Kolejne banalne pytanie, prawda? Wiadomo przecie, że o pięknych... samochodach! Nasz jest uroczy, bo czerwony - sama kolor wybierałam ma się rozumieć - ale niestety, mąż twierdził, że cyt: "to stara rojda, którą powoli #$#%^&&* wstyd jeździć". Za kupnem nowego auta z mojej strony przemawia tylko perspektywa płacenia niższych podatków - wiecie, lizing i inne takie nudy - ale to wystarcza, by co dziennie od kilku tygodni ten temat wałkować...
- Ale powiedz, myślałaś coś o tym samochodzie, prawda? - pyta szanowny małżonek, wchodząc za połowicą do łazienki.
- No.. - odpowiada pytana tonem słynnego Marianna po chwili ciszy.
- Wiedziałem! Wiedziałem, że to powiesz zanim to powiedziałaś i że TAK to powiesz!
Jak widać, trudno jeszcze jest zaskoczyć kogoś, z kim mieszka się przez siedem lat już, a drugie tyle się zna. Po chwili, gdy już oboje przestali się śmiać, żona dodaje:
- Wiesz... Spać powoli przez to nie mogę normalnie -
Sarkazm dosłownie spływał jej z ust, ale chyba jednak nie był zbyt doskonale czytelny, bo po chwili w odpowiedzi padło pytanie małżonka i nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nei było zadane poważnie.
- Ty też?
Dziś był samochodowo- kredytowych atrakcji ciąg dalszy. Rozważania, co gorsze, nie dotyczyły koloru auta, ale zdolności kredytowej naszej rodzinki. Nie jest łatwo ustalić takową, gdy prowadzi się firmę i zysk, jak wiadomo, jest różny.
- Słuchaj - zagaja małżonka. - To może kupmy telewizor? Weźmiemy go na kilka rat i zobaczymy jak nam z nimi będzie. Ocenimy, czy stać nas na coś większego.
- No, w sumie.. - widać po minie męża, że pomysł przypadł mu do gustu, to zaś zapewne ma coś wspólnego z faktem, że wczoraj kupił sobie nowa grę na PS i narzekał, że grafika na starym tv jest gorsza niż na kompie.
- Ale wiesz, zanim kupimy telewizor, musisz zamalować tę ścianę, co znaczy, że mamy jeszcze dobre pół roku na szukanie modelu...
- Ha. Ha. Ha.
W tym momencie należy wytłumaczyć zgryźliwość narratorki. Całkiem słuszną! Otóż, sześć lat temu, kiedy robiliśmy generalny remont mieszkania została przeze mnie pomalowana jedna ściana w salonie na dziwne abstrakcyjne czerwono - pomarańczowe wzory - wiem, strasznie brzmi, a jeszcze gorzej wygląda. Wszystko było zaplanowane, bo w salonie miały być czerwone nowoczesne i proste meble, ale koniec końców została kupiona kuchnia w nieco staromodnym stylu, to i meble trza było do niej dopasować i koniec końców ściana pasuje teraz do wszystkiego, jak wół do karety. Tak, sześć lat temu to było i od tych sześciu lat czekam na zamalowanie. Zgryźliwość wytłumaczona?
Przed chwilą mąż wyliczał ile mniej więcej będzie potrzebował kasy na pomalowanie tej ściany:
- Ile tej farby? Niewiele.. Trza jeszcze kupić pędzle, taśmę, wałek... Bez sensu to wszystko kupować do jednej ściany. Szkoda kasy. Może zawołam Marka - nasz kolega zajmujący się zawodowo wykończeniówką - zapłacę mu i niech pomaluje..
Cholera, jak ja kocham te moje Dwie Lewe Złote Rączki : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz