Po takiej reklamie, jaką zrobiła mi Śliweczka, trudno mi było odmówić i nie zamieścić kolejnej przygody Vilki już teraz. Pierwsza część znajduje się tutaj, wszystkie zaś będzie łączył jeden tag - 'fantasy'.
- No to siedzimy tu do usranej śmierci. - Podsumował krótko, opuszczając ręce w geście bezradności. Bogów, a już w szczególności Shor`a najwidoczniej niezwykle bawiło pastwienie się nad niewinnym duralevem, który chciał teraz jedynie zimnej wody oraz świeżego powietrza.
Jak słusznie zauważyła Noran od razu zakwalifikował ją jako jedną ze złodziejek - najemniczek co to wszystko potrafiły zrobić dla kilku miedziaków. Miejska hołota bez czci i krzty honoru. Półświatek w swej całej okazałości. Być może dla tego też skrzywił się lekko na samą wzmiankę o magicznych umiejętnościach elfki. Tfu, żeby tu było jeszcze gdzie splunąć. Tego brakowało, aby uczeni magowie po akademiach włóczyli się w najemniczych grupach. Świat się kończył... chociaż jeśli spojrzeć na to z szerszej perspektywy to wcale nie był jego świat. Był gdzieś daleko od domu, w czasach które niekoniecznie mogły się dla niego okazywać jasnymi. Niech no tylko dorwie tą elficę, a uszkodzona zbroja Kła będzie ostatnim z jej zmartwień.
Z tych ponurych rozmyślań wyrwały go słowa elfki oraz dźwięk kroków na kamiennej posadzce. Idą... tylko kto? Co tu się do kuźwy nędzy działo? Zwrócił się w kierunku drzwi, a jego dłonie niemal odruchowo zacisnęły się w pięści, kiedy zakapturzeni weszli do ich przytulnej klitki.
- Nie wydaje mi się. - Odparł twardo, próbując dojrzeć co skrywało się pod kapturami oraz jaką broń mieli ze sobą. Postąpił tez kilka kroków w kierunku jasnowłosej, stając przed nią i zasłaniając swoim ciałem. Och, jakie to było romantyczne... prawda była jednak taka, że w głowie duraleva już rodził się pewien plan. Żaden suczy syn nie będzie więził Viscyjczyka. Nikt z nich nie wiedział jednak kim był naprawdę. Nie miał tego wypisanego na czole. Dla nich mógł być tylko kolejnym pijanym duralevem, który napatoczył się podczas zadania.
- Ot, takiego wała kurwie syny! Toć ja tą ylfkę pierwszy wczoraj dojrzał jak z karczmy wychodził to sem pomyślał, że pogada i da się wymacać, a tu bach takie paskudne mordy jak wy. Co kurwa? Kuśki macie za małe, że w trzech na jednego wychodzicie? Palcem żeście robieni, że z bronią wyskakujecie? Wy kurwie syny, zawszone kundle, niedojebane megiery, elfi pachołowie, kurewscy lizodupcy w rzyć chędożeni przez psy! - Ciskał dalej przekleństwami w jednym konkretnym celu, aby któryś z nich w końcu nie wytrzymał i wyszedł do przodu by go uciszyć. Wtedy trza będzie przypierdolić mu w pysk i zabrać broń. Może Noran nie był jakimś ekspertem, ale niejednokrotnie lał się pod mordach w karczmach na północy i mniej więcej wiedział na czym polega ten sport.
Za kapturami kryły się twarze. Trudno to było dostrzec co prawda od razu, ale kiedy już się udało, można było to stwierdzić z całym przekonaniem. No ludzkie, ludzkie pyski mieli, ale... Jakieś takie nieludzkie jednocześnie. Duralev stanął naprzeciw mężczyzny, za plecami którego stali pozostali dwaj. Pierwsze co udało mu się zauważyć, to uśmiech chytry. Taki, na widok którego ciarki przechodziły po plecach i nóż się sam w kieszeni jednocześnie otwierał. Potem zaś spostrzegł, że twarze ich pokryte były jakimś czerwonym malunkiem, albo i tatuażem i przyznać musiał sam przed sobą, że nie miał pojęcia cóż to takowego było.
- Odejdź - głos przemawiającego był nader spokojny i opanowany.
Nie traktował on bynajmniej duraleva z góry, nie był też kpiący, a jednocześnie w jego nucie było coś, co nie pozwalało go lekceważyć, a przynajmniej nakazywało to tej części duraleva, która jednak krztyną zdrowego rozsądku się wykazywała.
Obelgi mężczyzny, choć trafne, zdawały się jednak nie trafiać do głównych zainteresowanych. Niestety, nie byli tymi, których łatwo było z równowagi wyprowadzić i nawet urażenie ich męskiej dumy nie przyniosło żadnego efektu. Nie mieli zamiaru podejmować żadnej uczciwej walki, na którą musiał Noran liczyć, zamiast tego postanowili wykorzystać to, co posiadali niewątpliwie - przewagę. Dwaj stojący z tyłu zacisnęli sugestywnie dłonie na rękojeściach broni przytroczonej do pasów. Były to ni to sztylety, ni szable, coś z czym, jak widział poprzedniej nocy, doskonale potrafili się obchodzić.
~ Nie w ten sposób. Pozwól działać ~
Usłyszał, choć ani słowa nikt nie rzekł, wyraźnie. Dopiero po chwili pojął, że myśl ta w jego głowie rozbrzmiała. Myśl, która nie do niego należała, a która miała wyraźnie kobiecy głos. Najwyraźniej ktoś posługiwał się magią, by do niego w ten sposób przemówić, nie mógł mieć jednak pewności czy była to jasnowłosa stojąca za nim i czy on sam mógł też z tym magiem się spróbować w ten sposób porozumieć.
- Coś mi mówi... - usłyszał kpiący głos za sobą.
Elfka przeszła obok niego, po czym stanęła u boku zakapturzonego.
- ... że chyba jednak większe od ciebie - mrugnęła do niego i uśmiechnęła się krzywo.
Sprawiała wrażenie, jakby nie miała nic przeciwko, by opuścić to miejsce i miała głęboko w rzyci czy zrobi to z duralevem, czy też bez niego.
Noran nie potrafił stwierdzić z kim przyszło mu mieć do czynienia. Nie dość, że wcale nie wyglądali jak zwyczajowi ludzie z północy bądź południa to na dodatek można było łajać ich jak łysą kobyłę, łącznie z przekleństwami na temat męskości jak i sposobem prowadzenia się ich matek. Dziwne. Nawet bardzo. Stali tak niewzruszeni jak gdyby połknęli kije od szczot i jedyne na co się zdobyli to kilka niepokojących słów. Nie liczył na uczciwą walkę, gdyż żadna walka z góry nie była uczciwa. Nie dałby im pewnie jednak rady. Mało kto potrafił poradzić sobie naraz z trzema przeciwnikami mając do dyspozycji jedynie własne dłonie. Nieco rozsądku ukrywało się jeszcze w głowie durala i wychodziło mu na to, że trzeba mierzyć siły na zamiary. No i jeszcze ten głos w głowie. Znowu magia. Oczywiście, że chędożona magia. Nie wiedział kto ani jak ale obstawiał dwie możliwości. Albo jasnowłosa, albo Vilithiel która przygląda się jemu ze swego świata i próbuje jakoś pomóc.
- Eto idź kurwico jedna. - Odparł elfce, kiedy ta wyminęła go i stanęła po stronie zakapturzonych. Nie wiedział na ile była to gra, a na ile prawdziwe działania. Dostrzegł jednak jej mrugnięcie, a reguły odstawiania szopki wymagały by był chociaż trochę na nią zły... chyba.
Talani posłała mu w powietrzu całusa, po czym odwróciła się na pięcie i pierwsza się skierowała. Dwaj mężczyźni od razu ruszyli za nią, trzeci, wycofał się tyłem, cały czas obserwując duraleva. I tak, koniec końców, drzwi zamknęły się znów z chrzęstem i nasz bohater pozostał sam w ciemnej i zimnej celi. Eh, gdyby tak który choć pomyślał o tym, by pozostawić więźniowi choć trochę wody... Ale widać jego zdrowie nie było priorytetem, bo takowej duralewowi pożałowano. Kto wie, może i po kilkunastu godzinach spędzonych w kompletnej prawie ciemności i ciszy przerywanej jeno cichym pluskiem, jakie wywoływały opadające z sufitu krople, zaczął nawet tęsknić do denerwujące ujadania dziewki?
Zatracił poczucie czasu. Powoli miał już pewnie też dość przemyśleń, które nic dobrego nie przynosiły. Kiedy zaś z trudem zaczął odpychać od siebie chęć wylizania ścian, wtedy usłyszał jakiś chrobot. Gdzieś ponad nim coś zachrzęściło, potem zaś usłyszał kroki, ale wyraźnie cichsze niźli poprzednim razem. Jeszcze moment i ciszę przerwał zgrzyt zamka w drzwiach i ... Cisza.
Jeśli zdecydował się drzwi otworzyć, to zdołał dostrzec korytarz spowity mrokiem, a przy schodach postać zakapturzoną,. odwróconą do niego tyłem.
Duralev wertował wszystkie swoje odmęty świadomości w poszukiwaniu jakiegoś odpowiednio obelżywego gestu, którym mógłby jeszcze uraczyć na koniec "cmokającą" elficę, jednakże ta szybko zniknęła nie dając mu możliwości do rozwinięcia swoich zdolności aktorskich w odstawianej szopce... a może już od samego początku chciał jej tak pokazać? Zaszczycił wychodzącego mężczyznę spojrzeniem typu "jeszcze się spotkamy", po czym usłyszał tylko łupnięcie zamykanych drzwi. Antymagicznych, jakby ktoś się kuźwa dokładniej dopytywał. Kto wpadał na pomysł by tworzyć loszek dla magów?
Kilka godzin później nie chciało mu się odpowiadać nawet na to pytanie. Wątpił czy jego życie stanowiło w tej grze jakąkolwiek wartość. Być może gdyby wzięli go za coś więcej niźli pijanego duraleva, jednakże Noran w przyszłości mógł nie być aż tak rozpoznawalną personą. Równie dobrze jego popioły mogły być już od dawna rozwiewane przez północny wiatr, kiedy któryś z orków postanowiłby jednak rozłupać mu czaszkę i sprawdzić tym samym co ma w środku? Los zadziwiająco podobny do losu zmarłego krewniaka. Noran przywykł jednak do zgryzoty życia i bywał w gorszych problemach niż dławiące pragnienie. Zbyt dobrze pamiętał jak ugięły się pod nim nogi kiedy zobaczył Ilentusa (chyba tak nazywał się ten smok z Vyzno), kiedy zdarzyło mu się wędrować po mroźnej północy zupełnie bez zapasów, kiedy spadał z konia z wycieńczenia. Tak, potrafił jakoś przeżyć ową "niedogodność" w postaci braku wody. Za świergotaniem złotowłosej elfki niewiele tęsknił. Wręcz przeciwnie. Przynajmniej był święty spokój, w którym jego myśli znów nieprzyjemnie powracały do obrazu śmierci Aleksieja. Zgrzyt. Zamek drzwi ustąpił. Nikt nie wszedł. Dlaczego by nie wyjść skoro otwierają? Postąpił kilka kroków w głąb korytarza, zatrzymując się.
- Co teraz? - Zapytał nad wyraz konkretnie, spoglądając z bezpiecznej odległości na zakapturzoną postać?
Postać stojąca w mroku była niezbyt wyraźnie widoczna, ale duralev zdołał dostrzec, ze ta cały czas zerkała nerwowo w górę schodów, jakby obawiała się, ze ktoś zejdzie zaraz na dół. Kiedy mężczyzna się odezwał, odwróciła się nerwowo, by po chwili wahania zrobić krok w przód. Zmysły Norana działały na najwyższych obrotach. Po chwili dotarło do niego coś, co mogło zadziałać jak obuch w głowę. Postać...była mężczyzną. Na dodatek zaś sięgnęła powoli dłonią w kierunku rękojeści tej dziwnej śmiesznej broni, którą wszyscy tutaj nosili.
- Tylko spokojnie.. - no chłop, no jak w mordę strzelił chłop!
Zakapturzony zatrzymał się jakiś metr przed Noranem. Ten zaś nadal nie mógł dostrzec dobrze jego twarzy, widział jednak, ze każdy ruch nieznajomego jest wyważony. Mogło to znaczyć cokolwiek i naprawdę trudno było ocenić czy miało się do czynienia z wrogiem, czy przyjacielem. Otwarł drzwi lochu, więc przyjaciel, ale przecie niewątpliwie był wojownikiem, więc... Może ktoś inny drzwi otwarł?Po prawdzie Noran już od samego początku był przygotowany na taki obrót sprawy, że zakapturzony niekoniecznie musiał okazać się przyjacielem i przyjdzie powybijać mu kilka zębów, jednakże to wszystko nie trzymało się jakiejś większej kupy. Trafił do domu wariatów, albo jakiejś pokręconej wizji w głowie Vilithiel. Za chwilę pewnie wprowadzą go na jakąś uczto - orgię w mieście krasnoludów, gdzie gorzałka będzie lała się strumieniami, a kobiety będą jeno ubrane w złote bransoletki na kostkach. Tak to było pewne. Przynajmniej jemu trafiały się takie przedziwne sny, a uśpiona dotąd część umysłu duraleva poczęła wyliczać ile "nahajek" będzie dostateczną rekompensatą za takie wesołe przeżycia.
- Byłbym spokojniejszy gdybym wiedział co tu się kurwa dzieje. - Odparł z rozbrajającą szczerością śledząc każdy ruch mężczyzny. Gdyby doszło do walki pierwszym co musiał zrobić to dostać w swe łapy tą śmieszną broń. Nie wyglądało mu jednak na to by zakapturzony chciał zabijać go od razu. Gdyby chciał mógłby od razu zaczaić się przy wyjściu z loszku i zdzielić go tym czymś przez łeb. Znacznie szybsze i wygodniejsze rozwiązanie sprawy.
Mężczyzna milczał przez chwilę, po czym nagle ściągnął kaptur z głowy i przegarnął króciutkie włosy tak, jakby te co najmniej do ramion sięgały. Wyglądał na około trzydzieści lat, całą twarz miał pokrytą czerwonymi malunkami tak, że tylko oczy i zęby lśniły w ciemności wyraźnie. Całkiem 'przyjemny ' widok trza przyznać...
- Tak po prawdzie, to ja też - stwierdził spokojniej, dochodząc do wniosku, że jednak Noran nie rzuci się na niego bez ostrzeżenia.
Przełknął ślinę i potarł dłonią usta.
- Musimy się stąd jak najszybciej wydostać, a to bynajmniej łatwym nie będzie. Będziesz udawał więźnie mojego, co nie będzie trudne chyba, skoro praktycznie nim jesteś - nieco kpiny było zawarte w tym stwierdzeniu, a uśmiech chytry, jaki na twarzy jego zagościł wydawał się mu być znajomy.
- Chodź, chodź, żołnierzyku. Jeszcze mi się odpłacisz za to, żeś mnie tu wpakował i jeszcze dług wdzięczności za uwolnienie mieć dodatkowo będziesz - mężczyzna go wyminął, kierując się w stronę głębi lochu, a robiąc to, mrugnął do niego... całkiem znajomo.
- Więc jest nas już dwóch. - Odparł jakimś takim znacznie przyjaźniejszym tonem głosu. Cóż, nie spodziewał się aby jeden z wymalowanych sztywniaków zdobył się na uwolnienie go z celi. Kim jednak byli? Być może w przyszłości Arbad podbił Cerelain, a to byli właśnie jego emisariusze. Malunki przypominały mu nieco te, które widziało się wśród dzikich plemion. Być może był to jednak tylko nieznaczący symbol.
- Dlaczego musimy tak szybko uciekać? Nie możemy się wolno przespacerować niczym para kochanków na schadzce, tia? - Odparł z podobną kpiną w głosie, zgadzając się jednak na odgrywanie więźnia, którym w rzeczywistości był. Miał inny wybór? Znaczy miał, mógł pokonać zakapturzonego i przebić się przez cały loszek w pojedynkę. Niezbyt ciekawa opcja. Ostatecznie mógł to być kolejny podstęp albo też... wybawienie. Wybawienie ze strony wąskodupej elficy. Wysłała kogoś po niego, albo też... nie to niedorzeczne. Chociaż owe mrugnięcie ponownie przywiodło mu na myśl jak bardzo nie lubił chędożonej magi.
- Co z elficą, która zwała mnie od idiotów? - Rzucił niewinnie, starając się nadążyć za tempem swego "klawisza", który wyprowadzał więźnia.
- Powiedz mi jeszcze gdzie jesteśmy i czy widziałeś moją szablę? -
Korytarz, którym szli był ciemny i wilgotny. Niewiele różnił się od tego pomieszczenia, w którym to Noran spędził najprawdopodobniej cały dzień. Jedyna różnica była taka, że tutaj gdzieniegdzie były kaganki z nikłymi płomykami, dającymi nieco światła. Po drodze duralev widział kilka drzwi, ale z zza żadnych nie dochodziły do niego żadne dźwięki. W końcu zamruczało przed nimi nikłe światełko, sugerujące, że za rogiem będzie jakieś wyjście z tunelu. Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał przed siebie.
- Okazało się, że sama jest niezłą idiotką, skoro postanowiła ci jednak pomóc - stwierdził ciszej mężczyzna, wyciągając dłoń w bok tak, by powstrzymać ewentualnie Norana, po czym odwróciła się w jego stronie.
Przez chwilę przyglądał się rozmówcy, jakby chciał coś więcej z jego mimiki wyczytać.
- A jako że ma niezłe umiejętności kamuflażu, to z nich korzysta - niby nie wprost, ale właśnie Noran usłyszał potwierdzenie swoich domysłów.
Mężczyzna, a przynajmniej ktoś, kto na niego wyglądał, sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niego jakiś rzemień grubszy.
- Twojej szabli niestety nie widziałam... - stwierdziła z nieudawaną powagą w głosie. - A teraz odwróć się, muszę ci związać ręce, w nieco mniej przyjemnych celach - dodała już nieco żartobliwiej, zupełnie jakby chciała nieco atmosferę rozluźnić.
Wszystko wskazywało na to, że ów loszek stawał się naprawdę sporym kompleksem. Tylko kto pozwoliłby sobie na wybudowanie czegoś takiego, po to aby więzić swoich wrogów? Nie łatwiej było ich od razu zabijać? Jeszcze do tego fanaberie w postaci antymagicznych zabezpieczeń. Czyżby w przyszłość, aż tak bardzo się pozmieniało?
- Widocznie miała taką potrzebę. - Odparł mężczyźnie z tą samą udawaną nieświadomością jakby mówili o kimś trzecim, zatrzymując się o kilka kroków za nim... albo za nią. Czort z tym. Musiał jednak przyznać, że w pewien sposób mu zaimponowała. Noran wybierał z reguły znacznie bardziej siłowe rozwiązania, jednak nie dysponował takim atutem jak magia.
- Szkoda. Kawał dobrej stali. - Mruknął bardziej pod nosem, żegnając się tak jakby ze swoją Dumką. Każdy wojownik miał swoją ulubioną broń, a jej strata mogła być porównywalna do utraty ręki. Cholera, co jak co ale Noran coś o tym wiedział.
- Hm... już mi się podoba. Niebezpieczeństwo, sznury, związywanie. Tylko nie drap mnie zbyt mocno po pleckach, są takie delikatne. - Mruknął w podobnym tonie odwracając się do niej tyłem. Widać atmosfera udzieliła się i jemu, gdyż duralevskie przysłowie mówiło, że gdy masz płakać to lepiej się śmiej. Sytuacja była opłakana, jednak w niczym by mu nie pomogło rozpaczanie nad własnym losem. Nie należał do tego typu ludzi.
- Więc jesteś magiczką? Kiedy to się skończy... mogłabyś spróbować "wypchnąć" mnie z powrotem do moich czasów? Dobra, eto najpierw spróbuj nas stąd całych wyprowadzić. I nie zawiązuj zbyt mocno, żebym mógł walczyć kiedy zrobi się gorąco. - Rzucił krótko, szykując się do dalszej części ich wesołej szopki.
Na dłoniach wyciągniętych do tyłu poczuł miękki rzemień. Jego sugestia, całkiem słuszna zresztą, by nie wiązać ich zbyt mocno, okazała się zbędna, bo jego towarzysz...ka sama na to wpadła.
- Gotowe, powinno nie być problemu z rozwiązaniem - stwierdził, gdy już rzemień jego nadgarstki związał.
Zanim ruszyli dalej mężczyzna wyciągnął jeden ze sztyletów, znacznie krótszych od tych, które przy bokach jego zwisały i wsunął go za pas Norana tak, by pozostał niewidoczny pod kurtą (nie pamiętam w co Noran jest ubrany ;) ). Swoją drogą, to szkoda, ze nie pomyślał o tym wcześniej, nie musiałby go teraz macać!
- Ruszamy, nie pozostało nam zbyt wiele czasu. Czuję, ze zaklęcie przestaje działać, a wolałabym tutaj drugi raz go nie rzucać, bo z magią różnie bywa, ale to.. - rozmówca zerknął na Norana. - To chyba wiesz już doskonale.
I tak ruszyli przed siebie. Po chwili dotarli do zaułku. "Więzień" mógł dostrzec wyjście z tunelu, kiedy tylko oczy przyzwyczaiły się do jasnego światła bijącego od niego, przy którym stało dwóch mężczyzn.
- Dobra. Przedstawienie czas zacząć - burknęła magini, rozluźniając ramiona. Złapała Norana za łokieć i szarpnęła do przodu.
Noran z lekką ulgą poczuł jak niewielki sztylet wsuwa się za poły jego skórzanego kaftana. No tak teraz był uzbrojony. Wielka to pociecha, jeżeli doszłoby do walki. Miast długiej i wyważonej Dumki, którą potrafił wyłuskać z dłoni przeciwnika broń dostał sztylet. Jak to się jednak mawiało "darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby". Gdyby nie to pozostałoby mu chyba tylko duszenie rzemykami, które tworzyły jego więzy.
Odpowiedzią na jej słowa był tylko przelotny złośliwy uśmiech, który dosadnie pokazywał jak Noran jest uświadomiony o kaprysach sztuki magicznej. Góry przenosić, morza zawracać, a już kilka litrów gorzałki wyczarować to nie ma komu. Pojawiło się w końcu wyjście oraz dwóch strażników. Cóż, najrozsądniej było zgrywać tego nieszczęsnego więźnia, toteż Noran pochylił łeb do przodu wbijając go w kamienną posadzkę loszku. Kilka kosmyków włosów opadło na jego zmęczoną twarz i po prawdzie wyglądał właśnie jak jeden z takich jeńców wojennych. Na razie mówienie pozostawi elfce. Mało kiedy spotykało się rozmownych więźniów... chyba, że zbliżała się pora obiadu albo rozdawano zimniutką wodę.
Ruszyli zatem. Wolność zdawała się być coraz bliżej, ale jednocześnie równie daleko cały czas. Towarzyszka Norana wydawała się być opanowana, co dawało nadzieję na to, ze dobrze uda się jej odegrać rolę. Szła pewnym krokiem, mocno ściskając ramie duraleva. Z każdą sekundą zbliżali się coraz bardziej strażników. Ci zaś, kiedy dostrzegli ich, przerwali pogawędkę i poprawili swe ubrania odruchowo, jakby spodziewali się wizyty przełożonego jakowegoś. Prawie jak w wojsku, prawie..
Kobieta uznała najwyraźniej, ze im mniej będzie mówić tym lepiej - chciałoby się rzec, ze dobrze, ze choć czasami tą zasadę wyznawała. Kiedy zatem znaleźli się obok strażników jeno skinęła im głową i szarpnęła mocniej "więźnia". Ci odpowiedzieli im tym samym gestem. Wyraźnie można było dostrzec, ze mocniej pierś wypięli i wyprostowali się znacznie, gdy twarz, którą elfka przybrała, poznali. Noran poczuł jak słońce, choć poranne i delikatne, jego twarz otula. Zadziwiające, jak czasami można docenić najzwyklejszą na świecie rzecz. Wszystko szło gładko, oddalali się od strażników coraz bardziej, a kiedy mieli już za rogiem skręcić, wtedy posłyszeli za sobą głos.
- Stójcie! - zatrzymali się oboje.
Strażnik ruszył w ich kierunku. Towarzysz Norana, który teraz wyraźnie jasno błękitne oczy znanej mu elfki już posiadał, spojrzał na niego pytająco. "Wiejemy?", zdawać by się mogło pytała go teraz.
Najwidoczniej elfka podzielała zasadę Norana, że chwilowo najlepszym wyjściem będzie milczenie. Cóż, nie należało się spodziewać, że utną sobie jakąś miłą pogawędkę ze strażnikami na temat pogody i ceny piwa w okolicznych tawernach. Kuźwa, spoglądając tak na nich wydawało się, że jeszcze trochę a zasalutują mężczyźnie, którego postać przyjęła jasnowłosa. Wybrała sobie jakąś szychę? Albo dowódcę? Tylko jak dałby go radę obezwładnić i przybrać wygląd? Być na niektóre pytania było lepiej nie znać odpowiedzi. Miało się wtedy spokojniejszy sen.
Wczesne promienie słoneczna padały na jego zmęczoną twarz i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak długo musieli tu siedzieć i jak bardzo chce mu się pić. Wody, królestwo za wodę. Albo raczej za majątek Viscyjczyków.
Zawsze muszą być jednak jakieś problemy. Strażnicy z pewnością nie stali tam tylko dla ozdoby, a zakapturzony mężczyzna który go prowadził zaczynał nagle zmieniać kolor oczu w porannym świetle. Niedobrze. O ile wcześniej mogłaby jeszcze z nimi porozmawiać, tak teraz nie wchodziło to nawet w rachubę. Noran skinął szybko głową, pozbył się więzów zrzucając je na ziemię, po czym spiął się do biegu, tak by ruszyć zaraz za elficą. To jej miasto i to ona powinna wiedzieć, w którą stronę najlepiej uciekać.
Elfka, kryjąca się pod postacią męzczyzny, skinęła tylko potakująco mężczyźnie, po czym pognała przed siebie.
- Upadło coś wam...! - dobiegło tylko za ich plecami, a gdyby któreś spojrzało za siebie wtedy spojrzało za siebie, wtedy spostrzegli by zaskoczonego niebywale strażnika, który w dłoni trzymał przedmiot wyglądający na papierośnice metalową.... Cóż. Ich ucieczka najwyraźniej wprawiła go w zdumienie, ale szybko zrozumiał co jest grane i odzyskał rezon.
- Za nimi! - krzyknął już teraz donoście, alarmując drugiego ze strażników.
No i tak pognali uliczkami miasta, które na szczęście nie różniło się bardzo od tych, które miał zapewne okazję widzieć już w swoim życiu Noran sporo. Elfka biegła przed nim, zwinnie wymijając przechodniów i stojące pod ścianami skrzynie. W pewnym momencie wskoczyła na piętrzący się pod murem stos śmieci, potem złapała za krawędź dachu i podciągnęła się do góry.
- Dalej...! - syknęła w stronę Norana. - Pospiesz się, to nie spacerek nad jeziorko...!
- Bliad! - Dało się tylko słyszeć wściekłe przekleństwo duraleva, kiedy wprawionych w ruch nóg nie dało się już zatrzymać. Przeklęta elfka, taka mistrzyni kamuflażu, a gubi swoje rzeczy pod drodze. Bogowie, za co to wszystko spotykało właśnie jego? W tejże chwili nie było już jednak mowy o nagłym zawróceniu, przyjęciu z wdzięcznością metalowego puzderka i obietnicy, że następnym razem zmienią go na warcie.
Ruszyli biegiem, a Noran z nielichą trudnością dotrzymywał kroku elfce starając się nie potrącić któregoś z przechodniów. W przeciwnym wypadku potraciłby bark jakiegoś kupca, strzelił przepięknego fikołka i łupnąłby z hukiem w stojące pod ścianą skrzynie. Bycie eflem mogło się jednak w niektórych chwilach przydawać. Ta kocia zwinność... nie, nie zamieniłby się jednak na stałe. Zbyt słabe głowy do picie mieli.
- Chyba żartujesz. - Warknął niespiesznie Noran, obserwując jak elfka z gracją młodej kotki wspinała się na krawędź budynku, a potem na dach. Nie, zbyt mocno stąpał po ziemi. Kuźwa przez wszystkie wojny nikt nie wymagał od niego równie niedorzecznych czynów.
- Podaj mi rękę. - Rzucił tylko szybko, próbując postępować jak elfka. Najpierw na górę śmieci, podskok, złapanie się z krawędź dachu... cholera, później wcale nie było już tak łatwo.
Tak, gdyby Noran mógł spojrzeć teraz w te jasne oczy, które wyraźnie do reszty twarzy nie pasowały i sugerowały, że działanie zaklęcia zaczyna blednąć, wtedy dostrzegłby w nich coś na kształt... radości. Znał to uczucie, zaznał go nie raz na polu bitwy, kiedy wiedząc, ze w każdej chwili może zginąć czuł się jednocześnie wspaniale. Podobnie i ona, teraz, uciekając przed pościgiem wąskimi uliczkami, wspinając się na dach kamienicy, świadoma tego, jak tragicznie może się ta 'zabawa' dla nich skończyć, zdawała się być cholernie zadowolona, zupełnie jakby to była jedna z tych chwil, kiedy czuła, ze w pełni żyła.
Podała Noranowi rękę, uśmiechając się szeroko, ukazując tym samym prawie wszystkie, nieco zaniedbane, zęby swej ofiary, której postać przybrała.
- Proszę uważać, by kolan nie odrzeć, jaśniepanie - szepnęła rozbawiona i choć w jej głosie nie było teraz słychać kpiny, a szczere rozbawienie, to i tak mogło to nieźle duraleva zirytować. Ale bo to pierwszy raz?..
Kiedy znaleźli się na dachu mężczyzna wcale nie miał łatwiej i z górki - chyba, ze jego celem było złamanie sobie karku, to wtedy tak, nie było to trudne. Elfka niewiele zwolniła, choć teraz przyszło im biec po pochyłym lekko dachu z chwiejącymi się dachówkami. Po chwili zeskoczyła około dwóch metrów w dół na niewielki daszek poniżej. Zerknęła w górę, upewniając się, że Noran za nią podąża, po czym pobiegła znów dalej. Znała te miejsca jak własną kieszeń, kto wie, może nawet nie po raz pierwszy pokonywała tę trasę? Koniec końców przylgnęła do jednej ze ścian, kryjąc się w cieniu i zerknęła w dół na drogę.
- Wygląda na to, że się udało.. - szepnęła, odwracając się w stronę mężczyzny.
Ten zaś mógł dostrzec, ze działanie czaru minęło, a on miał znów przed sobą jasnowłosą irytującą kobietę. Jedyne co pozostało po wojowniku, to kurta, która teraz elfka ściągnęła i przeszukała jej kieszenie.
Tak, Noran zbyt dobrze wiedział jaką radość mogło przynosić igranie ze śmiercią. Te emocje, te bicie serca, które jakby chciało się wyrwać z twojej piersi. Krew nie woda, a w takich chwilach człowiek zdawał sobie z tego sprawę jak nigdy dotąd. Tak było jednakże w młodości. Noran przeżył już zbyt wiele by podchodzić do tego w kwestiach uda się, albo nie uda. Widział zbyt wiele wojen i zbyt wiele krwi. Widział śmierć swoich kompanów. Swojego krewniaka. W tym nie było ani cienia radości. Poza tym miał zbyt wiele do stracenia. Elfka prędzej czy później dostrzeże w tym wszystkim więcej, niźli tylko pozory śmiertelnej zabawy. Czasami się przegrywało, a on z pewnością nie chciał zobaczyć jej w kałuży krwi, z paskudnym cięciem, które zatrzymało się dopiero na kościach jej policzków.
- Zaraz ci kuźwa pysk obedrę. - Odparł tylko ze złością, próbując się wgramolić na dach budynku. Cóż, zdążył się już przyzwyczaić do słów elfki. Czasami i z gorszymi przyszło służyć w jednym oddziale.
Gdyby zapytać Norana co pamięta z tamtej chwili, odpowiedziałby że tylko szaleńczy bieg. Bo tak też w rzeczywistości było. Gliniane dachówki pryskały spod jego butów, osuwając się jedna za drugą kiedy w końcu wylądował na niewielkim daszku poniżej, którego deski zaskrzeczały z wyraźnym wysiłkiem. Na bogów, przecież ważył znacznie więcej niźli elfka, która skakała niczym górska kozica. Z wyraźnym zmęczeniem przylgnął, a raczej łupnął plecami w zacienioną ściankę spoglądając na drogę.
- Wygląda? - Rzucił nieco kpiąco, spoglądając na zdobyczną kurtę.
- Dobra, eto mi na dziś starczy. Znajdź jakąś opuszczoną ruderę, wyrysuj jakieś kręgi, pentagramy na podłodze, zbierz łzy dziewicy lub żabi skrzek czy tam inne cholerstwo i odeślij mnie z powrotem. - Rzucił nad wyraz konkretnie, rozglądając się dookoła.
Oddech elfki uspokoił się nadzwyczaj szybko. Tak... Niewątpliwie była u siebie i obiła to, w czym była dobra. Wychyliła się znaczniej, by drodze się przyjrzeć, ale całe szczęście nie dostrzegła na niej nic niepokojącego.
- Tak. Wygląda, ze tak - potwierdziła raz jeszcze, choć wiedziała, ze Noran zapewne życzyłby sobie usłyszeć coś konkretnego. Z drugiej strony przecie jasnowidzem nie była i nie mogła mieć stuprocentowej pewności, ze są już bezpieczny. Licho nie śpi, kto wie cóż złośliwy los miał w planie zrzucić im na łby za chwilę?
Kiedy ten zaczął swoją wyliczankę, spojrzała na niego tak, jak matka na dziecko swe jeno potrafi. Zaplatała ręce na piersi, ciężar ciała wyraźnie na jeden bok przerzuciła, a i głowę przechyliła znacznie. I tak przyglądała się mu z pobłażliwym uśmiechem. W końcu, kiedy już skończył, odchrząknęła i głowę pochyliła. Ręce z tyłu, na biodrach skrzyżowała i zrobiła krok w jego stronę, podchodząc dość blisko duraleva. Jedna dachówka chrzęstnęła pod jej butem.
- Stać cię? - zapytała w końcu z uśmiechem, unosząc głowę i przyglądając się mu. - Twój dług u mnie i tak już sporych rozmiarów jest.. Wisisz mi koszta operacyjnie spierdzielonej wieczornej roboty i jeszcze za to, żem ci rzyć z lochów wytargać pomogła - uśmiech, zadarcie brwi, milczenie.
W sumie może i nie była aniołkiem. Ba! - z pewnością nim nie była i jak takowy traktowana być nie chciała, ale i on święty nie był, a i kłopotów trochę przez niego przecie miała.
Rewelka.... prosimy o więcej :)))
OdpowiedzUsuń:DD A Ty co się tak w liczbie mnogiej wypowiadasz? ^^ Z tego co widzę jedna czytasz ;p
OdpowiedzUsuńAle spoko, będą kolejne części, tym bardziej, ze już tworzy się historia zupełnie innych postaci :)
A, bo ja z Mężem czytam :D :D a tak na prawdę to ja jemu czytam ;)) ale grunt, że oboje jesteśmy zainteresowani ;D he he
OdpowiedzUsuńTo kiedy będzie kolejna część??? bo już się nie możemy doczekać :**