, z którym zapoznali się tego wieczoru.
-
No pefnie, że nic Ci nie jest. Rzekłbym żeś przynajmniej teraz wesoła. -
Rzucił jeszcze Noran wyciągając pomocną dłoń, która dość szybko została
pochwycona przez delikatne palce elfki. Ta... jak to się mówi "ślepy
prowadził kulawego", a przynajmniej teraz wspólnie stanowili taki
zabawny widok, prowadząc się nawzajem i kiwając na boki jakby podczas
jakiegoś silnego sztormu.
-
Upfs... - Mruknął Noran, kiedy dłoń obejmująca ją w pasie zsunęła się
na chwilę nieco niżej i czort wie, czy było to specjalnie czy też przez
przypadek. Najważniejszy był efekt i mówił sam za siebie. Jakoś udało mu
się przetransportować elfkę i wyglądał niemniej tak, jakby liczył za to
na jakąś nagrodę porównywalną do kolejnego orderu.
-
Potem pójdę i mu poffiem, że jesteś tutaj. A jak wsunie łeb do namiotu
to dostanie kubkiem w głofę, o! - Rzekł dumnie, gdyż najwidoczniej
mówienie o wielkiej wiwernie śpiącej na zewnątrz nie wydawało mu się
jakimś wielkim absurdem.
-
Pofiedz, pofiedz. - Rzekł spokojnie kiwając głową, po czym zsunął z nóg
buty i rozpiął skórzany kaftan pozostając w białawej lnianej koszuli,
spod którego wysuwał się medziany medalion w kształcie sokoła. Chwilę
potem zwyczajnie łupnął na łóżko, przeciągając się z lekkim trudem.
Przeca nie będzie spał na ziemi jak jakiś pies. Nie, kiedy ma w namiocie
łóżko.
- Ale s tymi szarami spróbujemy jutro, tak? - Zapytał po chwili, sprawdzając czy aby na pewno dobrze to sobie ustalili.
Ziewnęła
głośno, nawet nie kwapiąc się, by usta przesłonić, po czym westchnęła
cicho i ułożyła dłonie pod policzkiem, układając się wygodniej do snu.
Uniosła jednak jedną powiekę i zerknęła na kładącego się obok niej
duraleva, jej spojrzenie jednak było tak spokojne, jakby nie było w tym
nic nadzwyczajnego.
- Pofieem.. - zapewniła raz jeszcze, ziewając ponownie wyraźnie.
Świat
wirował jej przyjemnie dookoła, a umysł zamroczony alkoholem nie
pamiętał w tej chwili większości trosk. Tak, to chyba było w tym
najlepsze.
- Jakimi szarami..? - zapytała, unosząc powiekę i nieco głowę do góry, by lepiej się duralewovi przyjrzeć.
Czyżby wystarczył moment, by ta w sen zapadła i amnezji się nabawiła?
- A.. tymi szarami.. - wysepleniła, znów padając miękko na poduszkę. - Tak, tak, zamiemy szię nimi..
Całe
szczęście jednak, mimo zapewnień samej elfki, wszystko sugerowało, ze
jutro zdrowy rozsądek odzyska i nawet jeśli będzie próbowała zmieniać
bieg historii, to zrobi to w znacznie lepszy sposób. Co zaś za tym szło
to to, ze Noran nie miał już w żaden inny czas i inne miejsce trafić
samemu i niekontrolowanie. Zresztą, czy jutro, trzeźwy już duralev
będzie się pisał na tego typu ekscesy, nawet jeśli talani zgodziłaby się
spróbować tego?
Spojrzenie
elfki na moment zatrzymało się na jego medalionie i sama mimowolnie
dłoń położyła na tych, które i ona na piersi miała zawieszone. W
przeciwieństwie do neigo nei był to jeden przedmiot, a cała ich masa.
Kilka totemów z piórkami i kamyk w kształcie motylego pióra. Była też
mała miedziana moneta z dziurką.
- Magiszny? Bo moje tak.. W większości - kolejna wypowiedź elfki została przerwana przez ziewnięcie.
Vilithiel
przesunęła się nieco tak, by oprzeć głowę o ramię Norana. Potem
westchnęła głęboko i jeszcze mlasnęła cicho. Z czasem jej oddech coraz
spokojniejszy się stawał, co sugerować mogło, ze elfka zapadać w sen
zaczęła.
Ludowe
mądrości zawsze mówiły, że czy to człowiek, czy to też elf - każda
istota powinna od czasu do czasu dać sobie zdrowo w czambuł i oderwać
się od tego padołu łez. Noran wątpił, czy Aleksiej miałby im za złe, że
tak zakończył się jego pogrzeb. Ba! Nawet więcej! Noran był przekonany,
że kiedy Księżyc zalśni trupim blaskiem, a dzikie wilki zamkną oczyska
do snu delikatna bariera pomiędzy dwoma światami zaniknie,
przepuszczając do ich świata niektórych zmarłych i inne magiczne
paskudztwa. Aleksiej z pewnością pojawi się u nich w namiocie, zaklnie
pod nosem, że się tak szybko spili i nie poczekali na niego, wychyli
potężny łyk gorzałki i wróci na wielką ucztę, którą Shor wyprawiał dla
wszystkich prawdziwych wojowników. Tak, z pewnością musiało tak być.
Uspokojony zapewnieniami elfki, iż zajmą się czarami elfki również
przyłożył łeb do poduszek ociężale ziewając. Cóż, pocieszającym mogło
być to, że teraz czary eflki wyślą go od razu w miejsce akcji, bez
kilkutygodniowego poślizgu. Pierwsza taka podróż w dziejach
duralevskiego ludu! A może już druga? Zresztą... kto by to tam pamiętał.
-
Niet. Jak by był magiszny, to bym go nie nosił. - Rzekł z dumą,
dotykając palcami miedzianego sokoła. Zerknął też w kierunku talizmanów
elfki i jakoś tak wyszło, że dość szybko zostały one zupełnie zepchnięte
na drugi plan przez ciekawsze i bardziej krągłe rzeczy. Westchnął tylko
pod nosem, wbijając zielonkawe oczyska w prowizoryczny sufit, kiedy nie
wiadomo skąd jasna głowa spoczęła na jego piersi dychając coraz
spokojniej i głębiej. Zasnęła. Noran również nie miał jakiś bardziej
ambitniejszych planów, gdyż już po chwili namiot wypełniło ciche
chrapanie oraz łopotanie północnego wiatru. Potrzebował snu jak nigdy,
wszakże jeszcze kilka godzin temu walczył w bitwie. Bitwie, którą znów
przegrał.
Poranny
mroźny powiew wdarł się gwałtownie do namiotu duraleva przewracając
butelczynę i rozwiewając jasne włosy elfki, które wystawały jeszcze spod
ciepłej pierzyny oficerskiego łoża. W tych rejonach poranki zawsze były
mroźne. Ach, górskie powietrze. Gdyby rozleniwiona elfka zdołała się
wyrwać ze szponów uporczywego bólu głowy i palącego pragnienia,
wyczułaby że miejsce obok niej było już zupełnie puste. Jedyną
pozostałością był tylko skórzany kaftan oraz żołnierska manierka z wodą,
którą najpewniej dla niej zostawił. Stolik wraz z krzesłami wyglądał na
istne pobojowisko, którego nie powstydziłaby się nawet orcza horda.
Kilka butelek, w tym jedna strącona przez wiatr, która teraz toczyła się
leniwie w kierunku łóżka. Puste, porozrzucane kubki, ciemny lśniący
kamień, który spoczął na krześle, wypalone woskowe świecie i miedziana
misa, którą również podstawił chyba z czystej przezorności dla elfki.
Duraleva nie było. Wskazówką był tylko fakt, że płachtę czerwonego
namiotu odrzucono niedbale na bok, co sugerowało pośpiech. Gdzieś dalej
dało się słyszeć pierwsze żołnierskie rozmowy oraz dźwięk ostrzonej
broni.
“Niet.
Jak by był magiczny, to bym go nie nosił” - słowa duraleva jakoś tak
niestety cholernie wyraźnie w jej głowie rozbrzmiały. Otwarła oczy i
zmarszczyła smutno brwi, ale on tego dostrzec nie mógł, wszak jej głowa
opierała się o jego ramię cały czas. Magia była dla niej wszystkim, była
jak irytująca kochanka, bez której mimo wszystko życia sobie nie
wyobrażała. Że też alkohol nie potrafi odpowiednio zamroczyć wtedy,
kiedy akurat potrzeba!.. W jednej chwili wszystkie uczucia, które do tej
pory starała się w sobie dusić i wszystkie te, z których zdawała sobie
sprawę już od jakiegoś czasu i do których przyzwyczajała się powoli,
powróciły do niej ze zdwojoną siłą. Wszystkie zaś zostały przesłonięte
jednym: uczuciem wyobcowania. Zawsze i wszędzie, choć starała się do
tego nie dopuszczać, czuła się obco. Pierwsze jej wspomnienia, jakie w
ogóle pamiętała wiązały się z odrzuceniem. Była obcą wśród suele, które
ją wychowywały, a dla których wiązała się mimo wszystko z cywilizacją,
której nie akceptowały, była obcą dzikuską wśród elfiej rodziny, którą
po latach odnalazła dopiero, była obcą magini wśród duralevów, którzy
magii nienawidzili...
Po
raz kolejny próbowała odnaleźć się gdzieś, gdzie jej miejsce nie było i
po raz kolejny zdała sobie sprawę, ze to nie jest możliwe. Mimo
wszystko jednak zamknęła oczy i przemilczała swoje uczucia i mimo
wszystko zasnęła spokojnie u jego boku, a kiedy rano obudziła się sama
nawet jakość szczególnie nie zaskoczyło ją to. Niewiele pamiętała z
poprzedniego wieczoru, ale nieprzyjemne uczucie, które w sercu zagościło
jakoś nie wyprowadziło się zeń wraz z nastaniem dnia. Kompletnie zaś
zapomniała o czarze, który miała z Noranem spróbować rzucić. Głowa nie
bolała jej mocno, ale w gardle suszyło potwornie, to i bez zastanowienia
opróżniła manierkę, którą duralev zostawił nieopatrznie na stole, a
następnie dopiero zsunęła nogi na ziemię i usiadła na łóżku. Przegarnęła
potargane białe włosy i odetchnęła głęboko. Wstała i rozejrzała się po
pomieszczeniu, kiedy zaś spostrzegła kałamarz z piórem uśmiechnęła się
smutno.
“Możesz
nienawidzić magii. Może być Ci kompletnie obojętną też. Pamiętaj
jednak, że jest bardzo przewrotną i nie będzie jej przeszkadzało to
sprzyjać ci i tak.
Dziękuję Ci za wszystko co dobre. Przepraszam za wszystko com uczyniła źle.
Vili”
Napisała
na kartce kilka słów, których sensu sama chyba do końca nie rozumiała,
po czym wyszła z namiotu, by w stronę Szarego Kła się skierować. Dzień
był chłodny, ale pogodny - w sam raz na kolejną podróż.
Być
może zwyczajnie szukała w złych miejscach. Być może odnalazłaby swoje
miejsce, gdzieś gdzie wszyscy wyznawaliby podobne zasady co ona, a także
władali magią. Wieża Magów wciąż stała twardo na północnych ziemiach i
nawet pochód Arabda nie zdołał zaprzestać jej działalności. Pytaniem
tylko, czy tego właśnie chciała? Znaleźć się pomiędzy starymi,
zakurzonymi woluminami, zimnymi, kamiennymi ścianami i ludźmi, którzy
ponad wszystko dążyli do zdobycia magicznej potęgi. Mrukliwi, zamknięci w
sobie i nieco dziwaczni. Przynajmniej tak widziała ich reszta północy.
Ludzie
bali się magii z prostych powodów. Nie znali jej, a wszystko co
nieznane budziło zazdrość i lęk. Rzadko dane było im też zaznać jej
"pozytywnych" stron, przez co uważali ją za narzędzie czartów i
złoczyńców. Vilithiel zapominała o dość ważnej kwestii. Magia miała
swoje dwie twarze. Tę dobrą, która niosła pomoc i tę drugą, znacznie
gorszą, której naprawdę należało się obawiać. Do dna dzisiejszego Noran
widział w swoich snach piekło jakie rozpętał Czarnoksiężnik. Oboje
nosili w duszach ślady wojny i być może właśnie to sprawiało, że tak
bardzo się... rozumieli? Na Shora, kto by pomyślał, że elfie kobity też
są takie "emocjonalne" i skłonne do wpadania w smętną melancholię z byle
głupstwa czy nieznacznego gestu.
Woda
była zimna i kojąca. Jakby tego właśnie było jej najbardziej trzeba.
Kartka zaszeleściła cicho pod jej delikatnymi palcami, a pióro zamoczone
w atramencie kreśliło specyficznego słowa... pożegnania? Cóż, na pewno
nie chciałaby widzieć wyrazu twarzy Norana, kiedy czytałby fragment o
sprzyjaniu magii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)